Zombie opanowały AWF. "Jak wstaje rano i patrze w lustro..." [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 28/10/2017 - 21:04
Warszawa: W sobotę, przez kilka godzin na terenach uczelni rozgrywały się sceny żywcem wyjęte z popularnego serialu The Walking Dead czy gry Residend Evil. Nie wystarczyło jednak tylko szybko pobiec, by ocaleć.
Za nami druga edycja Run od Death. Tym razem miłośnicy horrorów i historii o istotach nieumarłych rywalizowali na Bielanach, a nie jak poprzednio na Białołęce. Pogoda nie rozpieszczała, padający od rana deszcz sprawił, że trasa była błotnista. Z drugiej strony jeśli ktoś zdecydował się zmierzyć z zombie, to nie powinien bać się kilku kropel wody.
Każdy uczestnik otrzymywał na starcie cztery szarfy symbolizujące cztery życia. Zadaniem zombie rozstawionych na trasie było pozbawienie biegaczy tych wstęg. Ci, którzy docierali na metę z choć jednym „życiem”, otrzymywali medal z napisem „ Survivor”, czyli ocalały. Ci, którzy mieli mniej szczęścia, wieszali na szyi krążek z napisem „Infected” tzn. zarażony.
Do pokonania było w sumie 6 km. Uczestnicy ruszali w falach. Rozegrano też jeden bieg dla młodzieży na dystansie 3 km. Był też scenariusz z „kolejną walką o ocalenie”, fiolkach z antidotum, „Wyspie Żywych”...
– Było bardzo ciężko. Na trasie rozstawiono sporo trupiaków, jakoś jednak się udało ocaleć. Dobrze było biec w grupie, samemu były małe szanse na przeżycie. Z jednym kolegą zawarłem sojusz na trasie, współpracowaliśmy – relacjonował Łukasz Dąbrowski z Płocka. –Przyjechałem tu specjalnie na ten bieg. Startuje tu też moja koleżanka. Miała nas być większa grupa, ale są jeszcze inne biegi – dodał nasz rozmówca.
– Uratowałam jedno życie, ale butów już nie (śmiech). To jest mój pierwszy taki bieg i jestem zadowolona. Nie było łatwo pokonać zombie, bo ścieżka była wąska i nie było gdzie się rozbiec. Co gorsza, teren był błotnisty i ciągle padał deszcz. Moja taktyka polegała na taranowaniu (śmiech) – dzieliła się wrażeniami Ela Stefaniuk z Warszawy.
Część uczestników od razu opowiedziała się po stronie zombie. Trzeba przyznać, że w porównaniu ze stworami znanymi z filmów, poruszali się bardzo szybko. Według regulaminu, uczestnicy nie mogli dotykać nieumarłych.
– Zostałam zainfekowana przed ołtarzem. Pocałował mnie narzeczony i uciekł. Teraz go szukam w tym lesie. A tak bardziej serio to... lubię straszyć ludzi. Jak wstaje rano i patrze w lustro, to straszę samą siebie. Sierdziłam więc, że zgłoszę się jako zombie. To mój pierwszy start w tej imprezie. Impreza bardzo mi się podoba – powiedziała, nam Agata Bąk, która była przebrana za zombie-pannę młodą.
Z każdej fali wyłoniony został najszybszy zawodnik i zawodniczka, jednak najważniejsza tego dnia była dobra zabawa. Run od Death odbył się w ramach zbliżającego się Haloween. A zatem - zombie albo piskus...
RZ