Jerzy Górski: „Potrzebujemy w życiu dowartościowania”

 

Jerzy Górski: „Potrzebujemy w życiu dowartościowania”


Opublikowane w sob., 03/05/2014 - 23:41

Dwanaście lat przerwy od aktywności fizycznej to długo dla zawodnika. Jak do tego doszło, że nie uprawiał pan sportu nawet rekreacyjnie, dla przyjemności?

Nie ćwiczyłem. Miałem różne problemy zdrowotne, kilka wypadków w przeszłości, które miały swoje konsekwencje. Na pewnym etapie tak mocno uszkodziłem stopę, że praktycznie uczyłem się chodzić od nowa, a i tak nie biegam tak, jakbym chciał. Firma, praca, obowiązki, no i się fizycznie pogubiłem. Nie było motywacji, nie było celu sportowego. W pewnym momencie zapragnąłem powrotu. Zdałem sobie sprawę, że trzeba coś robić po tej 12-letniej przerwie, rozregulowaniu całego organizmu. Przytyłem, ważyłem 96km i uznałem, że najlepszym lekarstwem będzie ruch i powrót do tego, co kiedyś dało mi nowe życie, satysfakcję i siłę. Pomyślałem „o cholera, jeszcze w życiu nie startowałem na mistrzostwach świata”. Dlaczego więc nie zrobić tego teraz, gdy kończę sześćdziesiątkę.

Jak wyglądają przygotowania do startu?

Od roku sobie trochę trenuję. Schudłem już 14,5 kg. Zrzucam po kilka gram, systematycznie. Nie wariuję, nie stosuję super diet. Chudnę wysiłkiem fizycznym i mniejszym dowozem jedzenia do pieca. Więcej spalam niż dodaję i konsekwentnie, każdego miesiąca, ileś tam gram tracę. Biegam 25-35km tygodniowo. Trzy razy w tygodniu chodzę na basen. Teraz np. jestem w drodze na siłownię, a potem mam 2,5 km do przepłynięcia. Jakiś tam rower dzisiaj też zrobię. Przygotowuję się zupełnie na luzie, spokojnie, bez wariactw. 4-5 razy w tygodniu się ruszam, tak to nazwijmy.

Pierwszy trening po 12 latach przerwy musiał być trudny?

Było bardzo ciężko. Poszedłem do parku, tam, gdzie kiedyś biegałem po trasie z dwoma lekkimi wzniesieniami na dystansie 1 km. Potrafiłem ją zrobić w tempie 3:03, 3:04, może więcej zależnie od tego, co akurat trenowałem, ale na pewno poniżej 4 minut. A tymczasem na tym pierwszym treningu, nie dość że było ciężko, płuca omal mi nie pękły, to jeszcze patrzę, a ja tu czas 7:20 zrobiłem. Myślałem, że to nie jest możliwe, jeszcze raz sprawdziłem i nie chciało być inaczej. Zdałem sobie sprawę, że trzeba wymazać te wszystkie stare rekordy, czasy, treningi i zacząć od nowa. Powiedziałem sobie: „jesteś w takim miejscu, masz taką wydolność, więc musisz zacząć w tym punkcie i zostać swoim trenerem”. Zacząłem spokojnie i z każdym miesiącem było trochę lepiej i jeszcze trochę lepiej i w dalszym ciągu jest co raz lepiej.

W czasie tej przerwy stał się bardziej organizatorem imprez niż triatlonistą?

Można tak powiedzieć. Od 13 lat prowadzę własną firmę „ Sport Górski - Jerzy Górski”. Organizację w różnym zakresie, w częściach lub w całości imprezy. Posiadam do tego sprzęt, doświadczenie i współpracują ze mną doskonali ludzie. Tym się zajmuję na co dzień. Organizując imprezę dla kogoś, zawsze podchodzę do tego tak, jakby to było moje. Nigdy żadnej imprezy nie potraktowałem tak, że przyjechałem, wykonałem zadanie i postawiłem znaczek „zrobione”. Każda zorganizowana przeze mnie impreza, staje się po części moją imprezą. Takie podejście spowodowało, że właściwie non stop byłem w pracy. To nadal tak wygląda, chociaż trochę zmieniłem kierunek. Mam też swoje własne imprezy. Co raz mniej, chociaż nadal bardzo dużo, pracuję w Polsce. Nie biorę już wszystkiego na swoje barki, bo to już nie ten czas.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce