Szakale wyją w sierpniu – 5. Wycie Szakala o Północy
Opublikowane w ndz., 14/08/2016 - 10:49
Wielu debiutantów znalazło się również w innych drużynach. Maja Skowrońska z Atos Racing Team pierwszy raz wystartowała w biegu sztafetowym, a także w zawodach o górskim charakterze. Wcześniej wzięła udział w Biegowej Bitwie o Łódź, a teraz się przygotowuje do Runmageddonu Rekruta w Warszawie już za tydzień. – Jeśli po takiej górce nie poprawi mi się kondycja, to nie wiem, co innego może pomóc. Na Bitwie było trochę podbiegów, ale tu była górka razy osiem. Zdecydowanie najtrudniejszy był dla mnie zbieg, za każdym razem bałam się o swoje zęby, ale skończyło się szczęśliwie – powiedziała zawodniczka, pokazując w pięknym uśmiechu, że wciąż ma je całe.
Pierwsza sztafeta była to też dla niektórych członków naszej ekipy: Moniki i Darka Kubiaków oraz Igora Porczyńskiego. Igor to kolega Darka z klubu bokserskiego, ściągnięty do składu jako zmiennik rano w dniu zawodów. Na co dzień rzadko biega, jednak wraz z Darkiem za tydzień również startują w warszawskim Runmageddonie – przyznał więc, że taki trening bardzo mu się przydał. Darek w tym roku rozpoczął górskie bieganie – pokonał już Rzeźniczka i krynicki Spartan Race Super – jednak ośmiokrotnie zrobiony podbieg wycisnął z niego ostatnie siły. Wraz z Moniką nie wiedzieli, że jest w naszym mieście taka fajna górka do trenowania. Wszystkim bardzo podobał się klimat nocnego biegu z płonącymi przy trasie zniczami. – Można by od czwartej pętli, jak się ludzie nauczą trasy, dla urozmaicenia biegać bez czołówek! – śmiał się Jarema Dubiecki z naszej Białej załogi, też debiutant.
Pozostałe dwie dziewczyny z naszej drużyny biegały już tu z nami wcześniej – Natalia Potrzebowska przed rokiem, a Agnieszka Trzeciak dwa lata temu. Dla Natalii teraz było łatwiej bo już znała trasę, wiedziała jak się przygotować, gdzie można dołożyć, a gdzie puścić nogi i zlecieć z gór, jednak końcowa część podbiegu i tak była najtrudniejsza. Aga nie pamiętała już pierwszego startu i może dlatego teraz łatwiej było jej się ponownie zdecydować. Podbiegi były dla niej najgorsze bo woli biegać po równym, ale raz na jakiś czas taki trening się przyda, a jak się widzi takich harpaganów jak tutaj, to można chcieć więcej – podsumowała.
Rolę dyrektora biegu pierwszy raz pełniła Klaudia Kobus. – To dla mnie nowe doświadczenie, ale fantastyczna przygoda – powiedziała po zakończeniu zawodów – mam nadzieję, że za rok znów będę pracować przy organizacji któregoś z naszych biegów. Jest ich co roku trzy, więc dyrektorzy jednych mogą startować w innych. Tremy specjalnie nie czuła, może dlatego, że w sprawach organizacyjnych pomagali jej klubowi koledzy. Wyraziła nadzieję, że wszystko udało się dopiąć na ostatni guzik i uczestnicy się dobrze bawili. Jako uczestnik potwierdzam jej nadzieję.
Kamil Weinberg
Cóż to była za noc, cóż to były za emocje, cóż to było za… zmęczenie.
Pośród nocnej scenerii, panoramy na miasto i wycia Szakali w tle, odbyła się kolejna edycja Wycia Szakala o Północy, czyli nocnego górskiego biegu sztafetowego. Czteroosobowe drużyny (a w każdej drużynie startowała co najmniej jedna kobieta) miały do pokonania dystans ok. 20 kilometrów. Wszyscy członkowie drużyn musieli pokonać ośmiokrotnie pętlę, która na pierwszym etapie miała postać mocnego zbiegu, by chwilę później mocno piąć się na szczyt Górki Rogowskiej. I właśnie tutaj – na samym szczycie – można było wyczuć niepowtarzalną atmosferę, którą tworzyła sceneria – nocna panorama miasta i blask rozświetlanej przez znicze trasy.
Zawody zorganizowane zostały na Górce Rogowskiej zwanej potocznie również „Śmieciówką”. Cała ponad 600-metrowa trasa rozświetlona była zniczami. Szczególne wrażenie robił podbieg, który przypominał pas lotniska oświetlonego nocą. Jednak tempo – spadające z każdym okrążeniem – nie pozwalało wzbić się w powietrze.
Osobiście, obok organizacyjnych prac i pomocy, wystartowałem w drużynie Szakale Bałut – Przedszkole Wampirów. Trzy miesiące przerwy w bieganiu nie dawały zbyt wielu nadziei na szybkie bieganie i pomoc w ulokowaniu drużyny na dobrym miejscu w klasyfikacji końcowej. Postanowiłem więc nieco się sponiewierać i odpokutować ostatnie „ciche dni” z bieganiem. Sęk w tym, że nie sądziłem, iż owa sponiewierka będzie mi towarzyszyć już od pierwszego okrążenia. Po trzecim kółku – nogi jak kłody, po czwartym sapałem niczym lokomotywa. Masz Szymonie nauczkę, oj masz nauczkę – powtarzałem sobie przy każdym kolejnym podbiegu, obiecując poprawę i powrót do regularnych treningów.
Jednak nie tylko ja cierpiałem. Było jak co roku. Narastające zmęczenie, każda kolejna zmiana coraz trudniejsza, próby przyspieszenia tuż przed zmianą, wiele „małych finiszów”, gdy zawodnicy rywalizujących teamów toczyli zaciekłą walkę o to, kto pierwszy odda pałeczkę. Każdy dawał z siebie co mógł – a to wszystko w duchu rywalizacji fair play, koleżeńskiej atmosfery i blasku księżyca. Właśnie te powody sprawiają, że Wycie Szakala o Północy jest jedną z moich ulubionych imprez biegowych.
Jeśli chcecie zobaczyć jak wyją szakale o północy, zapraszam do obejrzenia relacji przygotowanej przez Łódzkie Wiadomości dnia: http://lodz.tvp.pl/26540684/13082016
Z biegowymi pozdrowieniami
Szymon Drab, Ambasador Festiwalu Biegowego