Ultra upał, ultra trasa. Ultra pogrom, ultra mistrzowie... Bartosz Gorczyca i Magdalena Łączak mistrzami Polski w Ultra Skyrunningu!
Opublikowane w pt., 01/06/2018 - 10:10
Ultra upał, ultra trasa i ultra mistrzowie. Bartosz Gorczyca i Magdalena Łączak mistrzami Polski w Ultra Skyrunningu. Wygrali rozgrywany po raz pierwszy Bieg Rzeźnika Sky na bieszczadzkiej trasie długości 53 km, z 3280 m przewyższenia.
Niespodzianki zatem nie było, ale na trasie działo się wiele. Działo się także za metą, a losy medali w rywalizacji mężczyzn ważyły się do ostatniej chwili, do samej dekoracji najlepszych.
Ogłoszona kilka miesięcy temu przez organizatorów IV Festiwalu Biegu Rzeźnika informacja, że w ramach imprezy po raz pierwszy zorganizują Bieg Rzeźnika Sky, który na dodatek odbędzie się w randze mistrzostw Polski, wzbudziła na wielu twarzach uśmiechy politowania. Skyrunning w Bieszczadach? To jak organizować igrzyska zimowe w środku Afryki... A jednak. Wytyczona trasa przypominała zęby smoka, sześć solidnych, stromych podejść: dwa razy (z różnej strony) na Łopiennik, Hon i Osinę, Hyrlatą, Jasło i Małe Jasło. Z każdej z gór – równie stromy zbieg.
– Też byłam bardzo sceptyczna – przyznała na mecie Magdalena Łączak, zwyciężczyni biegu. - Nie bardzo wyobrażałam sobie skyrunning w Bieszczadach. To przeciez niezbyt wysokie góry. No i Bieszczady bardzo mnie zaskoczyły, nie przypuszczałam, że mogą być tak strome – mówiła ze śmiechem. – Pomyliliśmy się wszyscy wątpiący, to naprawdę jest dobra trasa skyrunningowa, wcale nie gorsza niż inne na świecie – oceniła Magda Łączak. – Dostaliśmy mocno w kość, łydki rozciągnęliśmy należycie na tej trasie. Była bardzo fajna i zróżnicowana, bardzo sucha, ale było też trochę błotka i potoków.
– Organizatorom udało się przygotować trasę zgodną z wytycznymi światowej organizacji skyrunningu, a profil Rzeźnika Sky przypomina trasę, na której w Szkocji odbędą się mistrzostwa świata – dodał Dominik Ząbczyński, wiceprezes Skyrunning Poland.
No i od początku się działo... Bardzo wymagająca trasa i panujący w Bieszczadach sakramencki upał dziesiątkowały biegaczy. Już na pierwszym punkcie, na 10 kilometrze, przy urokliwej grecko-katolickiej cerkwi w Łopiance, kilkanaście osób zeszło z trasy. Znów okazało się, jak ważna, zwłaszcza w takim skwarze, jest umiejętność odpowiedniego nawadniania. Niektórzy zabrali na trasę za mało picia, inni płyny mieli, lecz za mało pili. Pogoda nie wybaczała. Największy odsiew był jednak na drugim punkcie kontrolnym, w Żubraczem, po zbiegu z trzeciej góry. Choć ze względu na upał organizatorzy przedłużyli limity na punktach o godzinę, tuż przed półmetkiem, na 25 kilometrze, z kontynuowania biegu zrezygnowała setka (!) biegaczy. To ogromny odsetek, bo do zawodów przystąpiło 338 zawodników.
Na czele stawki od początku Bartosz Gorczyca i Robert Faron. Koledzy z Salco Garmin Teamu przez jakiś czas biegli razem lub przynajmniej blisko siebie. – Na początku trzeciego podejścia, na Hon, czyli około 20 kilometra, widziałem Roberta jeszcze 300 metrów za sobą. I wtedy się już oderwałem i biegłem samotnie. Czułem się dobrze, miałem rezerwę, wiedziałem, że utrzymam tempo do końca, a może nawet zdołam jeszcze przyspieszyć – opowiadał na mecie Bartosz Gorczyca. – Właśnie na podejściach szedłem bardzo mocno, bo zbiegałem tym razem wyjątkowo spokojnie i ostrożnie, niemal jak na treningach.
