9. Riga Half Marathon w „słowiańskim” rytmie - relacja Ambasadora

 

9. Riga Half Marathon w „słowiańskim” rytmie - relacja Ambasadora


Opublikowane w śr., 11/06/2014 - 11:46

Start w półmaratonie w Rydze wyszedł jakby przez przypadek. Już dawno postanowiliśmy z Kingą, że przy okazji podróżowania będziemy też biegać. Ryga była zawsze na naszym celowniku, a kilka miesięcy wcześniej trafiła się niezła okazja na bilety lotnicze. Zanim je kupiłem, sprawdziłem terminy biegów i szczęśliwie się okazało, że w okresie promocji jest duża impreza w stolicy Łotwy.

Swój start w Rydze podsumowuje Jarosław Rupiewicz, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.

Początkowo pomyślałem o maratonie ale po ostatnich doświadczeniach z Berlina (łażenie z kontuzją po zabytkach nie jest fajne) jakoś zdecydowałem, że „połówka" to będzie maks. Wpisowe wynosiło około 20 euro, można było zamówić za dodatkowe 30 euro okolicznościową koszulkę technologiczną Adidasa. Z koszulki zrezygnowałem więc zostało tylko zarezerwować hotel i w drogę.

Bardzo się ucieszyłem, że Kinga postanowiła właśnie w Rydze przymierzyć się do swojego pierwszego półmaratonu. Miała 4 miesiące na przygotowania, które wychodziły jej to raz lepiej raz gorzej. Ale im bliżej startu tym większe zaangażowanie widziałem w jej oczach. Niestety 3 tygodnie przed startem skręcona kostka przekreśliła plany. Początkowo była nadzieja, że może cudem się uda, ale na 10 dni przed startem po przebiegnięciu 5 km kontuzja dała znać o sobie. Szkoda bo fajnie byłoby razem śmignąć, takie życie.

Bieg był w niedzielę, a w piątek otwierało się biuro zawodów wraz z EXPO. Udało się zarezerwować hotel w połowie drogi między startem a biurem. W piątek rano wstałem troszkę wcześniej i tradycyjnie wybrałem się na biegowe zwiedzanie miasta.

O tej porze ruch mniejszy a na starym mieście pustki. Spotkałem kilku lokalnych biegaczy – widać, że bieganie nie jest tam obcym sportem (dzień przed zawodami widać było też kilku zawodników zagranicznych jak ja, ale zdecydowanie mniej niż w Berlinie, gdzie całe miasto żyło maratonem). Po 10 km wróciłem do hotelu i po śniadaniu ruszyliśmy.

Sam budynek Centrum Olimpijskiego ładny.

Przed nim kilka banerów – widać, że szykuje się impreza sportowa. Niestety w środku wyglądało to słabo. Jeśli chodzi o odbiór pakietu to wszystko bardzo dobrze oznaczone, kolejki małe – wszystko szybko i sprawnie. Pakiet bardzo skromny – worek na buty, numerek z agrafkami i informator. Darowałem sobie też zakup na miejscu koszulki (cena taka sama jak przy rejestracji) bo okazała się zwykłą koszulką Adidasa z nadrukiem – nic specjalnego a takich mam pół szafy.

Hitem było Expo – całe 7 stoisk. To więcej jest na lokalnych biegach pod Warszawą.

Największe stoisko należało do Adidasa, na którym można było dostać fajną saszetkę na klucze do biegania. Na stoisku Sony był konkurs fotograficzny, a Nordea można było wygrać kapelusik (wyskakałem na skakance taki dla Kingi). Do tego można było poleżeć na pufach i pooglądać trasy biegów na telebimie. I to wszystko – staraliśmy się zobaczyć wszystko – pomęczyć obsługę, a i tak po 20 minutach nie było już co robić. Minusem było to, że większość konkursów i losowań nagród była tylko dla Łotyszy, mimo, że całość była dostępna też po angielsku.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce