Biegajmy, uprawiajmy sport, nie rezygnujmy z ruchu. Jak to robić bezpiecznie? - wskazówki lekarza sportowego
Opublikowane w śr., 18/03/2020 - 19:30
– Organizowanie w tej chwili „alternatywnych” biegów w miejsce imprez odwołanych z powodu pandemii koronawirusa, albo jakichkolwiek obozów biegowych to przejaw i świadectwo braku wyobraźni, cynizmu albo po prostu zwykłej głupoty – uważa dr Mikołaj Wróbel, lekarz sportowy z warszawskiej przychodni Ortopedika. – Każda taka impreza jest świadectwem kompletnej nieodpowiedzialności, świadczy o całkowitym niezrozumieniu sytuacji i tematu.
Jest pan jak zwykle dość radykalny w swoich opiniach.
Mikołaj Wróbel: - Żyjemy w bardzo trudnych czasach, w których trzeba być radykalnym, mówić otwarcie i nie bawić się w niepotrzebną dyplomację.
Wirus covid-19 ma zakaźność 3-krotnie wyższą niż wirus standardowej grypy. To nie jest ospa wietrzna, która jest wielokrotnie bardziej zakaźna, ale bardzo łatwo przenosi się między ludźmi. Zasadniczą drogą rozprzestrzeniania się koronawirusa jest skupisko ludzkie. Stąd wygrywają kraje, w których panuje duża dyscyplina, a nawet zamordyzm polityczny, gdzie udało się posadzić ludzi w domach i nie pozwolić im na kontaktowanie się ze sobą.
Jeżeli mamy zgrupowanie, powiedzmy, dwustu ludzi, którzy siłą rzeczy przebywają w niewielkiej odległości od siebie, a w przypadku imprezy sportowej mają jeszcze nasilony oddech, wyrzucają z siebie powietrze ze sporym ciśnieniem i powodują naprawdę spory rozprysk aerozolu wokół siebie, to jeśli mamy w takiej grupie jednego zainfekowanego, on na sto procent będzie rozsiewał wirus po wszystkich dookoła.
To samo dotyczy obozów biegowych i każdej innej imprezy, na której występuje zgromadzenie ludzi. Jedyne w tej chwili dopuszczalne są zgromadzenie rodzinne. I to najlepiej, jeżeli jesteśmy z tą rodzina zamknięci w domu.
Czy w takim razie w tym rzeczywiście bardzo trudnym dla nas czasie powinniśmy całkowicie zaprzestać aktywności fizycznej?
Ależ w żadnym wzpadku! Nie ma żadnych przeciwwskazań, by uprawiać sport. Można, a nawet warto na przykład biegać, ale należy to robić samemu. Pomoże nam elektronika: jest mnóstwo aplikacji, jak choćby endomondo, strava czy garmin, które umożliwiają wirtualne ściganie się i rywalizację ze znajomymi na odległość.
Jeśli człowiek idzie pobiegać ze swoim partnerem życiowym, z którym i tak na co dzień mieszka, ryzyko transmisji wirusa jest naprawdę niewielkie. Nawet gdy mijamy innych biegaczy czy spacerowiczów, kontakt między ludźmi jest tak krótki, że możliwość przekazania bądź przechwycenia wirusa od kogoś jest minimalna.
To samo dotyczy jazdy na rowerze. Jest zupełnie bezpieczna, o ile nie umawiamy się ze znajomymi na przejażdżki w grupie 5-, 6- czy 10-osobowej. Każda grupa oznacza bowiem postoje, wymianę zdań i konwersacje, przez co ryzyko przekazania wirusa gwałtownie rośnie.
Możemy być aktywni w domach: uprawiać kalistenikę, jeździć na rowerze stacjonarnym czy biegać na bieżni mechanicznej. W domu można zrobić mnóstwo rzeczy. Ja mam z dziećmi każdego dnia godzinę treningu domowego i doskonale sobie z tym radzimy.
A jeśli bardzo nam zależy, żeby spotkać się chociaż z 2-3 osobami znajomymi, z którymi do tej pory trenowaliśmy na co dzień? Jak zrobić to bezpiecznie?
Nie da się przeprowadzić tego tak, żeby było bezpiecznie i rozsądnie! Jeśli nie są to ludzie, z którymi mieszkamy i jesteśmy w bezpośredniej styczności non stop, to jesteśmy w sytuacji podwyższonego ryzyka. Jeśli chociaż jedna z tych trzech czy czterech osób jest zakażona i zacznie kasłać, prychać albo przy intensywniejszym interwale gwałtownie oddychać, jest spora szansa, że nas zarazi.
