5-10-42,195. Magia cyfr Krynicy. „Forever”
Opublikowane w pon., 21/09/2015 - 15:08
Bo przecież Festiwal to 24 imprezy sportowe w różnych formułach, zarówno dla dorosłych i tych najmłodszych, które rozgrywają się w pięknej scenerii Beskidu Sądeckiego w ciągu trzech dni o każdej porze dnia i nocy. Niektóre biegi kończą się około północy, podczas gdy inne rozpoczynają już o 3 nad ranem (lub nocy jak kto woli). Cały czas ma się wrażenie, że ktoś przekracza linę mety. Tutaj każdy może spróbować swoich sił – sprinter, sympatyk biegów ulicznych na każdym praktycznie dystansie i o każdej porze. Ale także i wytrawny ultras może spróbować swoich sił i zmierzyć się z malowniczą i wymagającą trasą Biegu 7 Dolin.
Relacja Rafała Ławskiego, Ambasadora Festiwalu Biegów
Zazwyczaj standardową strategię startów w danym sezonie planowałem w miarę bezpiecznie – początek sezonu to biegi krótsze i szybsze, a następnie wydłużanie dystansu lub starty w imprezach triathlonowych. Rok 2015 taki właśnie dla mnie był. Spróbowałem czegoś nowego – skrócenie czasu treningowego w tygodniu, ale skupiając się na większym wysiłku i częściej wychodząc ze strefy komfortu podczas realizowania danej jednostki treningowej. Na dodatek konieczne było jeszcze poprawienie siły i techniki jazdy na rowerze po to by po kilku sezonach w końcu złamać 6-tkę w triathlonie na dystansie half-Ironman.
Wszystko poszło zgodnie z planem, i w Gdyni wyszło niecno ponad 5 i pół godziny. Jednak po tej imprezie nadal czułem lekki niedosyt jeśli chodzi o życiówki. Dokonałem więc krótkiej analizy moich możliwości stwierdziłem, że może dystans 10 km będzie w zasięgu. Bowiem w biegu na tym właśnie dystansie w Swarzędzu na początku sezonu udało mi się złamać 40-tkę. Biorąc pod uwagę profil trasy i wybieganie w sezonie warto było po kilku miesiącach trochę jeszcze podbić ten wynik. Wybór dla mnie jest oczywisty – tu pasuje wyłącznie „Życiowa Dziesiątka”.
Wymarzony profil trasy, przyjazne temperatury wrześniowe, przystępna pora dnia, no i ta atmosfera, która zawsze w Krynicy jest gwarantem dobrej zabawy nie tylko dla biegaczy, ale ze względu na dodatkowe atrakcje także dla osób towarzyszących. Ze względów logistycznych przyjazd do Krynicy planuję zawsze jako minimum trzydniowy. A że będą na miejscu, nie wypada tylko chodzić po knajpkach i pubach, ponieważ wszyscy dookoła biegają, to zdecydowałem się na wypełnienie każdego dnia jednym biegiem. I tak piątek był dniem rozruchowym – na rozgrzewkę...
Nocna Piątka
Ponieważ było to 12 godzin przed planowanym startem docelowym i zarazem tuż po blisko 8-godzinnej przeprawie z Poznania, start był więc bardzo asekuracyjny. Jak się okazało zaprocentowało to w moim biegu głównym.
Życiowa Dziesiątka
... to mocna marka spośród wszystkich krynickich imprez sportowych. Dystans 10 km choć z pozoru dość krótki, może się jednak okazać bardzo wymagający. Nawet przy takich sprzyjających warunkach jakie oferuje trasa Krynica - Muszyna w przedsionku jesiennych temperatur. Bo przecież każdy początkujący traktuje ten dystans bardzo ambicjonalnie i łatwo opuszcza strefę komfortu, daje się ponieść, aż płuca dają o sobie znać. Zaś dla długodystansowców to okazja by sprawdzić się w drugim lub bardziej w trzecim zakresie oraz oswoić głowę, nogi i płuca z tempem znacznie powyżej tego maratońskiego.
Tak też pierwsze 5 km niemalże prowokuje do wydłużenia kroku i biegu „w trupa” aż do momentu kiedy trasa nagle staje się płaska i wydaje zarazem znacznie trudniejsza na drugim odcinku. Ponieważ był to mój pierwszy start w „Życiowej Dziesiątce”, trochę dałem się ponieść i złapałem ciężki oddech jeszcze przed czwartym kilometrem. Lecz z drugiej strony była to moja prawie trzydziesta impreza na tym dystansie, więc doświadczenie podpowiadało, że to tylko głowa protestuje, gdyż jeszcze takim tempem nie biegałem. Trzeba było więc utrzymać tempo i podążać do mety bo wynik może okazać się całkiem obiecujący.
Od 8. kilometra udało się nawet nieco przyspieszyć - a może to inni zwalniali… choć nie sądzę, bo miałem wrażenie że jestem w strefie ludzi, którzy mają podobny cel jak ja – wszak nazwa biegu zobowiązuje!
Kiedy wbiegłem na metę, odebrałem medal i… zapomniałem o sprawdzeniu czasu. Zachowałem się jak na każdej innej imprezie biegowej – trzeba skorzystać z miejsca odświeżenia oraz cateringu. Pół godziny później ruszały już autobusy w drogę powrotną. Skorzystałem z transportu, choć chwilowo się wahałem czy nie przetruchtać z powrotem do Krynicy. Rozum jednak podpowiadał by oszczędzać siły na późniejszy Koral Maraton.
Kiedy znalazłem się ponownie w Biurze Zawodów, byłem nieco zaskoczony spoglądając na tablicę wyników. Nie mogłem siebie odnaleźć spoglądając na zakres czasowy 39 – 40 minut. Szukam więc dalej do 38 też mnie nie było. Kiedy zobaczyłem wynik 37:48 (!) dopiero wówczas zrozumiałem dlaczego było tak ciężko...
Okazuje się, że jednak pokonanie pewnej bariery psychologicznej kosztuje dużo, dużo wysiłku. Z dużą częstotliwością nachodzą myśli czy aby nie zwolnić czy wręcz nie przerwać biegu. Dla amatora biegającego nie więcej niż 40 kilometrów tygodniowo z dodatkową jednostką rowerową oraz treningiem pływackim to spora bariera do pokonania. A ponieważ Krynica to nie tylko PZU Festiwal Biegowy, lecz także i miejsce Forum Ekonomicznego. Rzekłbym więc, że inwestowanie w prędkość i tempo się opłaca, a i z pewnością zaprocentuje w kolejnym sezonie, być może na nieco dłuższych dystansach i w triathlonie.
Zdecydowanie polecam Życiową Dziesiątkę każdemu kto lubi prędkość, wyzwania i jest gotów przyjąć odpowiednią taktykę. Dobry wynik, choć nieco podkręcony przez sprzyjające warunki poza tym, że dobrze wygląda, zawsze wzmacnia pewność siebie i jest smacznym owocem dobrze przepracowanego sezonu.