Skąd łoś?
Opublikowane w śr., 07/01/2015 - 09:42
Łoś jest związany z warszawskim bieganiem już od dawna, przynajmniej od kilkunastu lat. Ostatnio coraz częściej noszę jego przebranie na grzbiecie, warto więc parę słów napisać, skąd się wzięło.
Jan Goleń o swoich spotkaniach z łosiami na biegowej drodze.
Jestem chłopak z Jelonek, z Osiedla Przyjaźń. Lubię też pobiegać po lesie, a najbliższym Jelonkom większym kompleksem leśnym jest las na pobliskim Bemowie, w okolicach poligonu i Wojskowej Akademii Technicznej. W jego sercu jest podmokły rezerwat przyrody Łosiowe Błota, a nazwa ta wcale nie wzięła się z niczego, bo łosie tam są. Przez ładnych kilka lat zapuszczałem się biegowo w tamte rejony, z nadzieją na spotkanie kultowego zwierza. Bez powodzenia.
Ważnym wydarzeniem w warszawskim światku biegowym u progu XXI w. był (i nadal zresztą jest, choć w szczątkowej formie) Sobotni Bielański Bieg Poranny. Co sobotę przy szlabanie przy rogu Klaudyny i Podleśnej spotykała się grupa kilkunastu, a czasem i kilkudziesięciu biegaczy, by razem pobiegać po Lasku Bielańskim i Lesie Młocińskim. Towarzystwo było barwne, ciekawe, inteligentne i twórcze, a z kilkoma poznanymi tam ludźmi łączy mnie do dziś przyjaźń. Tam swój początek miały różne pomysły i przedsięwzięcia, które w różnej formie w warszawskim bieganiu funkcjonują do tej pory.
Niektórym SBBP-owiczom sobotnie bieganie nie wystarczało i w innych dniach tygodnia spotykali się na obiektach sportowych WAT, by wyruszyć na leśną, dziesięciokilometrową pętlę po Lesie Bemowskim. Na jej półmetku przystawali na nie istniejącym już dziś drewnianym pomoście nad bagienkiem w rezerwacie Łosiowe Błota. Utworzyli nawet biegową frakcję o nazwie SBBP Łosie, dla której koszulki zaprojektował wielce uzdolniony w różnych dziedzinach Kociemba.
Jesienią 2007 r. miał miejsce ogromny, jak na tamte lata, masowy bieg na dystansie 10 km w centrum Warszawy o nazwie Run Warsaw, który potem przemianowany został na Biegnij Warszawo. Tysiące uczestników w jednakowych, zielonych koszulkach tworzyło wielką zieloną rzekę, która płynęła ulicami stolicy. Pod koniec rzeki płynął nad głowami biegnących nadmuchiwany kajak, niesiony na stelażach od plecaków przez zmieniających się biegaczy (do których należałem). Konstrukcję zaprojektował i wykonał również uzdolniony w wielu dziedzinach SBBP-owicz Pit. W kajaku dostojnie podróżowało kilka pluszowych łosi, a największy z nich był mój. Zabawa była niesamowita, mimo posypania się częściowego konstrukcji w trakcie biegu, a widok i aplauz obserwatorów niezapomniany.
Jak trafił do mnie ów łoś? Otóż w czasie jednej z wielu wizyt w IKEA zobaczyliśmy z moją Anią pokrowiec na bieliznę z formie worka ze sztucznego, jasnobrązowego futra, w formie łosia z wielką, zwieńczoną miękkim porożem łosiową głową. Pokrowiec tani i niezbędny nie był, kosztował 129 zł, w końcu Ania przekonała mnie do zakupu. Była to chyba jedna z najbardziej trafionych inwestycji, bowiem pokrowiec okazał się świetnym przebraniem. Występowałem w nim od czasu do czasu na różnych warszawskich biegach, w roli uczestnika, kibica, animatora biegów dziecięcych lub konferansjera. Ostatnio najczęściej łosia można było spotkać na organizowanym m.in. przeze mnie cyklu biegowym Szybko po Woli w Parku Szymańskiego.