Radosny Rzeźniczek, znów pechowy Rzeźnik Ultra [ZDJĘCIA]
Opublikowane w ndz., 03/06/2018 - 08:49
Martyna Kantor i Adam Pożarowszczyk zwycięzcami siódmego Rzeźniczka, Jarosław Botkiewicz i Krystyna Macioszek najlepsi w Rzeźniku Ultra 115 km, a Krzysztof Wałczyk – na najdłuższym dystansie 140 km. W sobotę na czwartym Festiwalu Biegu Rzeźnika biegali początkujący „górale” oraz ci najbardziej wytrwali.
Z dnia na dzień w Bieszczadach pogoda jest coraz przyjaźniejsza dla biegaczy. Po czwartkowych tropikach na Sky oraz piątkowych upałach na Biegu Rzeźnika, w trzecim dniu imprezy z bazą w Cisnej od rana było przyjemnie rześko. I dobrze, bo w bardzo od lat popularnym Rzeźniczku na dystansie 28 km pobiegło tradycyjnie mnóstwo górskich debiutantów.
Bieg z Solinki, do której uczestników dowozi bieszczadzka wąskotorówka, przez szlak graniczny, Roztoki Górne, Okrąglik, Jasło, Szczawnik i Małe Jasło do Cisnej, to najbardziej „kobiecy” z biegów rzeźnickich, wręcz oblegany przez płeć piękną.
„Dystans jest bardzo przyjazny dla każdego – tłumaczy Agata z Białej Podlaskiej. – Idealny bieg na pierwszy raz w górach, idealny dla dziewczyn. Każdy kto do tej pory biegał na ulicy i dał radę półmaratonowi, lepiej lub gorzej poradzi sobie z Rzeźniczkiem. A ile radości dają cudowne widoki i bieszczadzkie panoramy! – zachwyca się.
Na starcie jednak także zawodnicy bardzo szybcy i zaprawieni w bojach. Zwracała uwagę Martyna Kantor startująca pierwszy raz po kontuzji. Zawodniczka Buff Teamu wygrała, ale nie miała łatwo. Choć spisała się znakomicie zajmując ósme miejsce w klasyfikacji generalnej, przez większą część dystansu czuła na plecach oddech Kingi Gomołysek. Pokonała wrocławiankę o niespełna 3 minuty.
Trzecia na mecie Anna Bieniecka finiszowała prawie 20 minut po Kindze. – Od początku wiedziałam, że nie mam z dziewczynami szans, biegłam więc swoje, nie szarpiąc niepotrzebnie i nie tracąc energii – powiedziała żona rzeźnickiego „szefa wszystkich szefów” Mirosława Bienieckiego.
Pasjonująca rywalizację wśród mężczyzn siódmy przed rokiem Adam Pożarowszczyk z podwarszawskiego Legionowa wygrał z Łukaszem Zdanowskim o zaledwie 5 sekund!
Na mecie uczestnicy zgodnie zachwalali pogodę (słońce na mecie w Cisnej rozgrzało się dopiero po 3 godzinach od startu, więc najszybszych upał nie dotknął, a wolniejszym dal się nieco we znaki dopiero na ostatnich kilometrach), podziwiali widoki z Jasła i urokliwą pierwszą część trasy z długim, ale łagodnym zbiegiem do Roztok Górnych. Przeklinali za to, tradycyjnie, mordercze podejście na Okrąglik (ponoć jedynym, który w historii Rzeźniczka pokonał je całe biegiem jest Marcin Świerc, triumfator w 2014 roku) oraz kilkukilometrowy, stromy zbieg z Małego Jasła do Cisnej. Tu rzeczywiście musi wykazać się dużymi umiejętnościami technicznymi, kto chce cały i zdrowy dobiec do mety Rzeźniczka.
12-kilometrowy odcinek od Roztok Górnych do Cisnej był także ostatnim na trasie Rzeźnika Ultra 115 km. Uczestnicy najdłuższego biegu Festiwalu Rzeźnickiego, choć deklarowali przy rejestracji dystans: 115 czy 140, na 105 kilometrze mogli podjąć ostateczną decyzję. Większość z tych, którzy myśleli o najdłuższym, zweryfikowała plany. – Trasa jest tak wymagająca, że byłoby trudno zmieścić się w 24-godzinnym limicie – mówili na mecie zawodnicy.
