Supermaraton Kalisia Ambasadora. "Posmakowałem asfaltowego ultra"

 

Supermaraton Kalisia Ambasadora. "Posmakowałem asfaltowego ultra"


Opublikowane w wt., 07/11/2017 - 09:43

Wszystkiego w "karierze" biegacza trzeba spróbować - pisze Marek Pfajfer, Ambasador Festiwalu Biegów

Dla mnie udział w kaliskiej "setce" był debiutem w ultra asfaltowym. To nie piękne górskie widoki, a takie dłuższe dystanse biegałem do tej pory. To klepanie kilometrów na asfalcie i w dodatku to, czego większość biegaczy nie lubi - wielu okrążeń. Mimo wszystko coś tych ultrasów tu przyciąga, bo w ultra dystansach biega się głową, więc nie gra roli ile kółek jest do zrobienia...

Do Kalisza wybrałem się dzień przed biegiem, w biurze zawodów odebrałem pakiet startowy i w piątkowy wieczór bardzo szybko poszedłem spać. Rano czekała mnie szybka pobudka. Budzik zadzwonił parę minut po godzinie 4, szybkie śniadanko i samochodem do Blizanowa, gdzie zostaliśmy przewiezieni autokarami na start do miejscowości Jarantów. Atmosfera była wspaniała, to jest to coś o czym wielu ultrasów tutaj startujących mówi, żeby to poczuć. Ten klimat, trzeba po prostu się zapisać i wystartować. 

Ruszyliśmy o godzinie 6:30. Pogoda zapowiadała się piękna, słońce wstawał. O takiej właśnie aurze marzyłem. Jeszcze przed biegiem oglądałem zdjęcia z ubiegłego roku - piękna złota jesień, drzewa kolorowe, nie inaczej było w tym roku. Sam się o tym przekonałem, bo się zapisałem i wystartowałem.

I co?

Ultra asfaltowe nie jest takie straszne!

Kilometry mijały mi dość szybko. Nie szarżowałem na trasie, nie przygotowywałem się też specjalnie do tego startu co nie jest rozsądne, chciałem tylko tego posmakować. 

Punkty odżywcze były zlokalizowane co 5 km, stoły bogato zastawione, napoje do wyboru, kawka, herbata, woda, cola, izotoniki, co kto woli. Biegłem od punktu do punktu, na bieżąco uzupełniałem płyny, jedzenie, co dawało mi siły na kolejne kilometry. 

Kryzys dopadł mnie w okolicach 65. kilometra. Troszkę osłabłem, ale zwolniłem. Ustabilizowałem rytm serca i mogłem spokojnie kontynuować bieg do setnego kilometra. 

Ostatnie kółeczko, czyli 15 km, zaczynało robić się coraz ciemniej. Zrobiło się też chłodniej, co było dużym plusem. Biegło mi się dobrze. 

Jak na debiut na ultra na asfalcie czas 10:13:36 bardzo mnie cieszy. Nie ukrywam, że myślę o kolejnym, jak i też o poprawie tego wyniku, bo jest co poprawiać. 

Marek Pfajfer, Ambasador Festiwalu Biegów


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce