Złoty znak jakości dla DFBG - przyznaje Paweł Pakuła. Ale "ściganie trwało krótko"
Opublikowane w wt., 26/07/2016 - 08:54
DFBG – ode mnie złoty znak jakości!
Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich bardzo mi się spodobał. Pod względem rozmachu i jakości organizacji dorównuje mu chyba tylko krynicki Festiwal Biegowy.
Trudno mi się wypowiadać o biegach, w których udziału nie brałem, dlatego kończąc dodam jeszcze tylko kilka słów o „mojej” trasie.
K-B-L liczący 110 km i jak na górski bieg ultra na takim dystansie jest stosunkowo łatwy. Przewyższeń nie jest dużo, góry nie są wysokie, podejścia nie są długie. Najwyższe jest w Górach Stołowych, ale robimy je na początku, więc na świeżo i trudno tu umierać. Środek biegu jest mało górzysty i tu można pocisnąć. Jednym z trudniejszych miejsc mogą być okolice 80. kilometra, konkretnie podejście z Barda na pobliską Kalwarię i Kłodzką Górę. Może nie bardzo wysoko, ale jak na tę trasę dosyć stromo i można się zziajać. Podchodzimy, dyszymy i co rusz mijamy pobudowane przy ścieżce stacje drogi krzyżowej. Kto tu był zadziabany i podchodził z jęzorem na brodzie temu owe stacje drogi krzyżowej mogły wydawać się zupełnie bliskie.
Szlak, po którym biegniemy jest z wyjątkiem kilku miejsc stosunkowo łatwy technicznie. Strome zbiegi pełne kamieni i korzeni zdarzają się sporadycznie. Większość trasy to szerokie ścieżki pokryte ziemią i drobnymi kamykami. W tegorocznej edycji w wielu miejscach można było odważnie zbiegać gdyż większość szlaku była sucha i zapewniała dobrą przyczepność. Można było pocisnąć. Błotne kałuże należały do rzadkich widoków.
Jedynym, co ogranicza stosunkowo dużą szybkość trasy jest fakt, że ci szybcy większość pokonają nocą. A wtedy, nawet na niezbyt trudnej ścieżce trzeba bardzo uważać.
Czy krajobrazy zapierały dech w piersiach? Nie oszukujmy się, lokalne góry są niskie i trudno je porównywać z wysokimi Tatrami nie wspominając już o takich zwalających z nóg pejzażach, jaki ujrzeć można na Lavaredo czy w Alpach. Tu biegło się najczęściej po lesie. Miejscami są odcinki poprowadzone obrzeżem lasu lub po łąkach. Pewnie najbardziej malowniczym byłby odcinek w Górach Stołowych, lecz ten pokonywany nocą, w świetle latarki błyskającej w korytarzach pomiędzy wielkimi głazami kojarzył się bardziej ze scenami z filmu „Blair Witch Project” niż a romantycznymi pejzażami gór.
W sumie było jednak ładnie, zwłaszcza, że pogoda dopisała. Podobało mi się bardzo organizacyjnie, spodobała mi się także trasa. Polecam Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. Trasę K-B-L może nie koniecznie na pierwsze górskie ultra, ale na pierwsze na dystansie około 100 km już jak najbardziej.
Paweł Pakuła