Mój Bieg 7 Dolin. Chwilo trwaj
Opublikowane w czw., 11/09/2014 - 13:03
Praca nagrodzona w konkursie "Mój Bieg. Mój Festiwal 2014"
Pomimo, że od zakończenia biegu minęło już kilka dni, a obolałe nogi nie dają zapomnieć o przebiegniętym dystansie, wciąż z niedowierzaniem myślę o tym, czego udało się dokonać w Krynicy.
Relacjonuje Dionizy Szczudło
Mniej więcej 4-5 lat temu kiedy zacząłem biegać, na scenie imprez biegowych pojawił się Festiwal Biegowy w Krynicy i totalnie szalony jak na tamte czasy bieg po górach: Bieg 7 Dolin. 100 km po szlakach Beskidu Sądeckiego, ponad 4400 metrów przewyższenia w pionie. W pierwszej edycji wystartowało stu kilkudziesięciu śmiałków, a wszyscy zastanawiali się czy to aby nie za długi dystans i ilu z nich dotrze do mety.
Dziś to jeden z najbardziej kultowych i najtrudniejszych ultramaratonów górskich w Polsce, jednocześnie dziękki otwartej formule przyciągający największą liczbę śmiałków w kraju. Pierwsza wzmianka i relacje jakie czytałem z Biegu 7 Dolin doprowadziły do powstania marzenia, że kiedyś może i ja powalczę o medal na tak niesamowitym dystansie.
Ale od początku
Noc z piątku na sobotę czyli dzień startu Biegu 7 Dolin.
Wszystkie formalności załatwione: numer przypięty do plecaka, chip do pomiaru czasu zamocowany na bucie, sprzęt i jedzenie na przepaki na 36. i 66. kilometra oddane. Ostatnie gorączkowe sprawdzanie czy o czymś nie zapomniałem, czy wszystko w plecaku, z czego zrezygnować, a co może się jednak przydać. Kontrola ostatnich, najbardziej miarodajnych prognoz na jutrzejszy dzień który cały mam spędzić w trasie. Wszystko gotowe tylko weź tu człowieku teraz zaśnij...
Co prawda do startu zostało tylko 3 godziny, ale to ważny sen. Zamiast snu obrazy z poszczególnych odcinków trasy, ostre zbiegi przelatują przed oczami wizualizuję to co mnie czeka. Udaje się w końcu zdrzemnąć, kiedy telefon dzwoni jak szalony - 2 w nocy czas wstawać. Owsianka, banan, mocna kawa, ostatnia kontrola pogody i decyzja co ubrać na start i za kwandans stoję z przyjaciółmi i zaspaną żoną na deptaku w Krynicy, na który zewsząd podążają podobni nam wariaci.
Humory dopisują wszyscy w komplecie, znajomy robi rozgrzewkę biegiem wracając po chip, którego zapomniał zabrać z hotelu. Spiker zaczyna zagrzewać nas do walki, a tłum na starcie gęstnieje: jest nas ponad 1700 osób. Najwięcej chętnych by zmierzyć się z pełnym dystansem, pozostali na 66 i 36 km (w tym IronRun’owcy). Przez tył głowy przelatuje mi ukradkiem myśl, że nie wszystkim nam dziś będzie dane dobiec tam, gdzie planujemy.
Ostanie zdjęcia uśmiechniętej ekipy robione przez niezawodną żonkę.
Strony
- 1
- 2
- 3
- 4
- następna ›
- ostatnia »