TUT 65 km - inna jakość biegania
Opublikowane w ndz., 07/08/2016 - 10:20
Po roku od mojego pierwszego ultramaratonu, wystartowałam - już po raz piąty w mojej biegowej karierze - w biegu powyżej dystansu maratońskiego. Byłam przygotowana znaczniej lepiej niż rok temu. Teraz myślę, że moje pierwsze ultra było szaleństwem, a do przodu pchał mnie entuzjazm, bo poza przebiegnięciem maratonu dwa miesiące wcześniej i krótkim biegiem w lesie, nie miałam ani umiejętności, ani doświadczenia. Teraz było dużo lepiej, choć natura perfekcjonistki każe mi zachować pokorę, bo przecież jeszcze tyle przede mną do zrobienia.
Swój występ w Trójmiejski Ultra Track podsumowuje Anna Stepień Sporek, Ambasadorka Festiwalu Biegów
Plan był taki, że tydzień przed biegiem będę więcej spała, będzie regularne bieganie po 10-15 km. Życie niestety napisało inny scenariusz, a sen, który jest ważnym elementem treningu, został ograniczony do minimum. O ile rok wcześniej planowałam, co ubrać, spakować do plecaka, to w tym roku do końca nie wiedziałam, co na siebie włożę, a jedyne o czym myślałam, to aby zabrać żele i wodę. Zresztą przed wyjściem zmieniłam koszulkę na czarną, bo aspekty wizualne ustąpiły miejsca praktyczności.
W dniu startu rano mały stres. Okazało się, że o godz. 5.00 może być trudno zamówić taksówkę. Czyżby wszyscy ultrasi postanowili na start dojechać taksówką? Przyczyna chyba bardziej prozaiczna - turyści wracają z imprez, bo przecież to środek wakacji.
Na starcie szybkie spotkanie ze znajomymi, wspólne zdjęcie i start. Jak ja to lubię – kolorowy tłum biegnie pod pierwszą górkę, a ja jestem wśród tego biegowego towarzystwa. Nogi same niosą i chcę szybko, a w zasadzie to nie tylko chcę, ale biegnę. Wiem, że nie powinnam, bo siły trzeba rozłożyć i muszą wystarczyć na cały dystans. Tylko, że głowa mówi jedno, a ciało chce do przodu.
Kilka kolejnych górek, ktoś mówi, żeby jeszcze szybciej biec z górki. Przypominają mi się pierwsze zbiegi, kiedy usłyszałam, żeby nie wychylać się do tyłu, nie hamować, tylko dać się ponieść. Słuchałam z niedowierzaniem, bałam się, a teraz uwielbiam zbiegi. Przez pierwsze kilkanaście kilometrów starałam się wbiegać na górki, bo wiedziałam, że pierwsza połowa trasy jest łatwiejsza, a czas jaki zyskam na tym odcinku będzie mi trudno nadrobić na drugiej części trasy.
Zanim się spostrzegłam byłam już na pierwszym punkcie odżywczym, czyli za mną półmaraton. Uzupełniłam wodę, banan i w drogę. Biegłam większość trasy sama. To chyba był mój pierwszy bieg, kiedy większość czasu spędziłam ze swoimi myślami, a przed te osiem godzin odbyłam tylko kilka bardzo krótkich rozmów. Wydawało mi się, że aż tak długo milczeć nie potrafię. Zdziwiło mnie to, że mimo tego dałam radę, a czas mijał bardzo szybko. Myślałam o ostatnim roku, który obfitował w różne zdarzenia, skłaniające do refleksji i chyba zmian. Jedni robią takie rozliczenie na koniec roku, a u mnie przypadło w trakcie biegu.
Obserwowałam las, kolejne wzniesienia. Było duszno i parno, mocno się pociłam, ale starałam się nie zwalniać. W pewnym momencie trochę zaczęły boleć plecy, ale wtedy skupiłam się na tym, co muszę zrobić w sierpniu. Tradycyjne oszukiwanie głowy. Wystarczy myśleć o czymś innym i już nie boli. Nim się zorientowałam byłam już za połową. Zawsze wtedy myślę, że jest już blisko. Tymczasem zaczął się najtrudniejszy odcinek. Strome podbiegi, a w zasadzie podejścia. Jak już udało mi się dostać na szczyty, widoki nagradzały trud, choć potem pojawiał się strach, jak ja dostanę się na dół. Niemal magiczny widok wzniesienia całego w korzeniach drzew, traci swój urok, jak musisz między tymi korzeniami jakoś się przedostać.
Zbliżałam się do mety. Napotkany przechodzień powiedział, że już blisko, zegarek wskazywał jakieś dwa kilometry. Nagle grupa ludzi, a wśród nich koleżanka Agata i wszyscy krzyczą moje imię, mówią, żeby biec „na maksa”. Nie zastanawiając się, lecę. Słyszę głos speakera, że jeszcze czekają na jedną kobietę, aby rozpocząć dekorację zwycięzców.
Wbiegam na metę. To na mnie czekali - trzecia wśród kobiet z Trójmiasta! Na mecie druga z biegowych koleżanek - Magda. Witamy się i tym bardziej cieszę się, że razem debiutowałyśmy dwa lata temu w półmaratonie. Gratulacje, medal i puchar do kolekcji. Ale to nie koniec. Czekałam jeszcze na mecie na mojego męża. Tego dnia biegł pierwszy bieg ultra. Udało się i jestem z niego dumna.
Bieg nad morzem, z przewyższeniami jak w biegach górskich. Trasa malownicza, w większości przez las. Organizacja świetna, choć w tej edycji było kilka miejsc gorzej oznaczonych. Na punktach odżywczych życzliwi wolontariusze, którzy bardzo sprawnie zajmowali się biegaczami. Wprawdzie jestem początkującą ultraską, ale myślę, że ten bieg należy do lepiej przygotowanych i zdecydowanie go polecam, jeśli ktoś ma ochotę na „krótsze” ultra.
Anna Stępień-Sporek, Ambasadorka Festiwalu Biegów