Sztafeta Szaleńców z Helu na Morskie Oko
Opublikowane w wt., 11/07/2023 - 00:11
Są pewne projekty których realizacja wydaje się tak niemożliwa, że tylko szaleniec by się jej podjął. A co jeśli znajdzie się piątka takich szaleńców? Ósmego czerwca wystartowała zatem druga edycja wyjątkowego projektu Sztafeta Szaleńców z Helu na Morskie Oko, zainicjowana pierwotnie przez Arka Ostaszewskiego
(@projekt_maraton_w_2_30) w 2020 roku.
Idea bardzo prosta: biegowo przez całą Polskę. Pozwolę sobie przytoczyć krótko relację z tego wydarzenia, napisaną przez Arka:
Jeszcze nie do końca do mnie dociera, że to zrobiliśmy Ten projekt siedział we mnie ponad 2 lata. W końcu dojrzał, ja dojrzałem do jego realizacji. Trudno opisać to co wniósł do mojego życia, trudno opisać to co działo się przez te 4 szalone doby.
Rozmyślanie nad zrobieniem czegokolwiek nic Ci nie da dopóki nie zaczniesz robić. To, że miesiąc temu się zdecydowałem na realizację Sztafety i nie zmieniałem terminu mimo tego że termin nie pasował moim biegowym ludziom, doprowadziło mnie do poznania niesamowitej mieszanki osobowości złożonych z ludzi którzy właściwie nie znali albo nikogo w teamie, albo 1/2 osoby.
I tutaj zaczęła się magia. Sztafeta Szaleńców odmieniła niejedno życie. 830 kilometrów pokonaliśmy w 79 godzin 59 minut i 55 sekund, w tempie średnim 5:46”.
Jeden z uczestników owego wydarzenia Tomasz Waszkiewicz z grupy W pogoni za duchem postanowił reaktywować projekt. W maju pojawiła się pierwsza wzmianka o ponownym stracie sztafety. Tak się składa, że sama jestem częścią grupy w Pogoni za duchem więc na bieżąco mogłam śledzić poczynania uczestników.
Tomek do projektu zaprosił szalonych i wyjątkowych ludzi (oszczędzili mi trochę pracy bo sami o sobie trochę
napisali.
Tomasz Waszkiewicz - założyciel grupy W pogoni za duchem . Jak sam mówi bieganie to dla niego nie tylko ściganie się to doświadczanie bezcennych emocji dzielonych z bliskimi osobami. Mogę od siebie dodać, że widziałam co potrafi przebiec Tomek- w górach, na asfalcie, na bieżni czy to lekkoatletycznej czy mechanicznej. Wiem, że jakikolwiek projekt wypływa z niego robi to całym sobą i z wielkim zaangażowaniem.
Monika Swędzioł - jest amatorem biegania i entuzjastką podejmowania nowych wyzwań a jej motto to „długo, a wolno” Osobiście to moja przyjaciółka, połączyła nas miłość do biegania i tak sobie razem biegniemy. Dla mnie - to obowiązkowa osoba w takich projektach, bo jest zdeterminowana, żeby zrealizować cel i nigdy się nie poddaje. Nie do końca rozumiem dlaczego robi takie rzeczy ale wspieram jak mogę.
Jeremiasz Lotko - w 2019 roku postanowił zmienić swoje życie i na całe szczęście wybrał bieganie. Biegał już szybkie piątki i maratony ale to całkiem nowe doświadczenie.
Alex Motylska - nieustannie przesuwa swoje granice. W 2015 roku pierwszy raz
zmierzyła się z dystansem ultra 100km.
Rafał Kubiak - większość życia związał ze sportem. Aktualnie poświęca się bieganiu oraz jodze przeplatanej treningiem siłowym.
Jest ekipa i założenie: z Helu na Morskie oko w formie 5cio osobowej sztafety. Bez przerwy, cały czas ktoś jest w ruchu. Spanie w przerwach w samochodzie, jedzenie gdzieś pomiędzy zmianami, prysznic? Jak dobrze pójdzie to polowy gdzieś w środku pola obok muczącej krowy.
