Zimowy TUT w wydaniu wiosennym. Świerc kibicował i asystował żonie, Sikora i Arseniuk wygrywali 68 km. Przyjadą do Krynicy [ZDJĘCIA]
Opublikowane w pon., 18/02/2019 - 17:09
– Biegłem tu trzeci raz, ale po raz pierwszy postanowiłem odpuścić ściganie na początku. Najpierw byłem około 20 miejsca, potem bardzo powolutku przesuwałem się do przodu. Postanowiłem nie popełnić błędu sprzed roku, kiedy pogoniłem od startu tak, że biegłem nawet przed Gediminasem Griniusem i Dominiką Stelmach. Można się łatwo domyślić, jak się to skończyło: na 44 km mnie odcięło i do mety prawie czołgałem się na czworaka – śmiał się Sebastian Sikora. – W tym roku za to, mięśniowo było super, na mecie czułem się tak, że mógłbym pobiec jeszcze raz.
Linii mety Sebastian Sikora nie pokonał jednak sam. Przybiegł z innym gdynianinem Przemysławem Szaparem. – Jesteśmy dobrymi kolegami, razem trenujemy, chodzę na prowadzone przez Przemka zajęcia ogólnorozwojowe. Przebiegliśmy wspólnie całą trasę i metę też pokonaliśmy razem. Nie bardzo wiem, na dobrą sprawę, dlaczego ja wygrałem, a Przemek był drugi… Powiedzmy więc, że wygrałem, ale wspólnie z nim – uśmiecha się i opowiada jak i kiedy „zgubili” rywali.
– Z drugiego punktu żywieniowego, na 44 kilometrze, wybiegliśmy we czterech. Plan był taki, żeby wtedy przycisnąć i rzeczywiście, „depnęliśmy” z Przemkiem. 10 kilometrów dalej mieliśmy już 15 minut przewagi nad kolegami – relacjonuje Sebastian Sikora. A na zakończenie rozmowy mówi, że na pewno zobaczymy się we wrześniu w Krynicy. – Przyjadę na Festiwal Biegowy i wystartuję w Biegu 7 Dolin. To jeden z najbardziej prestiżowych biegów na 100 kilometrów i bardzo chciałbym się z nim zmierzyć – zapowiada.
Rywalizację kobiet w TUT 68 km wygrała Anna Arseniuk. Nie zdziwiłoby to nas, gdybyśmy w sobotni wieczór nie spotkali biegaczki z Torunia na ulicy i nie usłyszeli od niej, że jest „świeżo po kilkumiesięcznej kontuzji, a poza tym przeziębiona i osłabiona”. – Do niczego się na razie nie nadaję – mówiła. Te same słowa Ania powtórzyła w rozmowie po biegu. – Dalej się do niczego nie nadaję. Do tego stopnia, że wracam do domu i kładę się do łóżka, żeby się wreszcie wyleczyć. Trzeba mi teraz trochę rozsądku – mówiła ze śmiechem.
– Jeszcze we wtorek miałam zastrzyk w więzadło stawu skokowego, które od sierpniowego Ultra Mazury nie jest na chodzie. Zrobiłam wtedy straszną głupotę, bo od 13 kilometra biegłam do mety tej „setki” ze skręconą kostką i dużym bólem. Wygrałam, pobiłam rekord trasy, potem cały czas bolało, a ja jeszcze coś tam biegałam, startowałam, nawet wygrywałam, chociaż bardziej głową niż nogami – opowiada. I przyznaje się do jeszcze jednej, nierozsądnej decyzji: - Chyba biegłam dzisiaj z gorączką, przez 20 kilometrów wypociłam się solidnie, cała płonęłam, dopiero między 40-50 km i na samej końcówce biegło mi się w miarę komfortowo. Fajnie, że dystanse łączyły się ze sobą na ostatnim odcinku, bo byłabym na trasie sama, miałam sporą przewagę. Inaczej by było, gdyby na 68 km wystartowała zapowiadana Małgorzata Pazda-Pozorska, trzymałybyśmy tempo i byłoby fajne ściganie. Nigdy jeszcze nie miałyśmy okazji rywalizować ze sobą na długim dystansie, jedynie na półmaratonie. A ona w długich biegach ma piękne dokonania! – docenia potencjalną rywalkę Anna Arseniuk.
Zwyciężczynię TUT 68 km też (podobnie jak Sebastiana Sikorę) być może zobaczymy w Krynicy na trasie Biegu 7 Dolin 100 km. – Jesień mam jeszcze niezaplanowaną biegowo, dlatego, że dużo pracuję także w weekendy. A wrzesień mam zwykle bardzo pracowity. Ale jeśli tylko będę miała wolny weekend festiwalowy, a forma mnie nie opuści, to możemy się spotkać w Krynicy. Dawno już tam nie startowałam – śmieje się Anna Arseniuk.