[FELIETON] Jak walczyć na równi z Kenijczykami i Etiopczykami?
Opublikowane w sob., 02/05/2015 - 08:49
Czy istnieje w ogóle recepta, by pokonać Afrykanów? - pyta w felietonie trener Karol Nowakowski, ekspert Festiwalu Biegów.
Jednym się udaje, inni wciąż próbują. A jeszcze inni rezygnują w przedbiegach i akceptują ten stan rzeczy, bez wiary podchodząc do rywalizacji ramię w ramię. Zresztą sama sytuacja na światowych stadionach i trasach ulicznych coraz bardziej zaczyna przypominać serial, w którym grają ci sami aktorzy. Co gorsza, patrzysz i wiesz co się wydarzy, znasz scenariusz….
Czasem tylko bywasz mile zaskoczony. Najczęściej jednak do końca nie wiesz co się wydarzy, bo nie znasz zawodnika. Bo niby skąd masz znać, skoro on pierwszy, drugi czy trzeci raz startuje na „dużej” imprezie, a i tak potrafi ograć mistrza?
O ile jeszcze z dobre 5 czy 10 lat temu byłem pochłonięty mityngami Golden League (od 2010 roku prestiżowe zawody rozgrywane są pod nazwą Diamentowa Liga) i przeżywałem wszystkie konkurencje biegowe, potrafiłem rozpoznać każdego zawodnika - nawet po sylwetce, technice poruszania się, a czasem i koszulce (wtedy jeszcze nie wszyscy mieli jednakowe stroje), tak teraz oglądam te mityngi bardzo rzadko i już nie z takim entuzjazmem, jak kiedyś.
Od kilku lat „problem” ten zaczyna dotyczyć także biegów ulicznych. Na czoło wysuwa się maraton w Paryżu, który przebija chyba wszystkie imprezy. Coraz częściej interesują mnie głównie statystyki, suche wyniki. Czy ten sezon przyniesie jakieś zmiany? Wątpię. Nie winię za ten stan nikogo, a na pewno biegacze z czarnego lądu są tu najmniej winni, bo o nich rzecz jasna mowa. Ubolewam jedynie nad coraz mniej atrakcyjną stroną rywalizacji na ulicy czy stadionach.
Dla nas, białych biegaczy i trenerów ich dominacja wydaje się krzywdząca - zabierają „chleb” naszym. Na pewno jest to temat dyskusyjny. jednak gdy spojrzeć na to w ujęciu globalnym i tak naprawdę uczciwym – chyba nie mamy racji w tej kwestii. Często jednak dajemy upust swoim emocjom i rzucamy niezbyt parlamentarne słowa w kierunku samych zawodników. Czy to jest sprawiedliwe? Oni przecież wykorzystują swoją życiową szansę i robią to możliwie najlepiej jak potrafią. Zdominowali konkurencje długodystansowe tak jak biali zdominowali tenis ziemny (siostry Williams to wyjątek potwierdzający regułę) czy Azjaci tenis stołowy, a biali kolarstwo, rugby, siatkówkę, pływanie i wiele innych dyscyplin. Czy czarnoskórzy tenisiści (których zresztą można policzyć na palcach jednej dłoni) podnoszą raban i głoszą, że czują się dyskryminowani w środowisku? Nie.
Kenijczycy czy Etiopczycy w bieganiu są nacją, która znalazła w sporcie miejsce dla siebie. Po prostu górują nad innymi i zwyczajnie wykorzystują swoje naturalne możliwości środowiskowe i predyspozycje psychofizyczne… by przetrwać, by zapewnić lepsze życie sobie i swojej rodzinie. Motywacja i determinacja jest kluczem! Jeśli może być mowa o jakiejkolwiek „winie”, to ewentualnie możemy się „czepiać” menadżerów i organizatorów imprez, że zapraszają na swoje biegi nieprzebrane hordy głodnych sukcesów Afrykańczyków, całe to „zjawisko” napędzając.
Trend w Europie i na świecie jest jednak taki, że każdy żąda rekordów. Mowa o rekordach świata, Europy czy najczęściej trasy danego biegu. A kto, jak nie Afrykańczycy mogą to zapewnić, i to w niemalże 80-95%, jeśli nie oni pojawiając się na starcie?
Mimo jednak, że cyferki się zgadzają, kibice są ostatecznie coraz bardziej znudzeni widowiskiem nikomu nieznanych szybkobiegaczy. Bo w sporcie, a zwłaszcza w bieganiu oprócz samych wyników chodzi także o emocje, głównie te dostarczane kibicom. Potencjalny kibic w lekkiej atletyce to zaznajomiony ze specyfiką dyscypliny fan, z sentymentu były zawodnik, działacz, trener czy „wplątany w środowisko” przez rodzinę i znajomych sympatyk królowej sportu.
Takich jest - niestety, w porównaniu z innymi dyscyplinami zespołowymi - garstka. By trafić do rzeszy nowych odbiorców, przyszłych angażujących się kibiców, potrzeba stworzyć produkt z prawdziwego zdarzenia, fajne widowisko oparte nie tylko na stronie wynikowej, ale także emocjonalnej, rozrywkowej, edukacyjnej. Monotonia tego nie gwarantuje. Do sukcesu przyczynić się może przywiązanie fanów do zawodników, ich rozpoznawalność, towarzyszące uczucie pewnej jedności, wnikliwe obserwowanie poczynań sportowych, które to właśnie przyciąga za zawody. My jednak jesteśmy po jednej stronie barykady i mam świadomość, że prezentowane odczucia i argumenty inaczej odbierane są przez organizatorów. Choć nie zawsze tak jest...
Powoli w niektórych rejonach świata zaczyna się to zmieniać i z pełną świadomością piszę, że biali zawodnicy, ci szybko biegający, będą niebawem bardziej „atrakcyjni” aniżeli czarnoskórzy dobrzy biegacze. Lub nie przesadzając - bardziej atrakcyjni niż ma to miejsce teraz. Może porównanie będzie nie do końca adekwatne, ale podobny trend obserwuję od kilku lat w koszykówce i prestiżowej lidze NBA. Takie „rozwiązania” panują już na wielu prestiżowych biegach na Wyspach Brytyjskich i w innych zakątkach starego kontynentu czy Azji, gdzie wyraźnie preferuje się łączenie w imprezie strony czysto wynikowej i dbałość o o tzw. „różnorodność rywalizacyjną”.