Lubisz biegać gdy jest zimno...pomyśl o maratonie na Antarktydzie
Opublikowane w pt., 02/11/2012 - 11:18
W niemal wszystkich regulaminach biegów na całym świecie znajduje się zapis "Zawody odbędą się bez względu na warunki atmosferyczne". Podczas Maratonu na Wyspie Króla Jerzego (Antarktyda) to zdanie nabiera nowego znaczenia.
W 2008 roku zwyciężył w nim, przy okazji bijąc rekord trasy, ambasador Festiwalu Biegowego Robert Celiński.
Oto jak wspomina swoja przygodę:
Podróż na Antarktydę nie jest jednak czystą przyjemnością. Dużo osób przeżywa koszmar o nazwie "Cieśnina Drake'a". Jest to bardzo niespokojny obszar morski, który statek pokonuje przez blisko dwie doby (w jedną stronę). Dużo pasażerów cierpiało na chorobę morską. Ja też nie miałem specjalnie apetytu, a w czasie wykładów walczyłem z sennością.
Cieśnina Drake'a - takie fale są tutaj normą
Przez ostatnie lata byłem w wielu wspaniałych miejscach na całym świecie. Mogę śmiało powiedzieć, że wyprawa na Antarktydę była podróżą mojego życia. Dopełnieniem tej przygody był nam maraton.
Po przekroczeniu cieśniny Drake'a zobaczyliśmy ląd, a niedługo później zarzuciliśmy kotwicę w Zatoce Maxwella, przy Wyspie Króla Jerzego. Czekał już tam drugi statek, którego załoga popłynęła na ląd, żeby przygotować trasę. Wieczorem mieliśmy ostatnią odprawę, po której poszedłem spać.
Rano na ląd zabrały nas Zodiaki, które trochę pobłądziły we mgle i na lądzie postawiłem stopę dopiero na 15 minut przed startem. Na szczęście wcześniej na statku zrobiłem rozruch i porozciągałem się. Zmieniałem ciuchy zgięty w pół, pod ustawionym na filarach budynkiem, mając sufit na wysokości ok. 160 cm. Zabrałem ze sobą butelki z piciem, które potem miałem porozrzucać na trasie. Byłem bardzo podekscytowany startem.
Do maratonu byłem dobrze przygotowany. Mądrze zaplanowałem treningi, zastosowałem sprawdzoną dietę. Pomógł mi również brak możliwości trenowania przez ostatnie 3 dni przed maratonem. W tym czasie tylko się rozciągałem i byłem bardzo wypoczęty.
Rozpocząłem mocno, prowadząc od samego początku. Największym wyzwaniem na trasie była dwukrotna wspinaczka na lodowiec (blisko 200 metrów przewyższenia). Za pierwszym razem zbiegałem z niego, jak wariat. Po oblodzonym zboczu spływała woda i było bardzo ślisko. Upadłem dwa razy, potłukłem się i połamałem okulary słoneczne. Na szczęście, nie skończyło się to poważniejszą kontuzją.
Przy okazji kolejnej zawrotki, pomyliłem trasę przy bazie chińskiej, tracąc na tym około 20 sekund. Mimo wszystko, już na pierwszej pętli wyrobiłem sobie sporą przewagę nad rywalami. Organizatorzy biegu bardzo mi kibicowali, licząc na nowy rekord trasy. Przy drugim podbiegu na lodowiec byłem już ostrożniejszy. W najtrudniejszych miejscach musiałem trawersować, dzięki czemu uniknąłem upadku. Totalnie przemoczyłem buty przy przeskakiwaniu przez strumienie i musiałem potem poprawiać ich wiązanie.
Dobre przygotowanie pozwoliło mi na utrzymanie mocnego tempa do końca biegu. Na zawrotce widziałem, że konkurencja osłabła, a ja wręcz latałem nad kolejnymi górkami, dublując kolejnych zawodników. Na metę przybiegłem w czasie 3:09:43, ustanawiając rekord trasy i wyprzedzając kolejnego zawodnika o 21 minut!
Muszę przyznać, że w tym roku trafiły mi się bardzo dobre warunki do biegania. W poprzedniej edycji brało udział trzech zawodników, biegających maratony poniżej 2:50, a tutaj ledwo połamali 4 godziny. Wcześniej w imprezie na Antarktydzie brali udział światowej klasy zawodnicy, ale warunki nie pozwalały im na ustanowienie takiego dobrego wyniku. Bieg nie był dla mnie jednak spacerkiem z powodu nawierzchni (lodowiec, błoto, odcinki z ruchomymi kamieniami na plażach) oraz wiatru (momentami bardzo mocne porywy). Temperatura ok. 2 stopni Celsjusza mogła przeszkadzać nieprzyzwyczajonym zawodnikom z cieplejszych krajów, ale na pewno nie mnie.
Zdawałem sobie sprawę, że osiągnąłem duży sukces. Lubię się chwalić, że przebiegłem maratony na siedmiu kontynentach i wygrałem na Antarktydzie, bijąc rekord trasy. Na statku byłem gwiazdą, wszyscy mi gratulowali, wygłosiłem przemówienie przy kolacji, rozdawałem nawet autografy. To były niezapomniane chwile. Nie można sobie chyba wyobrazić lepszego zakończenia tej opowieści, składającej z siedmiu pasjonujących rozdziałów.
Pierwsza trójka Antarctica Marathon 2008:
1. |
Robert Celiński |
POL |
3:09:43 |
2. |
Filippo Faralla |
RSA |
3:30:52 |
3. |
David Smith |
GBR |
3:41:11 |