Paczka przyjaciół jedzie na wymarzony maraton do Rzymu. Poznajcie ich...
Opublikowane w pt., 21/03/2014 - 09:31
Jubileuszowa 20. edycja Maratona di Roma skusiła wielu biegaczy z całego świata. Także na Śląsku znalazło się wielu śmiałków, którzy postanowili się zmierzyć z królewskim dystansem w stolicy Włoch. Sama mam przyjemność należeć do jednej z grup organizujących taki wyjazd, choć może „grupa” brzmi dumnie. Siódemka przyjaciół, którzy zamarzyli o niezwykłej wyprawie…
Bogdan Balcerzak, Mariola Demków, Danusia Gabryel, Grzegorz Giczewski, Magda Giczewska, Marcin Kazanowski oraz ja, czyli Kasia Marondel, 23 marca weźmiemy udział w rzymskim maratonie. A zaczęło się całkiem niewinnie, od spotkania i rzuconego żartem: – Może pojedziemy na maraton do Rzymu? – A kiedy jest? – 23 marca. - Aha.
Żart zaczął przybierać postać poważnych planów, a do początkowej dwójki dołączały kolejne osoby. Powstała tak niezwykła grupa o sporym przekroju wiekowym i zawodowym. Magda jest studentką, biega od kilku lat, czym w końcu zaraziła swojego tatę Grzegorza – emerytowanego górnika-wiertacza. Jego życiówka oscyluje tuż powyżej 3 godzin, Magda na dystansie 42 km pobiegnie po raz drugi. Dlaczego? – Bo marzenia są po to, aby je spełniać. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z bieganiem myślałam, że skończy się ona wraz z pierwszym ukończonym półmaratonem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek… – opowiada.
– Po każdym kolejnym biegu marzenia powoli klarowały się w mojej głowie i tak wymarzyłam sobie, że pierwszy życiowy maraton przebiegnę w Wiedniu - nie dostałam jednak tej szansy, a pierwszy dystans maratoński ukończyłam w Poznaniu. Mijały kilometry, a ja wciąż marzyłam o tym szlachetnym dystansie poza granicami Polski, chyba dlatego, że jest to swego rodzaju wyróżnienie, na które nie każdego stać. Zrodził się pomysł, zrodziła się też realizacja. I tak, parafrazując, wybieram się z ziemi polskiej do włoskiej. A że Rzym jest miastem, do którego zawsze chciałam wrócić, to dlaczego nie? Moje motto życiowe brzmi „Rzeczy niemożliwe załatwiam od zaraz, na cuda trzeba trochę zaczekać” – wyjaśnia Magda.
Danusia i Mariola zadebiutują w stolicy Włoch na maratońskim dystansie. Danusia pracuje jako urzędniczka, jesienią przebiegła swój pierwszy półmaraton. Mariola jest nauczycielką i biega od lat, choć do tej pory startowała na krótszych dystansach szlifując życiówki. Do startu przygotowywały się wspólnie. – Traktuję to jako przygodę i sprawdzenie siebie – mówi Danusia. – A Rzym wybrałam, bo to dla mnie taka osobista pielgrzymka. Wiąże się z wielkim wysiłkiem i sprawdzeniem siebie, spełnieniem marzenia, ale też bliskością Boga.
Marcin, inicjator całego zamieszania, na co dzień jest księdzem katolickim i zapalonym biegaczem. W Rzymie pobiegnie swój dwunasty maraton, ale dopiero drugi zagraniczny - do tej pory był wierny maratonom organizowanym w Polsce, głównie na Śląsku. – Dwunasty, ale mam nadzieję, że nie ostatni… – uśmiecha się. – Cieszę się na ten wyjazd, bo będzie świetna ekipa. I, oczywiście, będziemy biegli w niezwykłym miejscu, po świętej ziemi. Oczekuję dobrej zabawy, ale też trochę takiego zajechania siebie na maksa.
W Rzymie pobiegnie też Ewa Papla.
Katarzyna, pisząca te słowa, dystans maratoński ma zamiar pokonać drugi raz. Miałam już kiedyś możliwość, by biegać w stolicy Włoch podczas sylwestrowego „We Run Rome”. Te 10 km ulicami Wiecznego Miasta było tak niezwykłym przeżyciem, że obiecałam sobie kiedyś wrócić. Nie sądziłam, że wrócę po zaledwie roku i od razu zmierzę się z maratonem. Chociaż straszono kostką brukową i licznymi podbiegami, jestem dobrej myśli. Pewnie po kontuzji nie uda mi się wybiegać dobrego czasu, ale chcę po prostu ukończyć bieg i cieszyć się nim.
Podobne oczekiwania ma Magda: – Życie nauczyło mnie, że nie należy się niczego spodziewać, ponieważ z tego właśnie biorą się rozczarowania. Jestem otwarta na to doświadczenie i niesamowitą podróż życia, która z pewnością się z tym wiąże. Jedyne czego oczekuję, to tak naprawdę, abym cała i zdrowa ukończyła maraton, a potem szczęśliwie i bezpiecznie wróciła do Polski.
Tego też życzymy sobie i wszystkim udającym się do Rzymu…
KM