W Falenicy frekwencja dopisała, gorzej z pogodą

 

W Falenicy frekwencja dopisała, gorzej z pogodą


Opublikowane w sob., 10/01/2015 - 16:32

Ci, którzy spodziewali się rywalizacji po zmrożonych, zaśnieżonych wydmach mogli się czuć rozczarowani. W Falenicy podczas drugich zawodów Zimowych Biegów Górskich było wietrznie, pochmurno i czasami padał deszcz. Czy to znaczy, że impreza była nieudana?

Relacja Macieja Gelberga

Biorąc pod uwagę komentarze uczestników zawodów, większość startujących była zadowolona. Trudno zresztą się temu dziwić, Falenicy po prostu nie da się nie lubić. Biegi po mazowieckich wydmach to dla jednych świetna trening siłowy, dla drugich możliwość sprawdzenia formy przed zbliżającymi się maratonami wiosennymi, dla jeszcze innych okazja do rywalizacji ze znajomymi i szlifowanie rekordów życiowych.

Zawody w Falenicy mają to do siebie, że nigdy nie wiadomo w jakich warunkach będzie się startować. Biegałem tu zarówno kiedy spadło kilkanaście centymetrów śniegu, jak i wtedy gdy trasę tak zmroziło, że sztuką było utrzymanie równowagi. Ostatnim razem podstawową trudność stanowił z kolei grząski, suchy piasek na podbiegach.

Podczas dzisiejszych zawodów było mokro. To miało swoje plusy i minusy. Z jednej strony należało uważać na kałuże, z drugiej po nasiąkniętym wodą piasku biegło się dużo łatwiej.

Biegu w Falenicy nie traktowałem jako imprezy docelowej, do której należy się odpowiednio przygotować. To dla mnie była część realizowanego od dwóch miesięcy planu treningowego przed marcowym maratonem w Jerozolimie. Byłem ciekaw w jakiej jestem formie. Zależało mi, by pobiec szybciej niż ostatnio, najlepiej poniżej 45 minut.

Kiedy stanąłem na starcie wiedziałem, że może być trudno. Nawet nie chodziło o trudne warunki, deszcz, czy przemęczenie po ostatnich tempówkach. Źródłem mojego niepokoju była rzecz prozaiczna. Zapomniałem wziąć na zawody zegarek. Niestety należę do tych zawodników, którzy muszą stale kontrolować tempo i czas. Bałem się, że bez tego cała moja taktyka się posypie.

Falenicka „dycha” to trzy pętle i łącznie 21 podbiegów. Zależało mi, by każde okrążeni pokonać w podobnym czasie. Wiedziałem, że jeśli chce złamać 45 minut musi to być kwadrans. Czy jest to możliwe?

Okazało się, że prawie mi się udało. Co prawda do wymarzonego czasu zabrakło jakiś 30 sekund, ale pozostała satysfakcja, że potrafiłem utrzymać w miarę równe tempo na każdej pętli. I to bez zegarka. Za dwa tygodnie będzie szansa, by jeszcze poprawić wynik. Dużo zależy ode mnie. Muszę zintensyfikować treningi i pamiętać o sprzęcie. Niewidomą jest pogoda. Ale przecież to cały urok Zimowych Biegów Górskich w Falenicy.

PS. Zwycięzcą mojego biegu został Piotr Łobodziński - czas 33:26. Drugi był Piotr Parfianowicz – 33:46. Tuż za nimi linię mety minął Artur Jabłoński.

MGEL

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce