Warszawski Triathlon (nie)Zimowy. Impreza zbyt kolarska? „Interesowało mnie tylko zwycięstwo”
Opublikowane w sob., 17/01/2015 - 19:18
Zapomniał o... pompce
Od początku na prowadzenie wyszedł Piotr Łobodziński, który z każdym przebiegniętym metrem powiększał swoją przewagę i jako pierwszy pojawił się w strefie zmian. Po założeniu panczenów szybko zameldował się na lodzie. Chwilę później w tym samym miejscu znaleźli się Mikołaj Luft, Bartosz Banach i kolejni zawodnicy.
Mimo, że jazda na lodzie nie szła Łobodzińskiemu najlepiej, to jednak przez 5 kolejnych okrążeń utrzymał prowadzenie i jako pierwszy przesiadł się na rower. W strefie zmian emocji nie brakowało - zawodnicy nerwowo szukali swoich dwóch kółek, często tracąc na tej czynności kilka, kilkanaście sekund. Pecha miał jeden z uczestników, który biorąc swój rower zauważył, że w tylnym kole nie ma powietrza. Smutny i zmęczony musiał zrezygnować z dalszych zmagań.
Lider... kalkulował
Tymczasem po 12 km zmagań, czyli po 6 km jazdy na rowerze, z trasy zszedł Piotr Łobodziński, który przez cały czas nadawał ton rywalizacji. Jego rywalizacja z Bartoszem Banachem, była bardzo wyrównana. Zawodnik z Gdańska z każdym okrążeniem był jednak coraz bliżej lidera, aż wreszcie objął prowadzenie.
– Miło się słuchało spikera, który cały czas mówił Piotr Łobodziński, Piotr Łobodziński. (śmiech). Niestety nie wyszła mi jazda na łyżwach. Zawiązałem je za lekko i wyginały mi się nogi. Nawet zaliczyłem jedną wywrotkę. Z własnej winy straciłem na lodzie 30 sekund. Przed zawodami wiedziałem, że muszę mieć z dwie i pół, lub nawet trzy minuty przewagi po tym etapie. Wiedziałem, że tyle stracę do kolarzy na tych 12 km. Niestety nie udało mi się to. Starałem się jednak uciekać. Gdy zobaczyłem, że Banach mnie dogonił, to zszedłem trasy. Interesowało mnie tylko zwycięstwo – relacjonował nam na mecie Piotr Łobodziński.
Jak stwierdził, WTZ to impreza organizowana przez kolarzy i dla kolarzy. – Wystarczy spojrzeć na liczby: 14 minut biegu, 5 minut na łyżwach i 30 minut jazdy na rowerze. Gdy dwa lata temu wygrałem te zawody, byłem pierwszym niekolarskim zwycięzcą w historii imprezy. „Górala” nie używałem rok, a panczenów przez dwa lata, czyli od momentu kiedy tu zwyciężyłem. Konkretnie się, więc nie przygotowywałem pod tę imprezę. Jednak nawet gdybym zrobił kilka treningów na rowerze i łyżwach, to i tak bym nie wygrał z Bartoszem Banachem – analizował mistrz biegów po schodach.
Jaki wynik taki...
Ostatecznie imprezę zwyciężył tak jak przed rokiem Bartosz Banach, dla którego było to już czwarte indywidualne zwycięstwo. Pierwszy raz wygrał tu w 2010 roku.
– Warunki były sprzyjające dla większości uczestników. Wystarczyła tak naprawdę tylko siła rowerowa. Jeśli byłoby błoto i śnieg, to trzeba było jeszcze jeździć technicznie, co mi też sprzyjało. Jestem zadowolony ze swojego występu. Od pewnego czasu szykuje się do startu w triathlonie, więc jestem coraz bardziej uniwersalnym sportowcem. Uważam, że dobrze pobiegłem i pojechałem na łyżwach. Natomiast kolarstwo to moja ulubiona dyscyplina – opowiadał na mecie pan Bartosz, który liczy, że wynik w Warszawie to to zwiastun dobrego sezonu.
– Mam też taki przesąd, że jeśli w stolicy pójdzie mi dobrze, to później dobrze będzie w całym sezonie. Dlatego staram się tu zawsze dobrze wypaść i udowodnić sobie, że moje przygotowania idą perfekcyjnie – dodał zwycięzca tegorocznego Warszawskiego Triathlonu Zimowego.
Drugie miejsce zajął Mikołaj Luft, ze stratą prawie półtorej minuty. Trzeci był Tomasz Szala.