Przejście Grani Tatr - do trzech razy sztuka, ale bez rekordu
Opublikowane w czw., 04/08/2016 - 13:22
Artur Paszczak i Adam Pieprzycki, wspinacze, przewodnicy i ultramaratończycy, uczestnicy takich imprez jak Bieg Rzeźnika, Bieg Granią Tatr czy Bieg 7 Dolin, podjęli kolejną próbę przejścia Grani Głównej Tatr. Z sukcesem – osiągnęli cel w 106 godzin i 38 minut.
Paszczak i Pieprzycki szli drogą wyznaczoną opisem Janusza Kurczaba, alpinisty, taternika i szermierza. Sukcesywnie zaliczali wyszczególnione przez niego szczyty i przełęcze. Grań Tatr to droga, która wpisuje się w tradycję taterników, jako próba wytrzymałości i kondycji. Wymaga i biegu / marszu i wspinaczki.
- Grań Tatr składa się z trzech części. Największym problemem są Tatry Wysokie, ponieważ tam, mniej więcej na odcinku 26 km, wymagana jest wspinaczka. To zajmuje najwięcej czasu. Większość wspinaczki robiliśmy bez asekuracji. Kluczowe odcinki do piątego stopnia to było wspinanie z liną w zespole. Tego jednak było bardzo mało - mówi Adam Pieprzycki i podaje czasy, jakie spędzili na poszczególnych odcinkach.
- Tatry Bielskie zajęły nam 5,5h, Tatry Zachodnie - 17,5h, a Tatry Wysokie - 76h.
Jednak sama wspinaczka nie była problemem. Obaj uczestnicy projektu wspinają się przecież od dawna i mają na koncie wyznaczanie nowych dróg wspinaczkowych. Artur Paszczak jest też prezesem klubu wysokogórskiego i autorem ponad 30 nowych dróg.
- Problemem na tej trasie są odległości. Wiele fragmentów trzeba było przejść ryzykownie pod względem terenu. Wymagało to umiejętności wspinaczkowych, ale też przygotowania kondycyjnego – mówi Adam Pieprzycki.
O skali trudności świadczy fakt, że rekord takiego przejścia pozostaje niepobity od ponad 40 lat, a Artur z Adamem zakończyli sukcesem dopiero swoją trzecią próbę. Pierwsza próba zakończyła się pęknięciem pięciu kręgów u Artura, który odpadł z blokiem.
– To była poważna sytuacja. Artur spadł z urwanym chwytem, zatrzymał się na półce i cudem jakimś się nie zabił. Za drugim razem musieliśmy zawrócić z powodu odparzonych stóp – mówi Pieprzycki.
Trzecia próba również nie obyła się bez trudniejszych momentów i istniały obawy, że także trzecia próba nie będzie udana. – Pierwszego dnia, po intensywnym deszczu, było bardzo mokro. Tatry Bielski były praktycznie jednym wielkim błotem, szliśmy wolno, a prognozy były nie najlepsze. Na szczęście drugiego dnia te prognozy się zmieniły. Zrobiło się ładnie i realizowaliśmy już założone tempo. Na zejściu z Cubryny Artur zaczął się przez chwilę zsuwać, ale działaliśmy w odpowiednim dla siebie stylu i udało nam się – mówi Adam Pieprzycki. Podkreśla, że nie są zadowoleni z czasu.
Od początku nie planowali się mierzyć z rekordowym czasem Krzysztofa Żurka (3 dni) z 1975 r. Chcieli sprawdzić, czy zdołają się zbliżyć do wyniku legendarnej postaci wśród taterników Włodzimierza Cywińskiego, który tego samego roku przeszedł Grań Główną Tatr w 3 i pół dnia.
– Włodka znaliśmy dobrze. Zachęcał nas do podjęcia takiej próby. Dla mnie, i nie tylko dla mnie, Włodek był mentorem. Podczas mojego stażu w TOPR, często z nim dyżurowałem. Dzięki niemu poznawałem topografię Morskiego Oka. Właściwie zawsze, gdy czegoś nie wiedzieliśmy, dzwoniliśmy do niego. W czasie tego udanego przejścia brakowało nam go – mówi instruktor alpinizmu PZA, trener wspinaczki sportowej, ratownik TOPR, który urodził się w roku ustanowienia przez Cywińskiego swojego rekordu życiowego na tej trasie.
Artur i Adam rekordu nie pobili, nie zbliżyli się też do czasu Cywińskiego. Ale dokonali wielkiej rzeczy. Przejście tą trasą według wzoru opisanego przez Janusza Kurczabę to cel, o którym marzy wielu taterników. Niewielu jednak podejmuje się tego w praktyce.
IB
fot. Facebook Artura Paszczaka