Maraton w Ravennie: Rekordowa frekwencja z naszą cegiełką
Opublikowane w sob., 08/11/2014 - 08:17
Mówi się, że kobiety lubią błyskotki. I chyba jest w tym sporo prawdy… Uczciwie się przyznaję, że do startu w maratonie w odległej Ravennie skusił mnie medal. I to nie ze względów kolekcjonerskich – on po prostu jest piękny. To przede wszystkim z niezwykłych medali słynie Maratona di Ravenna. Każdy z nich to małe dzieło sztuki, ręcznie wykonana mozaika, wzorowana na motywie z jednej z miejskich bazylik. Co roku innej…
Ravenna to miasto położone w północnej części Włoch. Uczestnicy wycieczek autokarowych z Polski znają je głównie z powodu Mirabilandii, czyli gigantycznego wesołego miasteczka na obrzeżach, w którym zazwyczaj urządza się postój techniczny, wymagany przepisami. Ale Ravenna to przede wszystkim kamienne mozaiki, które widać na ścianach, sklepieniach a nawet podłogach. Niezwykle barwne wzory przetrwały tutaj setki lat. Niektóre datuje się na VI wiek naszej ery!
Nic więc dziwnego, że tego symbolu miasta użyto również na medalach maratonu. Z sukcesem. Organizatorzy imprezy ogłosili właśnie, że tegoroczna frekwencja będzie o ponad 60% wyższa niż w ubiegłym roku. Z tego powodu musiano zamknąć przed czasem zapisy – artyści tworzący medale, nie mieliby szans zdążyć z tak ogromną ich ilością do 9 listopada.
A liczby, choć w porównaniu z najpopularniejszymi maratonami świata wypadają słabo, na tle lokalnych maratonów wyglądają imponująco (tutaj swój maraton ma wiele okolicznych miast, w tym Bolonia, Ferrara i Rimini). 1065 osób pobiegnie królewski dystans, 1043 jego połowę a kolejnych 490 wystartuje w biegu na 30 km, który odbywa się równolegle z maratonem. Do wyboru był jeszcze bieg na dystansie 10,5 km, miejski marsz (5 km) oraz biegi rodzinne. Sporo opcji, prawda?
Historyczne centrum Ravenny nie jest zbyt duże, dlatego na maraton składają się trzy pętle. Na szczęście nie są identyczne. Pierwsze 10 km to trasa niczym z przewodnika turystycznego po mieście – „zalicza” wszystkie ważniejsze bazyliki, baptysteria, muzea i grób Dantego. Trzeba ją pokonać dwa razy. Dopiero za trzecim wbiega się na długą agrafkę, która pozwala uzbierać te 42 km z hakiem. Mimo historyczności miasta, bruku na trasie jest mało, tylko kilkaset metrów. Nie ma za to podbiegów a maksymalne przewyższenie wynosi mniej niż 3 metry.
Organizatorzy wciąż wymyślają nowe atrakcje dla uczestników biegów. A to pasta party w sobotę i… drugie w niedzielę po zawodach. Do tego Piadina Party z darmowymi kanapkami. Liczne strefy muzyczne na trasie. Jedną z nich organizuje nawet miejscowy pub, obiecując biegaczom darmowe mojito w ramach pokrzepienia na 41 km. W pakietach startowych mają się znaleźć koszulki techniczne oraz wejściówki do muzeum. W końcu Ravenna to miasto sztuki.
Na pochwałę zasługuje dość niskie - jak na europejskie standardy – wpisowe. W maratonie można pobiec już za 18 euro (jeśli opłaciło się start odpowiednio wcześnie) a marsz i bieg na 10 km oferują ciekawą opcję startu bez pamiątkowej koszulki za jedyne 3 euro. Do tego bardzo duża komunikatywność i serdeczność organizatorów. Kiedy pewnej nocy piszę do nich z zapytaniem, dlaczego formularz zgłoszeniowy po angielsku nie jest aktywny, po dwóch minutach dostaję odpowiedź: „Ups, przepraszamy! Już naprawiliśmy, wszystko działa”. Zupełnie jak nie we Włoszech…
Cóż, zapowiada się idealny maraton w przepięknym mieście, z niezwykłym medalem i atmosferą. Tylko pogoda coś nie ta… Zimno, deszcz i mgła. Ale Massimo, mój gospodarz, witając mnie w drzwiach dodaje: „Sprawdziłem pogodę na maraton. Zobaczysz, będzie idealna.” I tej wersji się trzymam…
KM