Bo start Bartka w Rzeźniku Sky do ostatniej chwili stał pod znakiem zapytania. – 5 dni wcześniej skręciłem mocno kostkę. Biegłem „dyszkę” niedaleko Krynicy. Leśny Bieg Pszczelim Szlakiem, w którym zawsze startuję, to bieg bardzo prosty i pewnie dlatego na zbiegu 3 km przed metą zbytnio się rozluźniłem i gdzieś na liściach krzywo stanąłem. Coś chrupnęło, zabolało. Jak dobiegłem do mety od razu zabrałem się za kostkę i może dzięki tej natychmiastowej reakcji udało się ją szybko wyleczyć. Kilka dni od rana do wieczora poświęciłem wyłącznie terapii: chłodzenie, maści, stablilizacja... W przeddzień Rzeźnika Sky na rozruchu poczułem, że jest dobrze i postanowiłem przynajmniej spróbować. Ale przez cały czas na trasie bardzo uważałem na kostkę, dlatego zbiegałem ostrożnie. Kluczem do zwycięstwa była mocna praca na podejściach – opowiadał Bartosz Gorczyca.
– Zwycięstwo w Cisnej sprawiło mi specjalną frajdę, bo to mój pierwszy tytuł mistrza Polski. Mam w dorobku już 7 srebrnych medali i jeden brązowy. A teraz wreszcie jest to upragnione złoto! - cieszył się biegacz ze Skołyszyna, mieszkający od niedawna w Krynicy. - Miałem delikatny kryzys na 33-35 km, ale jak minął to już w dużym komforcie dobiegłem do mety. Czułem się całkiem inaczej niż 6 tygodni temu w Szczawnicy, gdy na mistrzostwach Polski w maratonie górskim (na trasie Wielkiej Prehyby – red.) od 20 km walczyłem z upałem o przetrwanie i tylko dzięki doświadczeniu dobiegłem do mety (Gorczyca zdobył wtedy brązowy medal – red.).
– Znacznie lepiej przypilnowałem nawadniania – analizuje Gorczyca. – Na Rzeźniku Sky piłem, jak na mnie, bardzo dużo, wlałem w siebie co najmniej 4 litry płynów. A bywało, że wygrywałem jesienny ultraMaraton Bieszczadzki na 200 mililitrach... No i teraz na mecie czuję się znakomicie – mówił szczęśliwy.
10 minut za plecami Bartka trwała walka o drugie miejsce. Broniący tytułu mistrza Polski Robert Faron odpierał ataki Dominika Grządziela. Udało się, ale Robert przypłacił tę rywalizację kompletnym wyczerpaniem, przez kilka minut leżał na mecie niemal bez kontaktu z otoczeniem.
– Nie popełniłem błędu ze Szczawnicy i tym razem zacząłem spokojnie, żeby się nie „zajechać” tak jak na Wielkiej Prehybie – mówił na mecie Grządziel. – W połowie trasy Robert mi odszedł, na 33 km miałem 3 minuty straty, ale wytrwale goniłem i 2 kilometry przed metą, na ostatnim zbiegu w kierunku Cisnej, miałem go na wyciągnięcie ręki. Wtedy, niestety, z walki o srebro wyeliminowały mnie potężne skurcze mięśni dwugłowych, musiałem nawet na chwilę się zatrzymać. Robert okazał się lepszy. Ale z brązu też się bardzo cieszę! – mówił Dominik Grządziel, który nawet nie przypuszczał, że za kilka godzin podczas dekoracji nie będzie mu dane stanąć na podium medalistów mistrzostw Polski.
Okazało się, że do organizatorów wpłynął protest. Robert Faron i Dominik Grządziel pomylili w pewnym momencie trasę, a po stwierdzeniu błędu, zamiast wrócić do jego miejsca, dobiegli do właściwej trasy inna drogą. Zyskali na tym niewiele, ale nie pokonali w 100 procentach całej wyznaczonej trasy biegu. Po długich debatach z udziałem zainteresowanych zawodników organizatorzy podjęli decyzję o nałożeniu na Farona i Grządziela 15-minutowej kary, co istotnie zmieniło układ czołówki mistrzostw Polski. Na drugie miejsce, po srebrny medal, wskoczył (z czwartego) Piotr Gutt, który finiszował 4 minuty za ukaranymi.
