Aleksandra Bernatek: „Bieganie to tyle radości, że pozostanę niepokorna wobec rad specjalistów”
Opublikowane w czw., 05/06/2014 - 09:21
Nie zniechęciła się pani po tym biegu i pojawiły się kolejne starty?
Oczywiście, że się nie zniechęciłam. Zorientowałam się, że WOSIR organizuje Triadę Biegową „Zabiegaj o Pamięć” i postawiłam sobie za punkt honoru, że w następnym roku wezmę udział we wszystkich trzech biegach. Tak się też stało.
Jak reagują kibice, gdy widzą panią na trasie? Czy spotyka się pani z jakimiś uwagami podczas treningów?
W większości przypadków spotykam się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Zazwyczaj słyszę słowa zachęty. Na treningach nie zwracam uwagi na otoczenie, biegam ze słuchawkami w uszach i sobie śpiewam, bo bez tego się nudzę. Korzystam również z pomocy trenera w ramach akcji „Biegam bo lubię”. On zawsze nam powtarza, że skoro oderwaliśmy się od telewizora i wyszliśmy z domu, to już jesteśmy wygrani.
Miałam tylko dwie nieprzyjemne sytuacje, gdy ktoś się ze mnie śmiał. Zdarza się też, że ludzie nie wierzą w to moje bieganie. No i oczywiście nie pasują na mnie damskie koszulki. Muszę zamawiać męskie, większe. Podczas jednego z biegów nie było już medali, bo wolontariusze sobie poszli. Musiałam poczekać 10 minut.
Miałam też takie zabawne sytuacje z gośćmi. W ramach couchsurfingu przyjmuję u siebie ludzi z całego świata. W zeszłym roku była u mnie amerykańska para 70-latków, która brała udział w maratonach. Wybrali kanapę u mnie, bo mam napisane na profilu couchsurfingu, że biegam. Byli bardzo zdziwieni, gdy mnie zobaczyli (śmiech). Nie byli jedynymi gośćmi, którzy tak zareagowali.
Czy udało się pani utrzymać tę niższą wagę?
Nie udało się tego spadku wagi utrzymać. Po jakimś czasie wróciłam do początkowej wagi. W zeszłym roku udało mi się schudnąć 10 kg, ale jak przychodzi zima, to kilogramy znowu wracają. Mam nadzieję, że w tym roku będzie lepiej, bo lekarz właśnie zdiagnozował u mnie niedoczynność tarczycy i zaczęłam to leczyć. Może to pomoże. Oczywiście w tym wszystkim ważny jest fakt, że ja po prostu lubię jeść. Nie będę oszukiwać.
Jak się zaczęły pani kłopoty z wagą?
Nigdy nie należałam do kobiet pokroju Anji Rubik. Zawsze miałam i na czym siedzieć i czym oddychać, ale problem zaczął się, gdy wpadłam depresję. Przez 2 lata pocieszałam się różnego rodzaju jedzeniem. Przytyłam wtedy 40 kg. Byłam zła na siebie, że się w jakimś momencie nie zatrzymałam. Wpadłam w błędne koło. Jadłam, żeby się pocieszyć, potem byłam nieszczęśliwa, bo tu i tam coś przybyło. Coś się na mnie nie dopinało, więc znowu się pocieszałam. Tak naprawdę powinnam była zacząć biegać 2-3 lata wcześniej i tak radzić sobie z depresją. Wtedy nie byłoby problemu. Bieganie zawsze poprawia mi humor.
Bywa pani sfrustrowana tym, że pomimo biegania waga stoi w miejscu?
Może i bym była sfrustrowana i zła, gdybym przestrzegała diety, trzymała się rygoru treningowego, a waga by stała. Jednak w sytuacji, gdy wychodzę pobiegać, a potem wracam do domu i całą rodziną wieczorem jemy kolację na ciepło, to nie mam prawa być sfrustrowana. Przecież nie robię zbyt wiele, żeby tę dietę utrzymać. Mam nawet dietę rozpisaną podczas programu. Ona mi służy i jest skuteczna, ale cóż, przychodzi taki dzień w październiku, kiedy robi się szaro, buro i niestety nachodzi mnie ochota na konfitury, które zrobiłam podczas wakacji. Dzięki bieganiu jednak ciało zachowuje jędrność i sprężystość. Jest po prostu ładne.