"Last but not Least" - Maraton Gór Stołowych Ambasadora
Opublikowane w pon., 14/07/2014 - 10:21
Chwila na oddech
Robimy znowu około 10 km przez Machowsky Kriż i wracamy do punktu startu w Pasterce, tym razem biegniemy w przeciwnym kierunku czyli pod górę. To już 28 km i czuję duże zmęczenie, po przekroczeniu punktu kontroli czasu siadam na 5 minut w trawie i łapię oddech. Przed nami najgorsza część trasy – dodana ostatnio przez organizatorów – z bardzo forsownym podejściem na szczyt Szczelińca Małego (ok 850m npm).
Początkowo delikatny podbieg łąką i lasem, który stopniowo przechodzi w dość trudne kamieniste zejście wzdłuż wodospadu Pośny. Później strome, bardzo forsowne podejście w górę. Ten fragment trasy wykańcza mnie zupełnie.
Wysoka temperatura, wilgotne i duszne powietrze lisciastego lasu podnoszą mi tętno – kilka razy staję po drodze, nawet siadam na moment. Zupełnie mnie odcina od energii. Jakoś docieram na szczyt i zaczynam trudny dla mnie zbieg. Po drodze chłodzimy się w jakimś strumyczku przecinającym trasę. Nogi jeszcze wytrzymują, ale ogólnie jestem bardzo zmęczony. Kolejny punkt kontrolny na 36 km. Chłodzę się wodą, przegryzam bakalie i dalej w drogę z góry.
Ostatkiem sił
Później podchodzimy pod sam Szczeliniec, już słychać metę ale ten doping nie jest jeszcze dla nas. Pozostało 15 km. Zaczynamy znów skaliste, dość niebezpieczne zejście. Później wybiegamy na łąkę i robimy duże obejście znacznie oddalając się od masywu Szczelińca. W międzyczasie niebo nieco się zachmurzyło, co prawda nadal jest gorąco, ale przynajmniej słońce już tak nie praży.
Mija mnie w małej grupie zawodników Marta, już nawet nie mam ochoty na rozmowę. Zawodników na trasie już coraz mniej, pozostali maruderzy męczący się tak jak ja ostatkiem sił. Biegniemy skrajem lasu, wciąż jest w dół, ale ścieżka płaska i szeroka. Później zaczyna się podejście na Błędne Skały, które nie jest już tak trudne jak to na Szczeliniec Mały, przynajmniej mnie nie zatyka. Z wysiłkiem docieram do ostatniego punktu kontrolnego przy Błędnych Skałach, zostało już niewiele czasu więc trzeba się zbierać, nie ma tu owoców i herbatników, więc chłodzę się wodą i szukam energii w butelce z Colą.
Ruszamy dalej, pozostało około 7km, zegarek przestał już działać, nie wiem ile czasu zostało ale w tej chwili to nie istotne, mam przed sobą już tylko metę. Jest proste podejście i bieg szczytem czy też granią ale rozległą i płaską, usianą wielkimi głazami. Później zbieg do szosy również prosty, chociaż na fragmencie po dziwnych stopniach z przecinających się skośnie bali. Szosą docieramy do Karłowa i podchodzimy deptakiem w górę.