Jako pierwszy na metę 115 km wbiegł witany szampanem przez kibiców Jarosław Botkiewicz z Piasecznej Górki pod Kielcami. Był niezmiernie zdziwiony. – Wszyscy znajomi zaskoczeni. Żona zaskoczona. A najbardziej ja sam. To w końcu mój pierwszy bieg na dystansie powyżej stu kilometrów, do tej pory najdłuższa była krynicka setka, czyli Bieg 7 Dolin na Festiwalu Biegowym. W tamtym roku przebiegłem go w 13 i pół godziny. A tak to głównie asfalt. Ale chciałem spróbować dłuższych dystansów. Dzisiejszy „pierwszy raz” był bardzo fajny, wszystko świetnie się sprawdziło, przede wszystkim odżywianie i picie. Dobra pogoda, w nocy dość nawet chłodno, w dzień na połoninach nieco słońca. Trochę mnie tylko załatwiły zbiegi, mocno czuję „czwórki”, na podejściach za to dałem radę bardzo dobrze.
– Od samego początku byłem w czubie stawki. Kilka osób uciekło do przodu, ja z 2-3 zawodnikami zostałem nieco z tyłu. I nagle, na którymś punkcie, okazało się, że jestem... pierwszy!. Ci z przodu albo się pogubili, albo może zeszli z trasy. Pytam wolontariuszy: „Jak daleko są rywale przede mną?”, a oni na to: „Jacy rywale? Przecież ty prowadzisz!” (śmiech). We trzech wyszliśmy zatem z tego punktu, jeden z kolegów pobiegł potem na 140 km, a drugiego postanowiłem zgubić 30 kilometrów przed metą. Widziałem, że dobrze zbiega, ale jest znacznie słabszy na podejściach. Szarpnąłem raz, potem drugi i już byłem na czele sam.
Jestem bardzo zadowolony, ale ... nie wiem co będzie dalej. Zastanawiam się, czy jeszcze mnie bieganie bawi, czy chce mi się dalej rywalizować. Może po tym niespodziewanym zwycięstwie będzie jakiś nowy bodziec, impuls. Ale... zobaczymy.
Botkiewicz wygrał Bieg Rzeźnika Ultra 115 km w czasie 16:44:11 godz., a rywal, któremu uciekł 30 km przed metą, Tomasz Sobol z Katowic, przybiegł do Cisnej niedługo, bo 10 minut po nim. Ponad 2 godziny później zameldowała się na mecie najlepsza kobieta.
Krystyna Macioszek triumfowała w czasie 18:57:35. – Prowadziłam niemal od początku – relacjonowała. – Wstępnie zakładałam, że będę sobie biegła tak tylko, żeby przebiec, ale jak na pierwszym punkcie kontrolnym dowiedziałam się, że jestem liderką, odezwała się żyłka sportowca i pojawiła motywacja do szybszego biegu. Zastanawiałam się tylko, czy iść na 140 km, ale trasa była o wiele trudniejsza niż przed rokiem, kiedy wygrałam długi dystans, a limit został skrócony z 30 do 24 godzin. Bałam się więc, że mogę „140” nie skończyć w limicie.
Na triumfatora tego dystansu czekaliśmy na mecie długo. Gwałtownie zmieniła się pogoda, słońce zaszło, zasnuło się chmurami i lunęło. Za deszcz dziękował niebiosom Krzysztof Wałczyk, który pokonał trasę 140 km w czasie 21:40:59 godz. – Chciałem to zrobić poniżej 20 godzin, ale pogoda zweryfikowała moje plany. Zrobiło się w pewnym momencie tak gorąco, że niemal się ugotowałem. Całe szczęście, że w końcówce zaczęło padać – cieszył się na mecie.
Ulewa, a z nią gwałtowna burza, pokrzyżowały za to szyki wielu innym ultrasom. Na punkcie w Roztokach Górnych na 105 km zrobiło się bardzo groźnie i duża grupa czekała zmarznięta, dygocąc z wychłodzenia mimo folii NRC, na poprawę pogody lub decyzję organizatora. Tak się pechowo złożyło, że akurat w Roztokach są ogromne problemy z zasięgiem komórkowym, trwało to więc dosyć długo. Decyzją Mirosława Bienieckiego rywalizacja została skrócona i zakończona po 105 km, a zmarznięci biegacze zwiezieni na metę w Cisnej. Dystans 140 km ukończyło w sumie 12 mężczyzn, krótszą, 115-kilometrową trasę – 121 mężczyzn i 8 kobiet.
Istniejący od 3 lat Bieg Rzeźnika Ultra nie ma jakoś szczęścia. Pierwszą edycję ukończyło zaledwie 16 osób, bo większość uczestników przeszarżowała. Przed rokiem rywalizację storpedowały burza i długotrwała ulewa, które zmasakrowały trasę i biegaczy.
WYNIKI - III RZEŹNIK ULTRA 115 i 140 KM
Piotr Falkowski