Ultramaraton Podkarpacki: Debiut z przytupem. Ambasadorka na podium! [ZDJĘCIA, WIDEO]
Opublikowane w sob., 31/05/2014 - 15:28
Ponad 250 biegaczy stanęło na starcie premierowego Ultramaratonu Podkarpackiego. Dłuższy dystans 110 km (rzeczywiście ponad 116 km) wybrało 74 osoby, krótszą, bo „tylko” 70-kilometrową – 191 osób, w tym Ambasadorzy Festiwalu Biegowego... My towarzyszyliśmy im w zmaganiach z trasą i własnymi słabościami. Z zaciekawieniem przyglądaliśmy się też organizacji imprezy.
W stawce dominowali amatorzy z regionu, ale nie zabrakło też biegaczy spoza Podkarpacia. „Lokalsi” podkreślali swoje zadowolenie z organizacji imprezy w ich rodzinnych stronach, ci bardziej doświadczeni nie mogli się doczekać biegu w po tutejszych terenach.
Trasę poprowadzono w sporej części żółtym szlakiem turystycznym, ale też przez tereny nieodwiedzane przez turystów czy kolarzy (ponoć na kilku fragmentach rywalizowali tu wcześniej „górale” z cyklu Scandia Maraton). Niektóre polne drogi porośnięte były wysoką trawą (rolnicze ciągniki nieczęsto muszą je odwiedzać), a okalające biegową ścieżkę krzaki i konary drzew niemal wbijały się w ciała zawodników. W wielu fragmentach trasy trzeba było wykonać kilka energicznych ruchów ręką czy kijkiem by utorować sobie drogę.
W biegu nie pomagały też powalone pnie oraz – szczególnie na końcu zbiegów – głębokie pareje z niezbyt przyjemnym błotem (od rana w Rzeszowie i okolicach było raczej chłodno i wietrznie, do tego rozpadało się pod koniec imprezy), korzenie wystające z ziemi i uskoki terenu w zaskakujących miejscach.
Samą ścieżkę podzielono na kilka segmentów. Po długim lub krótszym dobiegu następowało zwykle wbiegnięcie do lasu, a tam zmagania z przyrodą i sporymi różnicami wzniesień. Te ostatnie zaskoczyły głównie amatorów, którzy chyba nie do końca skrupulatnie przeanalizowali profil trasy.
Bieg ruszył z rzeszowskiego Rynku tuż po wschodzie słońca. Start poprzedziły gromkie oklaski wszystkich biegaczy i organizatorów. Wspólnej rozgrzewki nie było, bo ultrasi doskonale wiedzą jak o siebie zadbać. Po chwili, w asyście policji, służb medycznych i mediów, ku szerokiemu zdziwieniu pierwszych przechodniów, zbiegli w ul. Targową, i dalej Piłsudskiego w kierunku Łańcuta.
Następnie skręt na Matysówkę i dalej do Kielnarowej, Tyczyna, Zarzecza, Zgłobienia – tu, na 54. kilometrze biegu, trasy obu dystansów się rozchodziły – i w zależności od wariantu przez Zwięczycę lub Trzcianę, Głogów Małopolski i Nową Wieś, do centrum Rzeszowa, gdzie od rana kibice – w oczekiwaniu na biegaczy – mogli brać udział w konkursach i loteriach. Nie zabrakło też muzyki na żywo.
Sama trasa była oznakowana wzorowo – obrandowana logotypem imprezy taśma, pomarańczowe strzałki kierunkowe i krzyżyki, a także żołnierze i wolontariusze, którzy obstawiali newralgiczne miejsca trasy – to wszystko pozwalało czuć się bezpiecznie i komfortowo. Nam w pogoni za biegaczami zdarzyło się przestrzelić skręt w lesie w okolicach Tyczyna, ale szybko, bo po zaledwie kilku metrach zostaliśmy skierowani na właściwą trasę. Głośny okrzyk „w lewo” odbił się echem.