Kabareciarz Tomasz Nowaczyk „śmiertelnie poważny” w swoim bieganiu. Zachorował na ultra
Opublikowane w śr., 07/01/2015 - 15:08
Z członkiem Kabaretu Czesuaf i wziętym stand-uperem o maratonach, treningach z dziećmi, pomaganiu przez bieganie, skeczach i dowcipach o biegaczach oraz Biegu 7 Dolin w Krynicy.
Rozmawiał Grzegorz Rogowski.
Biegający kabareciarz – intrygująca historia. Tylko czy pana bieganie to czasem nie kabaret?
Tomasz Nowaczyk. O nie. Ja bieganie traktuję jak najbardziej poważnie. Do tego stopnia, że gdy w ubiegłym roku nie wyszedł mi start w Maratonie Poznańskim, bo nie zrobiłem takiej życiówki, jaką bym chciał, to byłem zły i załamany. I nawet obraziłem się na bieganie na jakiś czas. Co roku stawiam sobie większe wyzwania – na początku moją chęcią było tylko przebiec maraton, a teraz zabieram się za dłuższe dystanse. Póki nie jestem jeszcze taki stary (śmiech), chciałbym zrobić przyzwoitą życiówkę w maratonie.
Jaki to jest wynik w tej chwili?
3 godziny i 16 minut.
Robi wrażenie. Chce pan złamać 3 godziny?
Tak, ale dopiero w przyszłości. W 2014 roku chciałem się zbliżyć do tej granicy, na tyle – wydawało mi się – byłem przygotowany. Ale nie wyszło.
Kiedy zaczął pan biegać?
Zacząłem biegać 5 lat temu. Kiedyś, bodaj wiosną w kwietniu, nasz kabaretowy akustyk zaproponował, żebyśmy wszyscy przebiegli maraton na jesieni. Założyliśmy się nawet, że to zrobimy – Ci, którym się nie powiedzie, mieli wpłacić 500 zł do kasy kabaretowej. Jak to poznaniacy, spięliśmy się wszyscy i szczęśliwie dotarliśmy do mety. Ale przy bieganiu pozostałem tylko ja i akustyk. Bieganie dziś to moje hobby i moja pasja.
Strony
- 1
- 2
- 3
- 4
- następna ›
- ostatnia »