Tropem Wilczym w Łodzi z "pokojowym" finiszem [ZDJĘCIA]
Opublikowane w pon., 02/03/2015 - 08:22
Dzień Żołnierzy Wyklętych został w Łodzi uczczony na sportowo. Ponad 360 osób wystartowało z tej okazji w Biegu Tropem Wilczym. Imprezę zorganizowało Stowarzyszenie Kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego we współpracy z Fundacją Żołnierzy Wyklętych oraz Miejską Areną Kultury i Sportu. Około stu osób wzięło udział w towarzyszącym biegu na dystansie 1963 metrów, symbolizującym rok, w którym poległ ostatni z ukrywających się bohaterów niepodległościowego podziemia - Józef „Lalek” Franczak.
Relacja Kamila Weinberga
Start i meta znajdowały się przed Atlas Areną, a trasa przebiegała przez Park im. J. Piłsudskiego na Zdrowiu. Choć według zapowiedzi organizatorów miała ona być poprowadzona alejami asfaltowymi, w rzeczywistości sporą jej część stanowiła nawierzchnia nieutwardzona. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, gdyż znam ten park jak własną kieszeń, jednak dla wielu zawodników musiało to stanowić niespodziankę. Szczególnie, że zaraz po starcie i tuż przed finiszem zaserwowano nam kilkudziesięciometrowy odcinek specjalny przez regularne błoto. No cóż, teren wokół Areny wciąż jest placem budowy. Dobrze przynajmniej, że nowy stadion ŁKS-u powstaje w przyzwoitym tempie...
Wspomniany bieg towarzyszący według początkowych założeń miał być na zaproszenia. Pobiegli w nim głównie ludzie związani z Łódzkim Klubem Sportowym, w tym sekcje różnych dyscyplin, które naprawdę efektownie wyglądały wbiegając razem na metę w klubowych strojach. Dopiero później postanowiono, że bieg będzie otwarty, jednak do końca było to trochę niejasne i wynikło z tego małe zamieszanie organizacyjne. No dobra, to tyle czepialstwa, przejdźmy do pozytywów, bo ogólnie zawody były naprawdę udane.
W pakietach startowych otrzymaliśmy okolicznościowe czarne koszulki z portretami Żołnierzy Niezłomnych. Tak jak wielu innych zawodników, założyłem ją na bieg. Po wspólnym odśpiewaniu hymnu, w samo południe wystartowaliśmy na 5-kilometrową trasę.
Trzeba przyznać, że trasa była malownicza. Po obiegnięciu Areny i pokonaniu wspomnianego bagienka pobiegliśmy obok rezerwatu Polesie Konstantynowskie, stanowiącego pozostałość dawnej Puszczy Łódzkiej. Dalej również biegliśmy przez leśną część parku, a później aleją wzdłuż ZOO. Po około 1,5 km wypadliśmy na utwardzoną część trasy. Biegło mi się dobrze, założonym tempem nieco szybszym od 4:30 na kilometr.
W pięknym, prawdziwie wiosennym słońcu przebiegliśmy tam i z powrotem główną, dwupasmową aleją, a następnie obok kąpieliska Fala. Przedostatni kilometr według znaczników wyszedł mi podejrzanie długi. Na końcówce przyśpieszyłem, zyskałem kilkanaście miejsc i na metę wbiegłem w 22:59 netto. Biorąc pod uwagę wspomniane przeszkody terenowe i długość trasy według mnie nieco ponad 5.1 km, nie jest najgorzej, a na szybsze bieganie jeszcze przyjdzie czas. Szkoda, że nie pobiegłem w szaliku Widzewa - wtedy prawdopodobnie zrobiłbym życiówkę...
Po "pokojowym" finiszu zwyciężyli Tomasz Osmulski ex aequo z Robertem Pieprzyckim (17:54) przed Łukaszem Wojnickim (18:18), a wśród płci pięknej naszybsza była Elżbieta Styczyńska (21:55), wyprzedzając Martę Bryszewską (23:42) oraz Natalię Jezierską (24:53). Pełne wyniki znajdziecie w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.
Spotkanemu na mecie Kubie podobała się wymagająca trasa, poprowadzona częściowo mniej znanymi fragmentami parku. Beton, trawa, błotko - podsumował krótko. Pochwalił wysoki poziom sportowy zawodników i organizację zawodów. Pod koniec biegu niestety doznał kontuzji, ale ostatni kilometr dzielnie dotruchtał do mety.
– Święto trzeba święcić – stwierdził Robert „Badyl” po ukończeniu zawodów. Również chwalił urozmaiconą trasę, na której ani przez chwilę nie było nudno. Dziś poprowadził swoją dziewczynę, a w najbliższym czasie będzie zającem na półmaratonach w Krakowie i Warszawie, a także na Łódzkim Maratonie.
Zadowolony był również współorganizator imprezy Szymon Drab. – Udało się udźwignąć ciężar organizacji, pobiegliśmy w słusznej intencji – podkreślił Ambasador Festiwalu Biegowego. Ten start był dla niego szybszą odmianą od przygotowań do górskiego ultra-debiutu w Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim już za tydzień. Mimo wczorajszego długiego wybiegania z huskym, osiągnął dziś znakomity czas 21:12.
Największy szacunek i zainteresowanie wzbudzili jednak przedstawiciele Stowarzyszenia Historycznego Strzelców Kaniowskich, którzy pobiegli w historycznym umundurowaniu i niosąc ciężki sprzęt, w tym prawie 9-kilogramowy erkaem. Ta grupa rekonstrukcyjna od 12 lat odtwarza Strzelców Kaniowskich z lat 1919-39, a dziś wyjątkowo wystąpiła jako Żołnierze Wyklęci. Na co dzień biegają również w cywilu, a jeden z nich także trenuje triathlon, więc na kondycję nie mogą narzekać. Wzięli udział m.in. w Biegowej Bitwie o Łódź i planują start w Runmageddonie. Jak stwierdzili, dziś i tak nie było źle dzięki chłodnej pogodzie. Raz zdarzyło im się biec na zawodach w pełnym wyposażeniu w 30 stopniach.
Rekonstruktorzy zadbali nie tylko o sportową, ale i edukacyjną stronę swojego wystąpienia - przygotowali też wystawę informacyjną na temat Strzelców Kaniowskich i Armii „Łódź” podczas Kampanii Wrześniowej. Na strudzonych biegiem zawodników czekał również posiłek dla ciała w postaci tradycyjnej żołnierskiej grochówki.
Kamil Weinberg