Wiosna na Sopocka 5 w upale. "Pogoda zrobiła swoje, a ja popełniłem szkolne błędy"
Opublikowane w czw., 12/04/2018 - 13:48
Każdy w bieganiu ma jakiś cel. Jedni biegają dla przyjemności, by się dobrze bawić, spotkać ze znajomymi, na koniec zjeść posiłek, założyć na szyję pamiątkowy medal. Drudzy walczą o wyniki, życiówki, każdy start traktują poważnie. Szczerze mówiąc, jestem pośrodku wszystkich. Lubię się świetnie bawić, a zarazem walczyć o nowe rekordy. Tak było tego dnia, gdzie wystartowałem w Sopocie na dystansie 5 kilometrów – pisze Tomasz Szczykutowicz, Ambasador Festiwalu Biegów.
Miał to być ostatni sprawdzian przed zbliżającym się maratonem w Gdańsku – ten już 15 kwietnia. Formę sprawdziłem już jakiś czas temu podczas 3. Onico Gdynia Półmaratonu. Test wypadł świetnie, czas 1:22:39 jest nową życiówką na atestowanej trasie.
Wracając do sopockich zawodów. Pogoda była iście wiosenna, a nawet letnia dość ciepło. To nie sprzyjało biegaczom, ale cóż trzeba startować w każdych warunkach.
Pakiet odebrałem już w piątek, wiec do Sopotu nie musiałem jechać wcześnie. Z drugiej strony nie mogłem być przecież na miejscu na ostatnią chwilę. Rano, standardowe śniadanie biegacza, kanapka z miodem i kawa. Toaleta i ruszam. Cieszyłem, że spotkam wielu znajomych i porozmawiam o tym wszystkim, o bieganiu. Uwielbiam to.
Na miejscu melduję się po godz. 11. Przebieram się w ubrania biegowe i szykuję do rozgrzewki. Przeprowadzam ją dokładnie, a wszystko po to, by nie dopadła mnie kolka podczas tej szybkiej „piątki”. Tego dnia piję naprawdę dużo płynów. Wszystko przez temperaturę powietrza.
Przed startem kolejna toaleta i rozmowa ze znajomymi o planach na bieg. Ja w głowie miałem jakiś plan, chciałem złamać barierę 18 minut.
Ustawiam się na linii startu, gdzieś za najszybszymi. Już wtedy wiem, że to nie będzie dobry bieg. Czuję suchość w gardle, choć wcześniej piłem dużo. ,No cóż, tak bywa. Odliczanie i lecę.
Jak zawsze mam w zwyczaju - zaczynam za szybko. Pierwszy kilometr jest najszybszy, teraz też tak było. Wyszło 3:29 min./km. Czuję, że jestem gotowy biegać takim tempem krótkie dystanse, ale tego dnia było ciężko.
Drugi kilometr to lekkie zwolnienie, ale i tak szybko, jak na mnie 3:34 min./km. Mam nadzieję, iż kiedyś utrzymam takie średnie tempo na zawodach. W sumie mam czas, wystarczy tylko trochę zmienić treningi i będzie dobrze.
Trzeci kilometr to najtrudniejsza część trasy. Ścieżki w parku - nie bardzo za nimi poprzepadam, nie lubię nierównej nawierzchni, chociaż często biegam po lesie. Wyszło całkiem względnie 3:48 min./km. Wszystko dlatego, iż za szybko zacząłem początek.
Na czwartym kilometrze złapała mnie lekka kolka, na tyle, by jeszcze bardziej spowolnić moje bieganie. Nie byłem z tego faktu zadowolony, ale cóż, nie zatrzymam się teraz, meta jest naprawdę blisko. To był mój najgorszy kilometr podczas tych zawodów, a dokładnie 4:08 min./km….
Teraz, po biegu, analizując wszystko, wiem, że pogoda też zrobiła swoje, a ja popełniłem szkolne błędy.
Ostatni kilometr - wiem, iż jestem naprawdę blisko, staram się przyspieszyć, na tyle ile starczy mi sił, chociaż nigdy nie biegnę do odcięcia.
Przez ostanie 200 metrów czułem, że na plecach mam rywala, który łatwo się nie podda. Mocniejszy zryw, by nie dać się dogonić i wpadam na metę. Chyba jako jedyny z biegaczy zawsze muszę coś wykrzyczeć, tak żywo reagować.
Czas odcinka to 3:55 min./km. Czas ostatnich 200 m - średnio 3:37 min.km. Całkowity czas biegu - 18:12. Jest całkiem nieźle, chociaż wiele trzeba jeszcze poprawić. Oficjalnie melduję się na 21. miejscu open i 7. miejscu w kategorii M 20-29.
Pozostaje już tylko czekać na niedzielę - oby nie było za gorąco, bo o dobrym wyniku mogę zapomnieć.
Dziękuje wszystkim, którzy trzymają za mnie kciuki, jesteście wspaniali. Do zobaczenia podczas gdańskiego maratonu, będzie ogień, jeżeli wszystko będzie sprzyjało.
Tomasz Szczykutowicz, Ambasador Festiwalu Biegów