Ognisko, kiełbaski, herbata pani Heleny. Takie rzeczy tylko w Gliwicach [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 22/11/2014 - 22:04
Nie jest już zaskoczeniem, że… Gliwice zaskakują.
Na Gliwickiej Parkowej Prowokacji Biegowej organizatorzy zaskakują uczestników, a uczestnicy organizatorów. I wcale nie chodzi tutaj o wysoką frekwencję! Na listopadową edycję cyklu jeden z zawodników przyniósł całą torbę kiełbasy – do ogniska, które przygotowali organizatorzy. Kiełbaski wręczał biegaczom kończącym rywalizację. Zupełnie bezinteresownie. Pewna uczestniczka zaś uraczyła konfiturami własnego wyrobu tych, którzy poświęcają tak wiele swojego czasu i pracy, by Prowokacja mogła się odbyć. I podobno nie był to pierwszy raz. A pani Helena przygotowała dla wszystkich swoją przepyszną herbatę, która podczas zimowych i wiosennych edycji Prowokacji stała się legendą.
Chętnych do biegania i maszerowania w jedenastek odsłonie cyklu w tym roku nie odstraszył poranny chłód. Długa kolejka do biura zawodów skończyła się dopiero tuż przed startem. Większość zawodników odbierała swoje stałe numery startowe, ale nie brakło też debiutantów. Podpytaliśmy ich, dlaczego wybrali akurat Prowokację.
– Bo wszyscy o tym mówią i rozpływają się w zachwytach, musiałem sam sprawdzić – rzekł jeden z biegaczy.
– Bo nie było nic innego w okolicy a szkoda zmarnować cały weekend. Trzeba się poruszać. – dodała pani z kijami w dłoni.
– A ja przyjechałem, bo mówili, że herbata pani Heleny będzie! – śmiał się stojący za nią mężczyzna. – No i pobiegać też, oczywiście.
Dla wielu osób bieganie po lesie w Gliwicach to miła odmiana po biegach ulicznych pełnych asfaltu i hałasu. Dla innych okazja do spotkania z przyjaciółmi albo treningu. Ale są też tacy, którzy dzisiejszą Prowokację wybrali na miejsce swojego biegowego debiutu.
– Bałam się wystartować, chociaż biegam już od jakiegoś czasu. Koleżanka namawiała mnie na różne biegi uliczne, półmaraton w Gliwicach, a ja ciągle nie miałam odwagi. Ta impreza mnie przekonała. Dałam się namówić i nie żałuję! Jestem zadowolona i z trasy, i ze swojego czasu. Chociaż, oczywiście, już myślę o tym, żeby wrócić tutaj w grudniu i go poprawić – opowiadała jedna z uczestniczek tuż po biegu, przy słynnej herbacie.
Ta impreza to swoisty fenomen. Próżno szukać tutaj smutnych i skwaszonych twarzy, sporo za to jest serdeczności, radości i przyjacielskiego poklepywania po plecach. Nawet, jeśli zaledwie kilka minut wcześniej z tą samą osobą walczyło się o ostatnie metry i sekundy przed linią mety. To miejsce, w które chce się wracać, mimo wszelkich przeciwności. – Wyrwałam się z pracy tylko na półtorej godziny. Muszę się spieszyć na trasie! – śmiała się jedna z biegaczek przed startem. I nikogo to nie dziwiło, bo dla tej niezwykłej atmosfery warto wiele poświęcić.
KM