13. Cracovia Maraton: Ambasador z życiówką dzięki... herbacie z miodem?
Opublikowane w wt., 20/05/2014 - 10:09
Do półmetka biegnę równym tempem. Połówkę mijam z czasem 1:50:00 -jest dość nieźle, ale rewelacji nie ma. Tętno rośnie spokojnie od 138 do 142 bpm. Chłodzę się wodą tylko raz na półmetku. Poza tym, na 29. kilometrze zaczyna padać ulewny, ale przelotny deszcz. Ubranie zaczyna się nieprzyjemnie kleić do ciała, a buty chlupoczą i cmokają jak nasiąknięta gąbka. Robię krótką przerwę sanitarną i biegnę dalej.
Gdzieś na agrafce około 30. kilometra krzyczy do mnie Malwina, również Ambasadorka Festiwalu Biegowego. Pozdrawiamy się. Tym razem ja jestem pierwszy!
Po drodze spotykam wiele osób z Rzymu. Poznają mnie po koszulce, zawsze jest powód żeby się pozdrowić i trochę pogadać na trasie. Super!
Od 30. kilometra zaczynam czuć zmęczenie. Tempo trochę spada do 5:20 min/km, ale nie odpuszczam. Nadal biegnę równo, ale cały czas boję się o żołądek, który zwykle teraz się odzywa. Na szczęście dzisiaj mam z tym spokój.
Około 34. kilometra znów krótka ulewa, ale przyjemnie chłodząca ciało. Mijam 36. kilometr, zwykle dla mnie kluczowy, zawsze tutaj słabnę. Tym razem jakoś ciągnę.
Na 37. kilometrze na krótko przechodzę do marszu. Jakiś gość z tyłu krzyczy „w Rzymie dobiegłeś, a tu nie dajesz rady?” – to mnie mobilizuje. Biegnę już do końca wyścigu. Zbliżamy się do Wawelu, okrążamy go z lewej strony i wpadamy w ul. Grodzką. Stąd już prosta droga na Rynek. W perspektywie ulicy widać w dali dachy Sukiennic.
Wzdłuż ulicy stoi tutaj, w szpalerze, więcej kibiców. Przyspieszam i szykuję się do finiszu. Od poprzecznej ul. Franciszkańskiej znów przyspieszam, wpadamy na Rynek. Jeszcze krótki szybki finisz – wyprzedzam kilku zmęczonych biegaczy, jednego ciągną do mety pod ręce koledzy. Widać, że każdy daje z siebie wszystko. Swoją drogą – świetna postawa biegaczy, fair play!
W końcu mijam metę. Czas 3:45:11, a więc jest życiówka, hura! Miejsce 1753/5378. Tętno doszło do 149 na trasie i 158 na finiszu. Nie jest jeszcze ze mną tak źle!
Za metą dostajemy bardziej wypasiony pakiet: folie termiczne, wodę, izotonik, banany, jabłka i jakieś ciasteczka i żelki w reklamówce.
Świetna impreza, dla mnie szczególnie, bo w Krakowie poprawiłem już drugi raz życiówkę.
Pogoda na szczęście dopisała i nawet dwie ulewy nie zdołały popsuć imprezy. Szczególnie wrażenie robi start i meta na Rynku - to świetny pomysł! Trasa, pomimo problemów pogodowych, dla mnie dobra. Może nie najszybsza, ale nie nużąca. Możnaby na przyszłość nieco rozruszać kibiców.
Żegnamy Kraków z żalem, niestety nie możemy zostać dłużej. Wracamy na 18:00 do domu.
Jan Nartowski, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój