Andrzej Gondek o starcie na Gobi: „Nie będę szarżował. Natomiast...”
Opublikowane w pt., 30/05/2014 - 13:49
Przyglądając się Pana bagażowi stwierdzam, że zabiera pan absolutne minimum sprzętu i prowiantu.
Zgadza się. Wszystko w zasadzie spakowałem do bagażu podręcznego, bo organizatorzy uprzedzili nas, że różne rzeczy dzieją się z bagażami podróżujących z Pekinu do Bole. A kto nie będzie posiadał kompletnego wyposażenia, po prostu nie pobiegnie. W plecaku mam wszystko to, co wymaga organizator – m.in. ubrania na różne warunki atmosferyczne, środki przeciwbólowe, kompas i lusterka. Jest też oczywiście suszone jedzenie. Dodatkowo zapakowałem np. igłę i dratwę, gdyby trzeba było naprawiać buty, czy klej kropelka. Kijków nie mam. Oczywiście to wszystko wymaga przepakowania, bo wieziemy oryginalne opakowania, żeby uniknąć problemów na granicach. Mam z sobą wagę spożywczą, będziemy z chłopakami pilnować każdego grama. Im mniej, tym lepiej. Fajnie byłoby zejść z wagą plecaka do 8 kilogramów. Najlepsi biegają z plecakiem o wadze 6 kg.
Zaglądał pan rywalom do plecaka? Wszyscy uczestnicy sobie pomagają, tak mówili pana koledzy...
Tak, ale nie w takich szczegółach. Rozmawiamy ze sobą podczas zawodów, ale nikt nie zdradza swoich tajemnic. To takie pustynne know-how, przepis na sukces. Poza regulaminowymi rzeczami, takimi jak np. rezygnacja z opakowań aluminiowych, na pewno będę chciał ograniczyć ilość kalorii w plecaku – nie 2500, a może 2200-2300 kilokalorii dziennie. Mam nadzieję, że będzie taka ilość „paliwa” wystarczy mi do mety.
Jak to było z tym zabranym paszportem?
(śmiech) Po emisji reportażu o nas w telewizji, a także projekcji i naszej dyskusji z widzami filmu o Saharze na Planet Docs, moja żona zaczęła odbierać telefony od koleżanek z pytaniem „Co ten twój mąż robi?!”. I zareagowała. Najpierw chciała mnie uziemić przywiązując do kaloryfera, ale gdy uświadomiła sobie, że i z takim ciężarem mógłbym pobiec w Chinach, postanowiła schować mi paszport. Plan zrealizowała, bo nie mogłem odebrać go od kolegi Marcina (Żuka), który załatwiał nam wizy. Paszport odzyskałem 5 minut przed wyjazdem na Okęcie, obiecałem, że wrócę cały i zdrowy.
Czyli nie będzie pan szarżował...
Tak należałoby do tego podchodzić, ale to jest rywalizacja. Adrenalina. Oczywiście będziemy się kontrolować, pilnować, że najzwyczajniej nie przegiąć. Natomiast... (śmiech).
To jeszcze dopytam o waszą podróż do Pekinu i dalej do Bole. Co będziecie robić przez te 21 godzin w samolocie? Widziałem tylko 1 książkę w waszych walizkach...
Mamy laptopy, więc coś będziemy działać, pewnie pracować. Lecimy nocą, więc pewnie będziemy też spać, żeby nie być całkiem padniętym w piątek. Mamy przesiadkę w Urumqi – 6 godzin oczekiwania, a to jest problem, bo tydzień temu był tam zamach terrorystyczny, w którym zginęło 31 osób o doradzono nam by nie opuszczać terenu lotniska. Więc pewnie będziemy kwitnąć w hali przylotów i czekać na lot do Bole.
Powodzenia!
Rozmawiał Grzegorz Rogowski
fot. Archiwum Team 4 Deserts Polska