Uczestnicy mieli do dyspozycji dwa samochody - jeden osobowy i drugi 9-osobowy bus, które na trzy dni zmieniły się w ich sypialnie, kuchnie i łazienki, magazynek oraz przebieralnie.
Zawodnicy dokonywali zmian co +/- 10km, co nie zawsze dało się idealnie wymierzyć bo przecież konwój nie może wstrzymać całego kraju, prawda? A przed nimi ponad 800 km, pogoda która wcale nie miała zamiaru ułatwiać zadania i noc która mogła przynieść ukojenie bądź ciekawskie osobniki spoglądające na Szaleńców święcącymi oczami gdzieś w oddali.
Do tego pokonali wzdłuż całą Polskę z jej urokami i przeciwnościami takimi jak: lasy, rzeki i góry.
Żadne tego typu wydarzenie nie ma szans powodzenia bez osób które supportują biegaczy a było uch troje:
- Agnieszka Waszkiewicz
- Małgorzata Świerczewska
- Adrian Swędzioł.
Miałam również przyjemność pokonać część trasy jako suport z Szaleńcami i powiem to był piękny widok. Na pierwszy ogień rozmowa z Tomkiem w końcu to On zmierzył się z rolą organizatora:
Sandra: Skąd pomysł żeby reaktywować sztafetę?
Tomi: - Wiem, że wśród ekipy W pogoni za duchem są osoby, które lubią wyzwania. Mój pierwszy raz w sztafecie był startem z obcymi ludźmi - okazało się że nie ma to większego znaczenia - wynik piękny, przygoda była super ale chciałem zrobić to ze swoją ekipą.
Czym się kierowałeś wybierając swoich towarzyszy?
- Nie wybierałem - sami się zgłosili, a że nie było więcej chętnych - każdy kto się zgłosił - był uczestnikiem.
Jakie masz wrażenia po drugiej edycji- co było plusem? Czy czegoś zabrakło? Co byś zmienił?
- Wrażenia magicznej przygody. Wszystko zagrało. Dużym plusem był duży samochód - plus druga osobówka. Na pewno daje to komfort odpoczynku. Czy brakło czegoś? Tak ale to będzie nadrobione w najbliższych dniach/ A co bym zmienił? Delikatnie trasę - ale zmiany zamknęłyby się w jednym kilometrze.
Jak odbierasz tą sztafetę w porównaniu z poprzednią?
- Mając bagaż doświadczeń możesz się przygotować - wiesz co Cię może zaskoczyć. Odbieram tegoroczny start tak samo jak poprzedni - super przygoda. Choć tym razem jako organizator - mniej miałem czasu na rozglądanie się i dokumentację zdjęciową.
Jakie masz teraz plany startowe?
- Najbliższy start - 24h na Słowacji, potem Backyard w Jabłonnej.
Czy planujesz kolejną sztafetę?
- Tak - i już wiem ze nie można się ograniczać Nie można się ograniczać? Oho, czyli trzeba wypatrywać co się wydarzy za rok. To na pewno będzie: PETARDA!
Poprosiłam resztę uczestników aby trochę opowiedzieli Nam o swoich wrażeniach:
Jeremiasz: Wrażenia są bardzo pozytywne! Od samego początku było bardzo dużo pozytywnej energii i z biegiem kilometrów wcale to nie malało.
Monika: Jestem pod ogromnym wrażeniem jak znosiliśmy wszystkie trudy trasy, tego w jaki sposób był zorganizowany suport pod względem jedzenia trasy, przeliczania naszych kilometrów, budzenia nas na nasze zmiany i wszystkiego co się działo, ile pozytywnych emocji byliśmy w stanie przeżyć ale też doświadczyć piękna Polski.
Rafał: Wrażenia same pozytywne, od początku do końca praca zespołowa, trasa świetna, pogoda idealna. Odcinek dąbrowski mocno wybijający z rytmu chyba dla całej ekipy, zwłaszcza, że przed nocą
Co było największym wyzwaniem?
Jeramiasz: Dla mnie osobiście były to nocne zmiany i wyjście z samochodu, kiedy większość sobie smacznie spała.
Monika: Nawiększym wyzwaniem a w zasadzie moją największą obawą przed samym startem był brak prysznica i kwestie higieny. Ale okazało się, że miałam największe emocje pozytywne doznania min prysznic w szczerym polu z krową praktycznie naprzeciwko, w takich okolicznościach przyrody, że chyba nigdy więcej tego nie doznam.