Robert Faron przesunął się na miejsce trzecie, a Dominik Grządziel... wypadł poza podium, zajął czwartą pozycję i musiał zadowolić się tylko zwycięstwem w kategorii wiekowej M30.
Kontrowersji nie było w rywalizacji kobiet. Były 3 faworytki i one w komplecie zajęły miejsca na podium. Triumfowała Magdalena Łączak, która na start w Rzeźniku Sky zdecydowała się... tydzień wcześniej. – Tak to jest z biegaczami. Ciało i głowa mówią nie, ale serce nie chce słuchać – śmiała się. – Nie zdążyłam odpocząć i zregenerować się po mistrzostwach świata w ultra biegu górskim, Penyagolosa była dopiero 3 tygodnie temu (Magdalena Łączak zajęła w Hiszpanii szóste miejsce – red.). Nie planowałam tego startu, ale to są po pierwsze mistrzostwa Polski, a po drugie bardzo lubię Bieg Rzeźnika (Magda dwukrotnie wygrała w parze z Pawłem Dybkiem klasycznego Rzeźnika w klasyfikacji MIX, w 2010 i 2015 roku i jest najszybszą kobietą, która ten bieg pokonała – w czasie 8:22:56 godz.). Impreza rozrasta się bardzo ładnie, jest coraz lepasza organizacyjnie, a mnie szczególnie podoba się, że organizatorzy słuchają biegaczy i uwzględniają ich różne sugestie. Bardzo to cenię – powiedziała 4-krotna zwyciężczyni Biegu 7 Dolin na Festiwalu Biegowym w Krynicy.
Trochę zgubiłam się na trasie koło punktu w Łopience na 10 kilometrze i Ewa Majer wyprzedziła mnie o jakieś 40 sekund, ale dogoniłam ją i potem już prowadziłam do końca – krótko zrelacjonowała rywalizację w Rzeźniku Sky zawodniczka Salomon Suunto Teamu i w tej chwili przerwała rozmowę, by powitać wbiegającą na metę 7 minut po niej Ewę Majer. Dziewczyny pogratulowały sobie rywalizacji i biegu, a miały czego, bo obie spisały się znakomicie: wyprzedziło je zaledwie 4 wymienionych wcześniej mężczyzn! W klasyfikacji open Magda była piąta, a Ewa szósta!
– Mimo zmęczenia po Penyagolosie biegło mi się fajnie, a na pewno bardzo pomogli w tym kibice. To, że kibice byli na mecie to normalne, ale w bardzo wielu miejscach w górach ludzie siedzieli i kibicowali! To coś niesamowitego i bardzo nietypowego jak na realia polskich biegów górskich. Ci ludzie tak wspaniale zagrzewali do walki, tak się do nas uśmiechali i wspierali, że aż się kilka razy wzruszyłam! Uwielbiam biegać w takich warunkach! – dziękowała kibicom mistrzyni Polski w Ultra Skyrunningu, a to samo powtarzała srebrna medalistka Ewa Majer.
Brązowy medal MP wywalczyła zgodnie z przewidywaniami Anna Kącka, której szczególnie mocno kibicował kolega z Teamu Buff, obecny na Festiwalu Biegu Rzeźnika w roli trenera swoich zawodników Marcin Świerc.
Mistrzowie Polski otrzymali m.in. nagrody finansowe w wysokości 1000 pln, wicemistrzowie - 750, a brązowi medaliści - 650 pln. Magda Łączak i Bartek Gorczyca zdobyli też dodatkowe 200 złotych za lotną premię.
Bieg Rzeźnik Sky ukończyło zaledwie 197 zawodników (41 kobiet) spośród 338, które stanęły na starcie. Aż 141 osób (czyli 42 procent uczestników!) nie ukończyło rywalizacji na bardzo trudnej trasie i w ogromnym upale.
W piątek, w drugim dniu IV Festiwalu Biegu Rzeźnika, odbędzie się najważniejsza konkurencja imprezy – XV Bieg Rzeźnika parami na dystansie 80 km. Warunki zapowiadają się równie trudne, znów ma być upał, a ponadto prognozy zapowiadają koło południa gwałtowną burzę.
Piotr Falkowski
zdjęcia Piotr Siliniewicz - Silne Studio, Bartłomiej Kozłowski, autor