W Gdyni walczą z dyscypliną na starcie i karzą biegaczy. „To iluzja” - wskazują zawodnicy
Opublikowane w pon., 18/03/2019 - 16:31
Strefy startowe i starty falowe zwiększają komfort i przepustowość trasy. Wyznaczone są po to, by tłum się rozciągał, a meta była gotowa na przyjęcie tysięcy biegaczy. Dodatkowo organizatorzy kuszą „zającami” prowadzącymi w falach na dany wynik. Tyle teorii.
Podczas 4. Gdynia Półmaratonu niemal czterysta osób postanowiło ruszyć na trasę z innej niż zadeklarowana fali startowej. Zgodnie z regulaminem imprezy, otrzymali za to karę czasową. Wielu przecierało oczy ze zdumienia analizując wyniki imprezy.
Sondre Moen deklasuje w Półmaratonie Gdynia! Udany debiut Krystiana Zalewskiego [WYNIKI, ZDJĘCIA]
Dla jednych to złagodzenie przepisów, dla innych absurd. Ale w Gdyni nikt nie przebiera w środkach i uderza tam, gdzie biegacza boli najmocniej. I wcale nie chodzi o portfel, a o wyniki. O czasy, które wielu chce śrubować. Tym razem skończyło się na 3 minutach kary, doliczanej do końcowego wyniku zawodnika. W poprzednich edycjach półmaratonu za zmianę strefy groziła nawet dyskwalifikacja.
Gdynia Półmaraton to nie jedyna impreza rozgrywana w portowym mieście, która dba o płynny start. Podczas zawodów Grand Prix Gdyni, za każdą (!) pominiętą strefę i jej zamianę na szybszą można dostać "bonusowo" po 5 minut. Podobno lokalni biegacze już to wiedzą i znają zasady. Z przyjezdnymi jest inaczej.
– Ten zapis w regulaminie półmaratonu nie jest radykalny, zwłaszcza, że został zamieniony na coś lżejszego. Dostawaliśmy wiele głosów, że kary powinny być zachowane, głównie ze względów bezpieczeństwa, bo nie mamy takiej szerokiej trasy jak np. w Warszawie i po starcie następuje szybki zakręt w prawo; zawodnicy wolniejsi mieliby problem i mogli przeszkadzać szybszym – wyjaśnia Maciej Jakubowski, zastępca głównego sędziego Gdynia Półmaratonu, który zwrócił uwagę, że „wielu starszych biegaczy chciało zawsze startować w jednej z pierwszych fal, a nie ze swoich”.
Gdyński półmaraton ukończyło w tym roku 6 237 osób, z czego 375 zostało ukaranych dodatkiem do czasu. Jak usłyszeliśmy, spotkała ich jeszcze jedna sankcja – zostały pominięte przy ustalaniu klasyfikacji medalowej w kategoriach wiekowych.
– Start każdego uczestnika jest rejestrowany przez transponder. Wynik brutto liczy się od momentu startu danej fali. Pomiędzy strefami jest chwila przerwy na wyzerowanie „chipów”. Jeśli czas startu uczestnika był szybszy niż zaplanowany dla danej fali, to urządzenie kwalifikuje ten start jako przedwczesny. Dodatkowe minuty do wyniku doliczane są automatycznie – objaśnia sędzia Jakubowski.
Wśród osób, które otrzymały karne minuty, są zarówno takie, które pobiegły 2:57:07 czy 1:48:28, ale też 1:12:52, jak Piotr Mielewczyk. Gdyby ruszył prawidłowo, zająłby 14, a nie 21 miejsce i otarł o rekord życiowy (1:09:09), co zawsze dobrze wygląda w biegowym CV.
Piotr Mielewczyk nie neguje pomysłu karania za zmianę strefy, ale krytykuje procedurę startu. – Generalnie to dobry przepis, a w Grand Prix Gdyni jest stosowany od dawna. Celem nadrzędnym jest bezpieczeństwo uczestników, więc idea sama w sobie jest jak najbardziej ok. Niestety, wykonanie w przypadku półmaratonu w Gdyni jest niekoniecznie dobre – twierdzi biegacz.
– Nie mam pretensji o karę, bo taki był regulamin. Czy słuszny? Uważam, że nie do końca. Wiedziałem, że taką karę dostanę, jednak wolałem spróbować powalczyć o wynik dla siebie. Warunki nie sprzyjały, więc minuta straty już na początku spowodowałaby zapewne samotny bieg przez cały dystans – wyjaśnia Piotr.
Nasz rozmówca próbował skontaktować się z dyrektorem półmaratonu w sprawie przydzielenie mu miejsca w elicie. Biegał już w elicie Półmaratonu Warszawskiego czy Maratonu Wiedeńskiego, więc jego prośba nie była na wyrost. Nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi i na trasę miał ruszyć z grupą A1.
– O tym, że grupa A1 będzie puszczona minutę po „elicie”, dowiedziałem się z informatora w środku tygodnia startowego. Dość późno. Do tego strefa A1 była bardzo obszerna, bo zrzeszała biegaczy poniżej 1:35:00 w zadeklarowanym wyniku. Co ważne, brak było mechanizmu kontrolnego w postaci weryfikacji zadeklarowanego rezultatu na mecie, a właśnie wg tego klucza były przydzielane strefy. To powodowało, że każdy i tak mógł sobie wpisać co chce. Zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom w tłoku na starcie przy wolno biegnących osobach, wydatnie przeszkadzającym normalnie biegnącym, staje się więc pewnego rodzaju iluzją – zżyma się biegacz z Lęborka.
W niedzielę w Gdyni pojawił się jeszcze inny, dobrze znany problem, który udało się w porę wychwycić i zneutralizować. 11 uczestników zostało zdyskwalifikowanych za start pod cudzymi danymi osobowymi, np. pan biegł jako pani, lub odwrotnie…
Start z własnej strefy i z własnym pakietem startowym to najczęściej powtarzane składowe etykiety biegacza. Ale wiele mówi się też o logistyce imprez sportowych – elicie, statusie zawodowca i amatora. Pytanie czy karanie za te czy inne występki, nauczy czegoś polskich biegaczy. I czy takie historie biegaczy jak ta z Gdyni, nauczą czegoś organizatorów imprez biegowych.
RZ
fot. mat. pras. Gdynia Półmaraton