Rafał: Wstawanie w drugą noc na swoje zmiany.
Co Cię najbardziej zaskoczyło pozytywnie/negatywnie?
Jeremiasz: Najbardziej pozytywnie zaskoczył mnie brak jakichkolwiek urazów, czy większego zmęczenia mięśni.
Monika: Pozytywnie to jak potrafiliśmy się wspierać pomimo tego, że nawet jak ktoś miał czasem jakiś humorek to wychodziliśmy z tego z uśmiechem na twarzy i to było mega pozytywne. Oczywiście, przed startem wszystko wydawało się dużo, dużo łatwiejsze no bo co to jest wyjść co 4h na 10km, kurka w dwa dni prawie 190 zrobiłam to tutaj to spokojnie, okazuje się, że jest to dużo dużo trudniejsze bo jest to szybsze bieganie, poleganie jeden na drugim i zupełnie inne tereny. Noc w Borach Tucholskich to było mega zaskoczenie, bardzo pozytywne. Jeśli chodzi o negatywne odczucia to nie ma ich.
Rafał: Pozytywnie: dało się utrzymać tempo od początku do końca negatywnie: za mało McDonald's39;s na trasie, tylko jeden!!!
Must have takiej wyprawy?
Jeremiasz: Kamper?
Monika: Dobrze nastawiona głowa i tak wspaniały support. Cała reszta to tylko dodatki.
Rafał: Dwie zgrzewki Muszynianki
Czy mieliście kryzysy, z czym były związane?
Jeremiasz: Tak jak wcześniej wspomniałem, największe kryzysy dla mnie przychodziły w nocy. Ciężko było się zwlec z wyra, przebrać się w chłodną noc i oczekiwać na zmiennika.
Monika: Kryzysem było wstać w nocy czasami ale tak naprawdę największym psikusem była pogoda i to jak bardzo mocno smażyło słońce, dla mnie- mam takie wrażenie, że jak biegam w słońcu to się wewnętrznie gotuję więc to chyba ale nie wiem czy nazwałabym to kryzysem.
Rafał: Totalny brak snu, stąd nocne kryzysy, po wschodzie słońca już było ok.
Jakie macie kolejne plany startowe?
Jeremiasz: Już mniej szalone, jakieś półmaratony.
Monika: To już w sobotę Maraton 7 Jezior a co później to życie pokaże.
Rafał: Sztafeta z Tobą
Czy wzięlibyście udział raz jeszcze w takiej sztafecie?
Jeremiasz: Nie mówię nie
Monika: No oczywiście, że tak, pewne rzeczy byśmy dopracowali ale NO JASNE, ŻE TAK!
Rafał: Tak, przecież to jasne.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ta piątka jeszcze nie raz Nas zaskoczy. W nocy z soboty na niedzielę dołączyłam jako suport. Co ja widziałam? Ogromną determinację, wzajemne wsparcie, masę dobrej energii i mimo zmęczenia dobrą zabawę.
Pięcioro biegaczy i ich trzyosobowy suport który dwoił się i troił żeby ułatwić tą przeprawę: spali, prowadzili auto, jechali nocą obok na rowerze, gotowali i planowali. Każdy reprezentował inny styl, inne podejście do biegania- szalony Rafał który swoim tempem zawstydziłby niejednego; Alex najmłodsza ale szalenie waleczna; Monia skupiona, zadaniowa i szalenie zdeterminowana; Jeremiasz swoim spokojem i trafnymi tekstami był w moim odczuciu katalizatorem wśród uczestników i Tomi- jako organizator wziął na siebie odpowiedzialność, za całe przedsięwzięci. W pełnym skupieniu z zachowaniem lekkiego poczucia humoru poprowadził eskapadę. Support który pomimo odmiennych charakterów świetnie ich wspierał: Gosia - mistrzyni planowania, Aga - z ciepłym sercem i słowem no i Adek- MacGyver!
To swego rodzaju mój dziennikarski debiut! Teraz wracam do swoich treningów i startów. (Sandra Pawlik-Niedziela) Fot. Autorka