Każdy kontakt z ludźmi, z którymi nie mieszkamy na stałe, wiąże się z ryzykiem. Bycie znajomymi nie chroni przed transmisją wirusa, zatem każde zbiorowe bieganie jest w tej chwili bardzo nierozsądne. Na czas pandemii zostajemy samotnikami!
Idziemy więc pobiegać sami, albo – jak pan mówił – z kimś z domowników. Na leśnej ścieżce mijamy się z innymi osobami, które też biegają, jeżdżą na rowerze lub spacerują, a mogą być zarażone. Czy taki chwilowy kontakt jest dla nas groźny?
Chińczycy wymagają noszenia maseczek przy każdym wyjściu z domu. Ponieważ oni już chyba opanowali epidemię, może jest coś na rzeczy. Ale nasi epidemiolodzy i wirusolodzy mają bardziej racjonalne podejście. Uważają, że jeżeli mijamy się z kimś w lesie na ścieżce biegowej, okres kontaktu jest bardzo krótki i nieszkodliwy. No chyba że akurat przebiegniemy tuż obok kogoś, kto intensywnie kaszle i znajdziemy się w zasięgu tego, co on wykaszlał. Ale na to szansa jest minimalna, zawsze można taką osobę ominąć większym łukiem.
Czy w czasie panującej pandemii możemy realizować wcześniej zaplanowany trening, czy też powinniśmy go zmodyfikować? Zaleca pan zmniejszenie intensywności aktywności sportowych?
Zdecydowanie tak. Intensywny trening do zawodów zawsze wiąże się z dużym obciążeniem, a przez to osłabieniem organizmu i jego odporności. Powinniśmy zatem stosować trening na poziomie umiarkowanym.
Ci, którzy przygotowywali się do bicia na wiosnę rekordów życiowych, mogą spokojnie przystopować i odpuścić, bo żadne zawody w najbliższym czasie po prostu się nie odbędą. Trenowanie w tej chwili na wynik i rekord nie ma sensu. Utrzymujmy się na poziomie przetrwalnikowym, w rozsądnym, niezbyt intensywnym treningu, który umożliwi nam zachowanie dobrej kondycji fizycznej, tak byśmy mogli do mocnego treningu wrócić za 2-3 miesiące, gdy będzie to już bezpieczne i możliwe.
Podsumowując: uprawiamy sport, biegamy samemu albo z osobami najbliższymi, z którymi mieszkamy i przebywamy na co dzień. Nie gromadzimy się z przyjaciółmi lub znajomymi nawet w małych, kilkuosobowych grupach.
Jeden z amerykańskich wirusologów powiedział ostatnio bardzo mądrą rzecz: jeśli chcemy zahamować rozprzestrzenianie się wirusa, traktujmy siebie samych tak, jakbyśmy byli zarażeni i byli nosicielami. To najrozsądniejsze, co możemy teraz zrobić.
Jak długo będziemy zmuszeni stosować takie środki ostrożności?
To pytanie z gatunku profetycznych. Czytam sporo prognoz specjalistów, ale nawet one są takie jak przewidywania, co będzie się działo za 50 lat. Nie wiemy jaka będzie dynamika rozprzestrzeniania się wirusa, czy będą nawroty choroby. Nie wiemy nawet, czy przechorowanie daje trwałą odporność, bo są doniesienia, że, niestety, niekoniecznie.
Jeżeli rzeczywiście po przechorowaniu będziemy nadal nosicielami, ta sytuacja może trwać rok, a nawet dłużej. Jeśli natomiast okaże się, że po chorobie nabywamy w miarę trwałą odporność, a ludzie będą zachowywali się rozsądnie unikając zgromadzeń i minimalizując ekspozycję choćby w sklepach do niezbędnego minimum, jest szansa, że w ciągu miesiąca czy dwóch uda nam się wygasić epidemię na tyle, by ostrożnie zacząć wracać do normalności.
Na koniec powiem: to, że do tej pory nie są jeszcze odwołane igrzyska olimpijskie w Tokio, to jest dla mnie śmiech na sali. Igrzyska na pewno nie odbędą się w zaplanowanym terminie. Nie widzę na to żadnej możliwości.
To samo myślę o wyborach prezydenckich, to samo o wszystkich zawodach sportowych, zgrupowaniach, konferencjach itp. Planowanie czegokolwiek przed czerwcem czy lipcem mija się z celem i świadczy o braku wyobraźni.
Ja osobiście zarzuciłem planowanie wakacji dla siebie i rodziny. Nawet jeśli wyjdziemy z kryzysu epidemicznego związanego z rozprzestrzenianiem się wirusa, będziemy w ogromnym kryzysie gospodarczo-finansowym. Myślenie o wakacjach trzeba będzie, niestety, odłożyć na lepsze czasy.
Rozmawiał Piotr Falkowski
zdj. archiwum Mikołaja Wróbla