"Sandra przyspiesz, to ci się przyda!" Złoty Maraton Ambasadorki
Opublikowane w wt., 21/07/2020 - 09:17
Wspaniale jest znowu wrócić do pisania relacji z zawodów. Rok 2020 jest wyjątkowy, koronawirus pokrzyżował wszystkim sezon startowy. Organizatorzy powoli wracają do organizacji zawodów. Wiele z nich zostało odwołanych bądź odbywała się wirtualnie jednak coraz więcej imprez potwierdza swoje odbycie w normalnej odsłonie.
Nie ukrywam z napięciem śledziłam cała sytuację, z coraz większym bólem czytałam które straty zostały odwołane. Jednak mój główny cel na ten rok czyli Dolnośląski festiwal biegów górskich został potwierdzony.
Start w Złotym Maratonie miał być moim najdłuższym dystansem, debiutem na królewskim dystansie. Stres był ogromny ale wiedziałam, że solidnie przepracowałam cała kwarantannę- były sprinty, podbiegi, schody, długie wybiegania i góry. Przed startem trener Tomek poukładał mi wszystko w głowie, dał dobre rady przedstartowe, kilka tricków przydatnych na trasie.
Pora ruszać!
W Lądku meldujemy się już w piątek. Od razu kierujemy się do biura zawód które naprawdę bardzo profesjonalnie i sprawnie obsługiwało zawodników. Po odebraniu pakietów był więc czas na przedstartowy odpoczynek.
Startujemy o 7:24, razem z Dominika szykujemy ubrania, nr startowy oraz chip, przekąski i izotonik, omawiamy strategię której głównym założeniem jest: razem od startu do mety!
Po szybkim śniadaniu udajemy się w okolice startu, decydujemy się na zmianę stroju. Wchodząc do strefy startu zaczyna padać deszcz który ma nam towarzyszyć przez najbliższe kilkanaście kilometrów. Na starcie spotkamy Natalię - ambasadorkę Festiwalu Biegowego. Dostaję porządny kopniak motywacyjny. Start odbywa się indywidualnie co 10 sekund. Najpierw ja, później Dominika.
Na powitanie czeka nas długi podbieg i... schody. W tamtej chwili dziękowałam za każdy trening na schodach na których słyszałam "Sandra przyspiesz, to Ci się przyda". Deszcz pada coraz mocniej a na naszej drodze coraz więcej błota. Narazie podejścia nie są mocno wymagające i jest dużo wypłaszczeń.
Pojawia się wyczekiwana droga w dół jednak jest bardzo wąsko i bardzo błotniście- i znowu jak dobrze, że posłuchałam trenera i wzięłam kijki. Pilnuje żeby pić regularnie i jeść. Na trasie jest wiele powalonych drzew. Do pierwszego punktu dobiegamy poniżej założonego czasu. Według wskazówek uzupełniam tylko izotonik, biorę jedzenie do ręki i ruszamy dalej. Cały czas deszcz pada. Dzwonię szybko odmeldować się mojemu mężowi- wiem, że cały czas śledzi nas online. Zaskakuje go nasze tempo.
Kolejny punkt za 13 km, tutaj jest już ciężej. Deszcz powoli odpuszcza ale na naszej drodze bardzo ciężkie podejście. Mgła, wkoło cisza i tylko biegacze wspinający się do góry. W końcu coś co z Dominiką lubimy najbardziej - droga w dół. To tutaj najwięcej nadrabiamy. Na jednym ze zbiegów łapie mnie skurcz - shot magnezu i lecimy dalej. Niestety chwilę później zaczyna boleć mnie kolano musimy przejść do marszu. A w głowie zaczynają się rozterki co dalej.
Wybiegamy z lasu na parking w Złotym Stoku, pojawiły się wyczekiwane promienie słońca. Na drugim punkcie jest kolejka ale musimy uzupełnić wodę. Stajemy w kolejce, wolontariusze sprawnie pomagają biegaczom a jednocześnie nie pozwalają na zbyt długie pozostawanie na punkcie.
Biegniemy dalej kolejne 10 km przed nami tam będzie czekała na nas ekipa wsparcia. Dla mnie to najgorsze podejście- nie było ciężkie technicznie ale było długie a kolano bolało coraz bardziej. Pisze do trenera co robić i postanawiam, że na punkcie zdecyduje czy biec dalej. Po drodze pomaga mi biegacz który pokonuje trasę K-B-L trochę odpuszcza ból. Tabletki przeciwbólowe też zaczynają działać i w końcu mamy zbieg, bardzo szybko go pokonujemy, zatrzymujemy się przed punktem.
Skoro dotarłam już tutaj to choćby na kolanach to dotrę do tej mety. Ostatnie uzupełnienie zapasów, zmiana skarpetek, Filip i Kacper życzą nam powodzenia, ciśnieniu dalej. Pomimo dystansu nie czuje dużego zmęczenia, staram się skupić na drodze, świeci słońce a my mijamy kolejnych biegaczy. Rozmawiam chwilę z mężem - dodaje mi otuchy mówi, że jest ze mnie dumny.
Zagaduje nas biegacz z K-B-L i tak mijają nam kolejne kilometry. Pokonałyśmy ostatnie podejście teraz już ostatnia prosta.
500m przed metą znowu spotykam Natalie- uściski, gratulacje, słychać już metę. Przy drodze pojawiają się kibice, dobiegamy do strefy mety, razem pokonujemy jej linie. Tak jak założyłyśmy od startu do mety razem.
Wolontariuszka wiesza medal na mojej szyi- zrobiłam to! Pokonałam swój pierwszy dystans maratoński i to w górach. Na mecie znajomi witają nas szampanem. To był kawał dobrej roboty.
Po dotarciu na metę czułam zmęczenie ale miałam lekki niedosyt czyli wybrałam dobry dystans do którego byłam przygotowana.
Zważywszy na okoliczności, bieg był wspaniałe zorganizowany i przygotowany.
Sandra Pawlik-Niedziela, Ambasadorka Festiwalu Biegów