"Kocham życie, kobiety i... BIEGANIE" SuperMaraton Gór Stołowych
Opublikowane w pon., 14/07/2014 - 11:28
Relacja walki z SuperMaratonem Gór Stołowych naszego Ambasadora, Marka Grunda
Do Pasterki przybywamy już w piątek około godziny 17, odbieramy pakiety i meldujemy się w pokojach. Do wieczora praktycznie gadaliśmy, doglądając od czasu do czasu na wynik meczu. Noc minęła szybko, wstałem około 7:30, a w zasadzie to zostałem obudzony bo towarzystwo już nie spało. Wyjrzałem za okno – ehhh jest dopiero po 7. a tam już świeci słońce i jest ciepło. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe. Wpadłem na wspaniały pomysł, aby swój przyszykowany trunek na trasę wrzucić jeszcze do lodówki – przecież jeszcze sporo czasu do startu – bo ten dopiero o 10:00. Tak też uczyniłem, napełniłem tez mała butelkę cola, która miałem zamiar ukryć przed 3 bufetem.
Na śniadanie zjadłem (a to ci niespodzianka, ciekawe co) i dogryzłem żelkami, wypiłem jeszcze trochę coli a potem nawadniałem się jeszcze Gatorade. Do startu pozostało mi jeszcze 1,5h wiec położyłem się jeszcze na łóżku delektując się słodkim lenistwem. Słońce wbijało się przez okno niemiłosiernie, to oznaczało już tylko jedno… Dobra, czas się ubrać w bojowe ciuchy i adidaski.
Gotowy do akcji przypinam jeszcze numer, uzupełniam bukłak pięknie schłodzonym magicznym specyfikiem. Sprawdzam plecak, żelki są, krówki są więc czego więcej do szczęścia potrzeba ;) Zabrałem jeszcze ze sobą moją pięknie schłodzoną colę i skryłem na 28. km trasy, który przecinał się ze startem. Buteleczkę oczywiście dobrze ukryłem w cieniu, gwarantując sobie odpowiednia temperaturę. Potruchtałem sobie, troszkę się porozciągałem i ustawiłem się na starcie w drugiej linii. Przyjechałem przecież powalczyć!
Przeżegnałem się szybko, czułem lekki strach przed panującą temperaturą, odczuwałem respekt do tej trasy, która w tym roku została jeszcze wydłużona o bardzo kapryśny podbieg (w sumie to raczej podejście niż podbieg). Nagle usłyszałem wspólne odliczanie, zaczyna się… 3,2,1… 500 ludzi wystartowało na jeden strzał.
Ruszyłem szybko, bo znając trasę wiedziałem, że muszę się od razu wysunąć do przodu, żeby potem nie czekać w kolejce w wąskich przejściach urokliwych skał Gór Stołowych. Rach ciach i zrobiłem tak jak planowałem. Pierwszy etap 8 km minął mega szybko, regularnie robiłem 2 łyki napoju co 5min. Dobiegając do bufetu na 8. km z czasem 48 min zjadam garść żelków z punktu, 2 ćwiartki pomarańczy wypijam kubek izo i wylewam kubek wody na głowę – wszystko to zajmuje mi około 1 min i ruszam dalej.