12. Bieg Ulicą Piotrkowską: Sentymentalne zawody Ambasadorki
Opublikowane w wt., 27/05/2014 - 10:28
Kiedy 8 lat temu opuszczałam rodzinne miasto, którym jest Łódź, wydawało się szare, pełne zmęczonych ludzi i zrujnowanych kamienic. Miasto, pełne niepowtarzalnych klimatów, któremu nikt nie dawał szansy na odradzanie się i stawaniem się pięknym, rozkwita w naprawdę dużym tempie.
Rozkwita zarówno architektonicznie, jak i sportowo, bo właśnie taką Łódź zobaczyłam podczas Biegu Ulicą Piotrkowską w ostatnią sobotę. Jeśli chcecie zobaczyć to miasto i poczuć jego klimat, ta sportowa impreza jest strzałem w dziesiątkę.
Już od piątkowego popołudnia Manufaktura, która stała się miasteczkiem zawodów, tętniła duchem biegowym. Trudno sobie wymarzyć lepsze miejsce na biuro zawodów, jak właśnie odrestaurowany, jeden z największych w Europie, kompleks fabryczny Izraela Poznańskiego. Dla zawodników przyjeżdżających z odległych zakątków Manufaktura z pewnością stanowiła ciekawy obiekt architektoniczny.
Bez większego problemu odebrałam swój numer i pakiet startowy. W oczekiwaniu na sobotni start odwiedziłam rodzinę i znajomych. Mając na uwadze męczący upał, nie liczyłam na poprawianie swojego rekordu życiowego na 10 km.
Sobotnie upalne przedpołudnie z pewnością nie było też łatwe do zniesienia dla uczestników biegów szkolnych i uczestników niepełnosprawnych, pokonujących trasę na terenie miasteczka Manufaktury (dystans 900me). Popołudnie przyniosło, jednak, nieoczekiwane zachmurzenie i lekko wyczuwalny powiew wiatru.
Na pół godziny przed startem postanowiłam włączyć się do rozgrzewki prowadzonej przez instruktorów sieci klubów fitness „Evergym”. Trwające kwadrans przygotowania do biegu wydarły ze mnie ostatnie poczucie świeżości w nogach i na start ledwo się doczołgałam.
Równo o godz. 18:30 spod Delegatury Łódź-Bałuty, sąsiadującej z Manufakturą, ruszyła trzytysięczna fala biegaczy, rozstawiona wcześniej w sektorach czasowych.
10-kilometrowa trasa, obfitująca w zawrotki, podbiegi i zbiegi oraz bruk, piasek i asfalt, wiodła dwukrotnie Placem Wolności ku pryncypalnej ul. Piotrkowskiej, częściowo remontowanej.
Biegacze przebiegli także obok Parku Staromiejskiego, zwanego kiedyś potocznie, Parkiem Śledzia (raz w tygodniu odbywał się tam targ śledziami) oraz ul. Północną i Zachodnią. Trudno wyobrazić sobie poprowadzenie - lepiej oddającą klimat Łodzi - trasy.
Tłum biegnących dwukrotnie przebiegał przepięknie odrestaurowaną bramą wjazdową do Manufaktury, gdzie zlokalizowano upragnioną metę. Bardzo podobało mi się oznaczenie ostatniego kilometra biegu co 100m, gdy płuca odmawiały posłuszeństwa, a serce niemiłosiernie wyrywało się z klatki piersiowej.
Metę osiągnęło 2955 zawodników. Zwycięzcą został Maingi Munywo Joshua z Kenii ze wspaniałym wynikiem 30:03, zaś zwyciężczynią Lilia Fiskowicz z LKB Rudnik z czasem 34:23. Wśród uczestników była także utytułowana polska biegaczka Małgorzata Sobańska, która z wynikiem 40:56 była 9. zawodniczką w klasyfikacji generalnej i pierwszą w kategorii wiekowej.
Ja również osiągnęłam metę, na 64. miejscu wśród kobiet.
Na dystansie głównym odbywały się także mistrzostwa: drużynowe, par małżeńskich, drużyn zakładowych, nauczycieli, górników, dziennikarzy, żołnierzy, strażaków, policjantów, strażaków miejskich, prawników, bankowców, polityków, księży, studentów i wreszcie budowlańców.
Izabella Moskal, Ambasadorka Festiwalu Biegowego w Krynicy- Zdrój
fot. Bożena Zdankowska, Izabella Moskal