Narodziny ultralegendy – Legends Trails okiem wolontariusza [ZDJĘCIA]
Opublikowane w pt., 11/03/2016 - 08:45
Gdy jesteśmy na miejscu, już jest jasno i pada śnieg, który się od razu topi. Próbujemy ćwiczyć mój beznadziejny niderlandzki. Wygląda to tak, że każdą wypowiedź Arenda przetrawiam kilka sekund w mózgu, odpowiadam i w połowie zdania z braku słownictwa przechodzę na angielski. Zawsze lepiej niż nic. Dzięki za cierpliwość, Arend!
Drugi etap jest łatwiejszy, już bez takich przewyższeń. Odhaczamy biegaczy, którzy nadciągają grupkami w znakomitych humorach. W końcu za nimi tylko nieco ponad 80 km. Przed południem zmienia nas inny patrol, a my udajemy się na PK2 do Comblain-Fairon.
W nadrzecznym schronisku udaje mi się wykąpać i złapać trzy godzinki snu. Arend zwozi z trasy trójkę biegaczy kończących napieranie. Wieczorem dostajemy przydział na lotny punkt w okolicach Aywaille. Wychodzimy szlakiem wysoko nad miasteczko, gdzie w lesie przy ognisku czeka Dieter. Po odhaczeniu kilku uczestników i nieudanej próbie podtrzymania ognia mokrym drzewem zbiegamy do miejscowości, by kupić pizzę na wynos. Dzielimy się nią z nadchodzącą czwórką napieraczy. Jest w niej pierwsza dziewczyna, Paula Ijzerman z Holandii. Po ok. 130 km i w środku drugiej nocy to dla nich miła niespodzianka.
Przez most nad l'Ourthe przewijają się kolejni zawodnicy. Jeden z Belgów zastanawia się, czy dociągnąć do PK3, czy zejść już tu. Po chwili podejmuje decyzję o rezygnacji. Jest mocno wyziębiony, więc moja zapasowa stara goreteksowa kurtka bardzo mu się przydaje. Jedną z dziewczyn, Norweżkę, nadajnik GPS-owy od dłuższego czasu lokalizuje w Aywaille ale nie możemy jej znaleźć. Później się okazuje, że siedzi już w samochodzie innego patrolu, który zabiera ją na PK3. Holenderskie małżeństwo weteranów, Remske i Ernst Jan Vermeulenowie, szybko się ogarnia i rusza dalej. Uprzedzając fakty, dotrą do 195 km między PK3 i 4. Po odhaczeniu wszystkich pozostałych w grze, po drugiej w nocy lądujemy na trzecim przepaku w La Reid (150 km).
Zespół medyczny zajmuje się nogami i stopami przybywających żywych trupów, którzy w międzyczasie posilają się gorącą zupą. Niektórzy śpią w rozstawionym na zewnątrz namiocie. Napierający samotnie Norweg Leif Abrahamsen mimo padającego śniegu przesypia trzy godziny na zewnątrz zawinięty w płachtę biwakową. Inni drzemią w jadalni z głowami na stołach. Część tutaj rezygnuje, niektórzy odkładają decyzję do rana na chwilę po obudzeniu się. Przed snem udaje mi się wysłać pierwszy raport i zdjęcia dla naszego portalu. W grze w tym momencie jest jeszcze 29 osób, z szóstką Belgów na czele. Do rana ta liczba się znacznie zmniejszy. Jeden z prowadzącej grupy, Andre Lindekens, zrezygnuje z powodu wychłodzenia.
Pięć godzin snu jest bezcenne. Przed południem ląduję w bazie w Houffalize. Arend już tam jest, musimy się pożegnać bo wraca do domu. Dowiaduję się, że Wiktor wraz z kilkoma innymi, którzy nie ukończyli, dołączył do grona wolontariuszy i jest w terenie. Mnie Stu zleca oznakowanie odcinka w okolicach 230 km, który różni się od pierwotnie podanej trasy – trzeba ominąć stok narciarski. Po dojechaniu na miejsce zbiegam wzdłuż pełnego miłośników białego szaleństwa stoku i rozwieszam kilkanaście znaków wzdłuż nowej trasy. Staram się zrobić to tak dokładnie, by nawet zombiaki w nocy nie miały kłopotów z ich dostrzeżeniem.
Obejście prowadzi przez piękny zimowy pagórkowaty krajobraz. Śnieg bez przerwy sypie. Doprowadzam oznakowanie do miejsca planowanego lotnego punktu z namiotem i prosto stamtąd przerzucam się samochodem na odcinek, który znakowaliśmy pierwszego dnia, aby usunąć tabliczki. Znów przyjemne napieranie w trudnym terenie, tym razem pokrytym większą ilością śniegu. W sumie tego dnia wpadnie mi prawie 20 km marszobiegu.
– Czujesz się jeszcze w miarę sprawny? – słyszę w telefonie głos Stu, obserwującego mój nadajnik na ekranie, kiedy już docieram do samochodu w zapadającej ciemności. – Chyba tak, a co? – Trzeba będzie pomóc obstawić punkt z namiotem, tam gdzie znakowałeś. – Nie ma sprawy, mogę jechać zaraz jak wrócę, tylko odgrzejcie mi coś. Perspektywę piwka w bazie trzeba odłożyć na kilka godzin później...