"Szybkie bieganie - lubię to!"

 

"Szybkie bieganie - lubię to!"


Opublikowane w śr., 20/12/2017 - 12:18

Ostatnio zaliczyłem wywrotkę na rowerze, dlatego starałem się uważać na siebie przez ostatni tydzień. Biegałem naprawdę mało, ale dwa lekkie treningi, pokazały, że może być fajnie podczas aktywnego weekendu. I było! - pisze Tomasz Szczykutowicz, Ambasador Festiwalu Biegów.

Pierwszy start to Grand Prix Sztumu w biegach przełajowych. Dystans to 9,2 km, czyli dwie pętle wokół jeziora. Piękna pogoda nie przeszkadzałaby pobiec mocno. Jeszcze nie na tyle, by zbliżyć się do życiówki, ale szybko jak na początek przygotowań do wiosny.
 
Pierwsze metry to bieg po plaży. Wszystko szło bardzo dobrze. Pierwszy kilometr wyszedł tak, jak planowałem - dokładnie 3:50 min./km. Drugi kilometr zaś wyszedł szybciej, bo aż 3:45 min./km. W pewnej chwili pomyślałem, że czas trochę zwolnić, bo nie jestem jeszcze gotowy, by biegać szybko, a dokładnie na pograniczu życiówki na 5 km. Trzeci i czwarty kilometr to odpowiednio 3:49 i 3:58 min./km. Więc pierwsze okrążenie kończę z wynikiem 17:25 - jest fajnie. Nie czuje kryzysu, ale wiem, że to jeszcze nie takie bieganie, jakiego bym sobie życzył. 
 
Kolejny kilometr pokonałem szybciej od poprzedniego, a dokładnie w 3:53, i to właśnie w tym momencie poczułem, że jest coś nie tak. Załapała mnie kolka nie na tyle silna, ale przeszkadzała, by włączyć drugi bieg. Znów nastąpiło nieznaczne zwolnienie... 

Często bywa tak, że coś nie idzie po naszej myśli. Tempo trzech odcinków to 3:57,3:59, 3:57 min./km. Cały czas w głowie mam jedno - chcę przyspieszyć, ale nie idzie. Wiem już, że nie uda mi się nic więcej zrobić, dlatego staram się utrzymać to tempo i nie dać się wyprzedzić rywalom. Ostatni kilometr to 3:58. Przed plażą zrywam się jeszcze trochę i wpadam na metę z czasem 35:25. 

Wynik taki jak zakładałem. Przed biegiem ustaliłem taktykę na czas poniżej 36 minut i udało się, z czego jestem bardzo szczęśliwy. Miejsce open 22, bardzo cieszy. Tak kończę pierwsze zmagania tego grudniowego weekendu, było fajnie.

Kolejny start to Santa Run Kartuzy, na dystansie 7 km. 

Od samego początku plan był prosty, chciałem pobiec poniżej 27 minut, czyli dość szybko. Przed starem pełno znajomych. Z każdym trzeba się przywitać i porozmawiać. To jest to, co lubię. 

Przed startem przeprowadziłem rozgrzewkę zorganizowaną przez gospodarzy imprezy. Od razu zrobiło się cieplej. 

Na starcie dominuje czerwień - pełno mikołajów i mikołajek. Co niektórzy przebrali się za prezenty bombki czy sanie. Wyglądało to wspaniale!

Pierwszy kilometr zacząłem jak zawsze - za szybko. Potem już tylko na tym tracę. Ten odcinek wyszedł na 3:46. Było trochę z górki, może dlatego, albo znów, podpaliłem się kolejnym startem. Nie umiem inaczej, ale muszę się tego nauczyć. 

Drugi kilometr to przyspieszenie do 3:42. Zegarek cały czas wariował i nie pokazywał tego, co bym chciał, może problemy z GPS-em. Ustawiłem sprzęt na wyścig - czas 27 minut i dystans 7 km, co oznaczało, że będę miał wirtualnego zająca. To dla mnie dobra taktyka, zawsze wiem ile tracę lub zyskuje nad danym czasem.

Na trzecim kilometrze zwalniam tempo biegu. Czuję, że jest coś nie tak, chyba powoli łapie mnie kolka. Z dobrego wyniku nici, czas odcinka - 3:51. 

Wtedy jeszcze nie było tak źle, czwarty kilometr to czas 3:54. W głowie mam już tylko czarne myśli- nie uda się ugrać dobrego wyniku, a tak chciałem pobiec mocniej niż dzień wcześniej.

Piąty kilometr - tam miał być podbieg, przynajmniej według profilu trasy, ale go jakoś przeoczyłem. Cały czas tempo poniżej 4 minut na kilometr, a dokładnie 3:53. Jeszcze nie jest najgorzej.

Między szóstym a siódmym kilometrem dopadła mnie kolka, na tyle silna, iż musiałem zwolnić... chociaż po wynikach tego nie widać. Przedostatni kilometr to czas 3:54, a to znak, że wcześniej przyspieszyłem, by później zwolnić z wiadomego powodu. W tamtym momencie kryzys był naprawdę duży, chciałem stanąć, ale wiedziałem, że nie zrobię przez to swojego wyniku. Magiczne 27 minut.

Ostatni kilometr, zaciskam zęby i daje z siebie wszystko. Wbiegając na metę z czasem odcinka 3:42 i ogólnym czasem 26:25. Jest zadowolenie i kolejny mały sukces. Kończę zawody na 13 miejscu. Rodzina, która przyjechała na zawody, nie wiedziała, że można tak szybko biegać!

Dziękuje wszystkim, którzy mnie wspierają i wierzą we mnie i mój mały sukces. Mam tylko nadzieję, iż będę kiedyś biegał na tyle szybko, by stanąć w pierwszej trójce "open". Tego sobie życzę i taki stawiam cel na nowy rok. To byłoby coś!

Tomasz Szczykutowicz, Ambasador Festiwalu Biegów

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce