Marek Grund o Tatrzańskim Festiwalu Biegowym okiem wolontariusza

 

Marek Grund o Tatrzańskim Festiwalu Biegowym okiem wolontariusza


Opublikowane w śr., 27/07/2022 - 20:14

Tatrzański Festiwal Biegowy

22-24 lipca brałem udział w Tatrzańskim Festiwalu Biegowym, jako wolontariusz w piątek i sobotę, a w niedzielę startowałem na dystansie Orava Trail 36 km. Ale dziś - o wolontariacie.

W sumie mogę powiedzieć, że był to mój pierwszy taki wolontariat. Zawsze zajmowałem się typowo organizacją, albo pomagałem w organizacji imprez sportowych. Teraz było jednak całkowicie inaczej.

Jak to jest po drugiej stronie biegu? Jesteś w środku, jesteś w całym sercu tego wydarzenia, ale twoje nogi nie przebierają w równym tempie, ty nie biegniesz do mety. Biegniesz gdzieś całkowicie w innym kierunku.

Biegniesz do zawodników i wyciągasz ręce w ich stronę, ręce pomocy, które chcą jak najszybciej pomóc, jak najszybciej uzupełnić twoje zapasy picia i jedzenia, jak najszybciej odprawić cię na dalszą część trasy.

Chcesz opatrzyć ewentualne rany lub po prostu powiedzieć dobre słowo, abyś, chociaż przez te kilka sekund poczuł się lepiej. A jeśli trzeba (a czasem trzeba) to wybić Ci z głowy dalszy bieg, ponieważ twój stan ewidentnie wskazuje na to, że jesteś już spalony, a dalsza walka będzie zbyt ryzykowna dla zdrowia a nawet życia.

W piątek, na odprawie, otrzymaliśmy jasne wskazówki od kierownika trasy a także od dyrektora biegu, Marcina Rzeszótko. Limit na waszym punkcie (czyli na Hali pod Ornakiem) wynosi 5:40h (czyli do 12:40) i ani sekundy dłużej. A ostatnie 30 min przed limitem prowadzić bardzo dokładną kontrolę stanu biegaczy, macie zachować rygor i nie robić żadnych wyjątków.

Dla mnie sprawa była jasna, ja wystartowałem w tym biegu dwa razy i dwa razy go ukończyłem; w pełni byłem świadomy wysiłku, jaki trzeba włożyć w ten bieg, aby dobiec żywym do mety. Dlatego doskonale wiedziałem, co Marcin miał na myśli mówiąc „żadnych wyjątków”.

Tatrzański Festiwal Biegowy

Punkt organizowaliśmy w osiem osób, ja, Justyna oraz 6 osób z ekipy Maraton Trzech Jezior (pozdrawiam was serdecznie) W godzinę ogarnęliśmy stoisko w taki sposób jak dla nas biegaczy wydawało się to najlepsze. Układaliśmy stoisko w taki sposób, w jaki sami myślimy podczas biegu, uwzględniając wszystkie priorytety biegaczy.

Na początku był kompletny luz, większość czołowych zawodników miała własnych pomocników z osprzętem na wymianę. Później pojawiały się pojedyncze osoby wymagające bardzo szybkiej obsługi, ogólnie bardzo łatwo da się to zauważyć, że danemu biegaczowi zależy na szybkości załatwienia wszystkiego na punkcie.

Osoba taka jest zdecydowana wie, czego chce, biegnie już w twoją stronę z wyciągniętymi softflskami itp. Do tego woda, do tego cola, do tego izo, dajcie mi arbuza i tyle. Konkretne prośby i człek leci dalej.

I tak to leciało, czas mijał w ekspresowym tempie, ale biegaczy było naprawdę mało, aż niebezpiecznie mało… Czułem, że coś jest naprawdę nie tak. Na godzinę przed limitem, na naszym punkcie matę przekroczyło tylko lekko ponad 100 osób, a wystartowało ich ponad 300.

Na 50-40 min przed limitem zaczął się największy młyn - ludzie wpadali na nasz punkt (dosłownie wpadali) w dużych grupach. Dwoiliśmy się i troiliśmy, aby ich wszystkich zaopatrzyć w zapasy, czasami nawet na siłę kazałem komuś brać więcej, jeśli widziałem, że ma możliwość.

Zawsze mówiłem człowieku myślisz, że to był trudny odcinek? Zapewniam Cię gorsze jest dopiero przed tobą. A wierzcie mi miałem w 100 proc.
rację. Doskonale wiedziałem, co jest pod drugiej stronie naszego punktu. W całym tym młynie zachowałem pełną czujność, aby zwracać pełną uwagę na twarze i stan zawodników.

Tatrzański Festiwal Biegowy

Wiele osób podchodziło i mówiło o rezygnacji, wtedy zapewnialiśmy im pełne wsparcie na punkcie oraz dawaliśmy instrukcje, co należy zrobić dalej, aby wszystko odbyło się bez problemów.

Nagle pośród tłumu zauważyłem pewną kobietę, jej twarz mówiła wszystko. Jej twarz dosłownie wołała o pomoc, choć nie potrafiła powiedzieć słowa. Plątał jej się język, ledwie stała na nogach. Oczy jej uciekały w różne strony, ciągle wymiotowała, nie była wstanie już nic przyjąć ani wypić.

Wiedziałem, że dla niej to jest koniec tego biegu. Wspólnie z osobami na punkcie, zaopiekowaliśmy się tą kobietą oraz zapewniliśmy odpowiednie schronienie na miarę możliwości i wezwaliśmy pomoc. Pani była całkowicie odwoniona oraz miała udar. Ostatnimi czasy, coraz częściej spotykam taki obrazek, doskonale znam ten stan, niestety ten jeden raz też się do niego doprowadziłem… Ale to już przeszłość, dziś jestem mądrzejszy.

Na punkcie pod Ornakiem w tym dniu zrezygnowało i odpadło ponad 80 zawodników. To naprawdę bardzo dużo. Nie zabrakło: stłuczeń, skręcenia stawku skokowego, zdartej skóry na plecach, kolanach rękach czy dłoniach. Wiele osłabnięć, oraz całkowita niechęć do dalszego biegu. Powodów rezygnacji było wiele.

Cieszę się ze nikogo nie musiałem powstrzymywać siłą, a większość z zawodników była świadoma tego, co się dzieje i co się do nich mówi. Praca na punkcie pod Ornakiem była naprawdę wspaniałym doświadczeniem dla mnie. Wiem, że kiedyś znów wrócę na wolontariat.

Tatrzański Festiwal Biegowy

Kiedy oni krzyczeli z radości, ja krzyczałem z nimi, kiedy oni cierpieli z bólu, ja cierpiałem razem z nimi, kiedy oni biegli, ja biegłem z nimi… Dziś wiem że brałem w tym udział bardziej niż kiedykolwiek. (Marek Grund, Ambasador Festiwalu Biegowego) Fot. Autor

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce