Ultra GWiNT ściągnął debiutantów i zachwycił trasą [ZDJĘCIA]
Opublikowane w ndz., 11/05/2014 - 23:04
Ultra GWiNT był serią debiutów. Impreza zadebiutowała w kalendarzu ultramaratonów i jednocześnie wśród imprez przełajowych. Z 240 zawodników, połowa startowała na dystansie ultra po raz pierwszy.
Debiutanci pojawiali się na mecie pojedynczo, parami lub w większych grupach. Pomimo zmęczenia na ich twarzach gościł uśmiech. Pełni radości kończyli bieg na 55-kilometrowej trasie i linię mety przebiegali z podniesionymi do góry rękoma. Częsta dało się słyszeć okrzyk: „jestem ultrasem”.
Dla Mirosława Sprengera, ten debiut był wyjątkowo udany, bo zakończony miejscem na podium. Do Piotra Karolczaka, zwycięzcy TP 55, miał niespełna 15 minut straty, a przecież Piotr to zwycięzca Maratonu Beskidy z 2011 r., czy Bornholm Hammer Trail Marathon rok później.
– Trasa jest piękna i łatwa technicznie. Na początku, kiedy było jeszcze ciemno, biegnąc za jednym z zawodników, nie zauważyłem wystającego z ziemi korzenia, potknąłem się o niego zaliczając piękną glebę. W końcówce, trochę się pogubiłem, poza tym nie miałem żadnych trudności na trasie – powiedział nam Mirosław Sprenger, któremu pokonanie trasy zajęło 4 godziny, 15 minut i 49 sekund.
Debiutantką była również Kaja Milanowska, która na metę przybiegła z grupą znajomych: – Miałam zerwane wiązadło i mam śruby w kolanie. Zaczęłam biegać, żeby udowodnić sobie, że można z tym żyć i bez ograniczeń uprawiać sport. Ukończyłam kilka maratonów, biegam na orientację, a teraz zostałam ultramaratonką – cieszyła się Kaja, która pytana o strategię pokonania trasy dodała:
– Cały czas biegliśmy razem, w grupie, taki był plan. Założeniem było dobiegnięcie do mety oraz dobra zabawa. Na trasie nie spotkała nas żadna niespodzianka, poza trzema upadkami kolegi.
W grupie Kai biegł również Darek Buczkowski, który swoją przygodę z bieganiem zaczął rok temu od …zważenia się. Ważył wtedy 124kg. W dniu startu waga wskazywała 100kg. Darek powiedział nam, że trasa nie była łatwa: – Dobrze, że górki i podbiegi były na początku, bo w końcówce by nas wykończyły. Nie oszczędzaliśmy się. Nikt nie odstawał od grupy, ale dziewczyny pędziły. Spieszno im było dotrzeć do mety.
Podejścia na początku trasy dały się we znaki również Radkowi Matuszakowi, który także pierwszy raz startował w ultramaratonie. - Pierwsze 15 km dało mi nieźle popalić. Do pokonania były piaszczyste podbiegi. Później biegło się dużo łatwiej. Przed Nowym Tomyślem zaskoczyły mnie podmokłe tereny, ale to dodało uroku i dodatkowego fun'u - powiedział Radek, który dzień po starcie w Nowym Tomyślu, ruszył na 10-kilometrowy bieg do Swarzędza, by poprawić życiówkę… swojej żony.
Trasa GWINTu była optymalna pod względem trudności. Została okraszona wymagającymi technicznie odcinkami, często zmieniało się jej ukształtowanie, miała wyjątkowe walory estetyczne i prowadziła przez piękne tereny. Nic dziwnego, że przypadła do gustu zawodnikom.
– Trasa jest malownicza, chociaż w pierwszym odcinku dość trudna. Momentami bardzo piaszczysta. Jednym słowem: przepiękna – opowiadał nam z zachwytem jeszcze jeden debiutant Michał Turek.
Zachwyceni trasą uczestnicy i zadowoleni debiutanci to niewątpliwie sukces organizatorów tej nowej imprezy.
– Idealnie wstrzeliliśmy się w potrzeby biegaczy, którzy szukają nowych wyzwań. Ukończenie maratonu przestało być wyczynem, a obserwując rosnącą liczbę organizowanych zawodów na dystansie ultra, możemy powiedzieć, że zainteresowanie tą formą biegów rośnie. Wielkopolska to bardzo rozbiegana kraina. Nie każdy ma możliwość by pojechać w góry i wystartować w ultramaratonie. Nasza impreza daje taką możliwość. Szybkość, z jaką wyczerpał się limit miejsc na liście startowej, świadczy o tym, że GWiNT Ultra Cross odniósł sukces – podsumował zawody Marcin Brudło, ich współorganizator.
Obszerna galeria zdjęć z imprezy - KLIKNIJ.
MM