Ile jest warte 5 sekund dla maratończyka?
Opublikowane w śr., 27/04/2016 - 09:16
Przychodzi taki moment w życiu maratończyka kiedy zadaje sobie pytanie - co można jeszcze zrobić aby być lepszym biegaczem – pisze Rafał Ławski, Ambasador Festiwalu Biegów.
Pierwsza odpowiedź jaka się nasuwa to poprawić rekord życiowy i to ten własny. Choć teoretycznie to nic trudnego, ponieważ wystarczy pamiętać najlepszy dotychczas osiągnięty wynik, następnie znaleźć dobry plan treningowy, i zapisać się na kolejny bieg. Ale co kiedy nasza życiówka osiągnięta została już dawno temu, medal gdzieś zakurzony utknął w szafie, i nie za bardzo pamiętamy nawet gdzie i kiedy dokładnie to było?
Dla mnie był to wyraźny sygnał aby trochę pogłówkować, zdobyć się na nowe postanowienie i sięgnąć po dobrą lekturę. Medal z Berlina choć nieco zapomniany to jednak przypominał mi zupełnie inny poziom biegowy, który posiadałem jeszcze w 2012 roku. Teraz było trudniej - znacznie więcej obowiązków, rozkład doby zaplanowany co do minuty. Turystyka maratońska musi zejść więc trochę na bok.
Zawsze trzeba szukać jednak pozytywów - w Polsce mamy mnóstwo znakomitych imprez biegowych. A że poszukiwania padły na sezon wiosenny, to mógł być tylko ORLEN Warsaw - w miarę blisko miejsca zamieszkania, szybka trasa, świetna organizacja, czego trzeba więcej?
Ano trzeba - jeszcze sporo motywacji, determinacji, samozaparcia, poświęcenia, znalezienia złotego środka w nawale obowiązków oraz dobrego źródła wiedzy, ba nawet bardzo dobrego. Bez mała od 2012 kiedy zabrałem się za triathlon, wyniki maratońskie trochę poszły w dół, więc trzeba było nadrobić sporą lukę, pesymista rzekłby nawet przepaść.
Papierem lakmusowym formy biegacza są wyniki - zarówno te osiągane na zawodach jak i te treningowe, z którymi zmagamy się na co dzień. Gdybym chciał te pierwsze zobrazować na wykresie to forma maratońska sukcesywnie spadała - Berlin 3:09 w 2012 roku, aż po jesień 2015 w Krynicy 3h40' (tu oczywiście poprawka na wymagającą, ale też fascynującą trasę). Po drodze jeszcze kilka maratonów ulicznych na poziomie średnio 3h25'.
Zawsze trzeba jednak szukać pozytywnych stron - w międzyczasie zyskałem spore doświadczenie i dawkę wytrzymałości uzyskane podczas triathlonów oraz biegów górskich. Byłem trochę obiegany, w ostatnim roku nawet udało się osiągnąć życiówkę na przyjemnym dystansie 10 km. A moją tajną bronią była książka Jurka Skarżyńskiego - „Maraton”.
Jesienią 2015 roku kiedy wyznaczyłem sobie nowy cel sportowy rozpocząłem przygotowania w takim zakresie jaki tylko mogłem odnaleźć w nawale obowiązków. Doby nie da się oszukać, choć czasami chętnie przestawiłbym zegarek o godzinę wstecz - średnio co trzy godziny nachodzą mnie takie myśli. Plan Jurka jest bardzo ambitny, za każdym razem gdy spoglądam na poszczególne rozdziały książki, podziwiam zarówno tych których nie znam jaki i tych, którzy przypominają wprost mnie samego przed kilku lat. Choć do dziś nie mogę jeszcze zamknąć rozdziału Maraton w 3h15' i otworzyć kolejnego…
Po udanym Festiwalu Biegowym w Krynicy, gdzie poprawiłem rekord życiowy na 10 km zabrałem się do dzieła. W sezonie jesienno zimowym systematycznie realizowałem 4 - 5 jednostek biegowych tygodniowo uzyskując średnio 60 km. Formy nie udało mi się oficjalnie sprawdzić na zawodach, choć kilkakrotnie brałem udział w biegach nad Poznańską Maltą na dystansie 5,35 km. Dzięki tym krótkim szybkim biegom udało mi się poprawić prędkość. Pomimo to nadal nie byłem pewny na jaki wynik mogę liczyć w biegu długodystansowym. To pytanie, które zadaje sobie maratończyk - zaryzykować czy może jednak rozpocząć asekuracyjnie. Nadszedł dzień Narodowego Święta Biegania.
Zależało mi aby rozpocząć tempem ok 4:25 min./km, a po 25. kilometrze skorygować w dół lub w górę w zależności od samopoczucia. Przebieg OORLEN Warsaw Maratonu w mojej głowie wyglądał jakbym definiował ów skrót OWM - taki ot mętlik umysłowy :
Start - Oby Wyszło Mistrzowsko
10 KM - Okres Wielkiej Mocy
Półmetek - Ogólna Wymiana Myśli
30 KM - O W Mordę
35 KM - Odczucie Wypalonych Mięśni
42 KM - O Wreszcie Meta
Bieg na Królewskim dystansie to nie tylko wycisk fizyczny lecz spora dawka doświadczeń w wielu innych dziedzinach naukowych - połączenie lekcji kultury fizycznej, matematyki (liczenie czasu i dystansu w górę oraz w dół), fizyki (gdyby cofnąć czas o minutę przed ostatnim zakrętem i spłaszczyć podbieg na 4. kilometrze to wyszłaby życiówka), muzyki (21 kapel muzycznych na trasie to jest to!), etyki (odsyłam do poradnika Biuletynu OWM lub odwołanie się do zdrowego rozsądku) oraz psychologii (cieszmy się bólem i płaczmy z radości). No i oczywiście historii maratonu polskiego pisanej wielkim sercem i duchem walki przez zwycięzcę ORLEN Maratonu – Artura Kozłowskiego oraz wicemistrza Henryka Szosta, jak i tych wszystkich którzy zmierzyli się w tym dniu z królewskim dystansem i pokonali własne słabości.
Walce wewnętrznej i buntowi wielu różnych myśli towarzyszył też grymas na twarzy. W rezultacie wolałbym uniknąć zaglądania na portale z fotorelacją i niechcący odnaleźć tego kogoś kto nie przypomina mojego odbicia z lustra nawet o 4 nad ranem. Cóż pewnych rzeczy jednak nie da się wyprzeć - takich jak forma i dyspozycja dnia.
To był naprawdę dobry dzień - choć nie do końca w sensie meteorologicznym, gdyż na otwartej przestrzeni między 22. a 27. kilometrem biegacze zmagali się z mocniejszym wiatrem, choć na szczęście temperatura była raczej sprzyjająca dobrym wynikom. Jeśli zaś biegacz nie zdołał zadbać o dobry nastrój, to i tak w dużej mierze wyręczył go Organizator.
A dodatkowa motywacja to już kwestia indywidualna każdego z nas - bo dla część z nas najważniejszy jest spokój ducha, dla innych euforia i dzielenie się radością z innymi. Jestem zwolennikiem wyważonego złotego środka - wspólna radość na linii startu i mety - owszem , ale to co pomiędzy jest rodzajem swoistej medytacji. I pamięć o innych. O rodzinie, najbliższych.
Warto dodać, iż my biegacze na często myślami jesteśmy z Wami - tymi, którzy często widzicie nas wychodzących na trening, często nieobecnymi wczesnymi porankami lub późnym wieczorem by zrealizować swoje pasje sportowe. Czasami postrzegani wręcz jako dziwacy – bo ileż można biegać czy ćwiczyć?
Tym razem dodatkowo miałem jeszcze inne postanowienie - otóż dedykowałem każdy kilometr dla uczniów pewnej klasy ze Swarzędza. To bardzo budujące, kiedy można przekazać komuś innemu coś niematerialnego, na przykład wysiłek biegu długodystansowego. Kiedy myślałem o osobach, które czuwają nad każdym moim kilometrem biegło się zdecydowanie łatwiej. Bo przecież nie mogę zawieść innych ani oszukać samego siebie. I nie zawiodłem.
Mój zegarek wskazał 3:08:57!
Pokonanie bariery poniżej 3h10; na nieco okrojonym planie treningowym jest dość trudne - sam wysiłek fizyczny jest do zniesienia. Jednak głowa się mocno buntuje - i często podpowiada wręcz kusi aby nieco odpuścić. A jednak maratończyk walczy - łatwiej będzie, lecz nastąpi to dopiero po przekroczeniu linii mety - i to jest najpiękniejsze w zmaganiach na Królewskim dystansie.
W uzyskaniu rekordu życiowego o 5 sekund pomógł splot pozytywnych myśli i świadomość że ten ktoś będzie ze mnie dumny - tuż za linią mety. Udało się. Jest życiówka. Na ojczystej ziemi, w Warszawie.
Rafał Ławski, Ambasador Festiwalu Biegów
Polecamy również:
Cofnij