"Zupki z torebki smakowały jak jedzenie z najlepszej restauracji" Ambasador o Kieracie 2014 [ZDJĘCIA]

 

"Zupki z torebki smakowały jak jedzenie z najlepszej restauracji" Ambasador o Kieracie 2014 [ZDJĘCIA]


Opublikowane w pt., 30/05/2014 - 13:19

Cenna lekcja

Czwarty punkt  wiązał się z ostrym podejściem pod górę  optymalną trasą był jednak prowadzący na nią szlak, także po godzinie byliśmy już na miejscu. Następny punkt był zlokalizowany stosunkowo blisko  sztuka dotarcia do niego polegała jednak na odbiciu ze szlaku w odpowiednim miejscu. Wypatrzyliśmy gdzieś ludzi ze znajomej grupy z początku biegu i to ich postanowiliśmy się znowu trzymać. W pewnym momencie skręciliśmy w lewo, ale po kilkunastu minutach stwierdziliśmy, że chyba jednak za wcześnie. Chcąc wrócić najszybszą drogą dostaliśmy się w bardzo gęsty las, przez który przedzieraliśmy się kilkanaście kolejnych minut, by wyjść od drugiej strony miejsca z którego pierwotnie zboczyliśmy.

To była dla mnie druga ważna lekcja biegów na orientację, że lepiej postać 10 minut dłużej z mapą niż przedzierać się pół godziny przez chaszcze. Ostatecznie dotarliśmy do punktu piątego ze świadomością, że czeka nas podejście pod jeden z 3 szczytów, jakie podczas tego maratonu przyjdzie nam zdobyć. O Lubaniu już wcześniej słyszałem, że ma bardzo strome podejścia, a tej nocy przekonałem się o tym na własnej skórze.

To był dla mnie jeden z najtrudniejszych fragmentów trasy  organizm domagał się snu, wokół ciemna noc (na szczęście bardzo ciepła), a my po śliskich liściach usiłowaliśmy wznieść się ponad 1200 metrów n.p.m. Ze świadomością, że potem już będzie z górki, oraz że na następnym punkcie będzie ciepła herbata i gorące kubki jakoś daliśmy radę i o 2:30 zameldowaliśmy się na szczycie.

Rosołki, barszczyki, żurki z... torebki

Teraz czekało nas zejście do Ochotnicy Górnej, gdzie był zlokalizowany 7. punkt z ciepłymi napojami. Ten odcinek trasy miał być jednym z przyjemniejszych, jednak połamane drzewa tarasujące przejścia bardzo dały się we znaki i uniemożliwiły płynne zbieganie. Co chwilę trzeba było „gimnastykować” się przechodząc przez złamane drzewa dołem, górą albo bokiem, w zależności od preferencji. Kiedy dotarliśmy na siódmy punkt było już jasno a serwowane barszczyki, rosołki oraz żurki z torebki smakowały jak dania serwowane w najlepszych restauracjach.

Troszeczkę odpoczęliśmy w promieniach wstającego poranka i rozpoczęliśmy podejście pod drugi szczyt do zdobycia – Gorc o wysokości 1228 m n.p.m. Na punkcie zameldowaliśmy się o 7:40, a ja w myślach miałem już tylko zbieg do miejscowości Rzeki i sklep, w którym miałem zamiar się zaopatrzyć w jedzenie i picie, gdyż moje zapasy właśnie się skończyły.

Punkt 9. zlokalizowany na przełęczy Przysłopek osiągnęliśmy dosyć szybko i dowiedzieliśmy się, że pierwszy na nim zameldował się Maciej Więcek, który jak się potem okazało był pierwszy również na mecie. Nas czekało jeszcze odwiedzenie trzech punktów, z czego pierwszym był najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego – Mogielica (1171 m n.p.m.). Jak większość ludzi wybraliśmy troszkę dłuższy, za to bezpieczniejszy wariant przejścia żółtym szlakiem. Na szczycie pamiątkowe zdjęcie z charakterystyczną wieżą w tle i zapisanie w pamięci spostrzeżenia – „pięknie tutaj jest, muszę odwiedzić to miejsce jeszcze w tym roku”.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce