Visegrad Maraton to już historia. "Wielki Szacun dla organizatorów". Będzie następca? [ZDJĘCIA]
Opublikowane w wt., 23/06/2015 - 08:41
Trzeci Visegrad Sports Festival, który w miniony weekend odbywał się w Rytrze, przechodzi do historii. Ale nie ze względu na wyniki czy rekordową frekwencję - po raz ostatni rozegrano bowiem Visegrad Maraton. – To decyzja ostateczna – twierdzą organizatorzy biegu, który obchodził właśnie okrągły, dziesiąty jubileusz.
Trzy zamiast dwóch
Wyszechradzki festiwal rozpoczął się od sobotnich zmagań w Biegu Wierchami. Była to już druga edycja biegu, ale różnica się znacząco od tej z ubiegłego roku. Trasy o długości 8,5 oraz 28 km zamieniono na dystanse 11, 30 i 50 km. Na trasach nie mogło oczywiście zabraknąć Radziejowej, czyli najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego, dobrze znanego uczestnikom Biegu 7 Dolin.
– W miniony weekend w całym kraju pogoda była zmienna, ale nam akurat warunki dopisały. Pogoda była idealna dla biegaczy i dla nas, organizatorów. Wszystko nam sprzyjało. Można było się skupić na bieganiu – opowiada Jan Tomasiak, współorganizator imprezy.
Zmagania na najdłuższym dystansie 50 km zwyciężyli Marcin Rembiasz z Nowego Sącza (4:46:40) oraz Beata Zielińska z Krakowa (6:05:16). Jednak bohaterem dnia został mieszkający w Warszawie Artur Jabłoński. Zawodnik i trener grupy Dream Run wygrał na dystansie 30 km z czasem 2:22:11, wypracowując nad drugim zawodnikiem na mecie aż 9 minut przewagi. Dodajmy, że Jabłoński zwyciężył też pierwszą edycję Biegu Wierchami na dystansie 28,5 km.
Pełne wyniki 2. Biegu Wierchami znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
„Formuła się wyczerpała”
W niedzielę rozegrano 10. Visegrad Maraton. Jubileuszową edycję na niezmiennej, bardzo wymagającej trasie ze słowackiego Podolińca do Rytra zwyciężyli Ukrainiec Evgenii Glyva (2:40:24), który wyprzedził Roberta Farona (2:42:46). Wśród pań najlepsza była Anna Skalska (3:24:37).
Pełne wyniki 10. Visegrad Maratonu znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
Wyniki sportowe - bardzo dobre zresztą - przesłoniła jednak potwierdzona ostatecznie informacja o tym, że jest to ostatnia edycja maratonu.
– Na pewno kończymy organizację tego biegu. Uważam, że formuła maratonów „asfaltowych” w małych miejscowościach się wyczerpuje. Ludzie w naszych okolicach uciekają w biegi górskie i frekwencja w takich biegach, jak nasz maraton po prostu spada. W tym roku uczestników było więcej (207 osób na mecie - red.), ale to ze względu na jubileusz i to, że był to ostatni bieg. Każdy chciał spróbować się z tą trasą, nadrobić zaległości – wyjaśnia Jan Tomasiak.
Stypy nie było
Podczas samej imprezy pilnowano, by nikt nie czuł smutku z powodu kończącej się historii Visegrad Maratonu.
– Podeszliśmy do imprezy jak do święta biegania. To nie była stypa. Było dużo więcej kibiców niż normalnie na trasie. Postaraliśmy się uaktywnić miejscowości, przez które prowadzi maraton. Na mecie było wiele atrakcji, występy artystyczne. Mogliśmy świętować tę dziesiątą edycję. Na koniec potwierdziliśmy, że to ostatni maraton. Nie przyjęto tego z zadowoleniem, nawet podchodzili do nas biegacze pytając co mogą zrobić, żeby pomóc – relacjonuje Jan Tomasiak. – To było miłe podsumowanie. Wyróżniliśmy osoby, które wzięły udział we wszystkich edycjach – dodaje.
Visegrad Maraton: Nie pobiegłeś? Żałuj. "Wielki Szacun dla organizatorów!"
Będzie następca?
Organizatorzy mają już pomysł na inny bieg transgraniczny, który rozegrywany byłby w weekend razem z Biegiem Wierchami.
– Chcemy dalej współpracować z kolegami ze Słowacji. Planujemy organizację górskiego maratonu. Start też byłby w Podolińcu, a meta w Rytrze. Ale to już nie będzie bieg po asfalcie – informuje Jan Tomasiak. Podkreśla, że formuła Visegrad Sports Festivalu ma pozostać zachowana.
– Chcemy się trzymać formuły imprezy dwudniowej. To się sprawdza. Może pomyślimy o jakimś Grand Prix? Mamy na to czas – wskazuje.
RZ
fot. Ladislav Maras, Ambasador Festiwalu Biegów
Marcin Mogilski, Ambasador Festiwalu Biegów
Dziesiąty, jubileuszowy transgraniczny maraton był niezwykle udany
Pogoda podczas niedzielnych zawodów była zmienna i jak to często bywa w górach chwile ze słońcem były przeplatane deszczem. Niemniej jednak temperatura sprzyjała zarówno zawodnikom jak również kibicom, którzy żywiołowo dopingowali biegaczy.
Na mecie na każdego uczestnika czekał piekny pamiątkowy medal, napoje i żurek. Kto chciał mógł skorzystać z masaży oraz basenu.
Należy żałować, że impreza nie będzie kontynuowana. Tym samym zniknie z biegowej mapy Polski kultowy już wśród zawodników bieg. Wypada mi się jedynie cieszyć, że mogłem w nim wziąc udział i zmierzyć się z niezwykle wymagająca trasą. Ostatnie dwa kilometry biegu (podbieg pod ośrodek wypoczynkowy Perła Południa) na długo zostaną w mojej pamięci…