Jerzy Górski: „Potrzebujemy w życiu dowartościowania”
Opublikowane w sob., 03/05/2014 - 23:41
Pana imprezą jest m.in. Cross Straceńców. Jak pan wpadł na pomysł zorganizowania 4 lata temu biegu na torze motocrossowym?
Ten pomysł nie powstał wcale 4 lata temu. Jest ze mną od 1990 roku. Wtedy wystartowałem w Biegu Śmierci, czyli w Western State Endurance Run, który jest rozgrywany na szlaku poszukiwaczy złota. Ten bieg był dla mnie bardzo ważny, tam najlepiej poznałem siebie. Pojechałem tam z nastawieniem, żeby wygrać srebrną klamrę. Zwycięzca dostaje dużą klamrę ze szczerego złota, natomiast srebrną dostawali na mecie ci, którzy ukończyli zawody w czasie poniżej 24 godzin. Biegłem z myślą, że tę klamrę mam już w kieszeni. Cały czas byłem w czołówce. Niestety, gdybym wcześniej nie popełnił dwóch błędów, prawdopodobnie byłoby bardzo, bardzo dobrze, a tak modliłem się po prostu, żeby dojść do mety i udało mi się to. Ostatnie 25 km to było ponad 8-godzinne czołganie się do mety, ale żadna impreza nie dała mi takiej mocy, jak właśnie ta. Nawet zwycięstwa w triatlonie miały inną wartość.
Tamte przeżycia zostały mi w pamięci, a życie leciało. Powracała do mnie myśl, żeby zorganizować, może nie Bieg Śmierci, ale imprezę, w której na mecie każdy będzie miał cholerną satysfakcję i radość z pokonania tej trasy. I to się udało. Obejrzałem film, który zrobiła TVP na tegorocznym Crossie i dopiero usłyszałem wypowiedzi uczestników. Oni już planują następne starty w Crossie, chociaż na trasie była zupełna masakra.
Dlaczego Cross Straceńców stał się tak popularną imprezą?
Wszyscy potrzebujemy w życiu dowartościowania. Jeżeli człowiek ma poczucie, że coś zrobił, coś pokonał, siebie lub trudności, to łatwiej mu żyć. Ja bym zwariował już wiele razy, gdybym nie miał swojej pasji. Dzięki temu jestem szczęśliwym człowiekiem. Ja właściwie nie pracuję, realizuję swoje marzenia i pasje. Dla mnie to jest jeszcze wielka satysfakcja, a przy tym zarabiam na rodzinę i na siebie. W życiu trzeba mieć coś swojego. Dla mnie wartością jest praca, rozwiązywanie problemów. One mnie mobilizują. To jest fantastyczne, że nie poddajemy się i próbujemy. Sport dał mi wewnętrzną siłę. Nawet, kiedy nie trenowałem, to miałem to gdzieś w głowie, to mi pozwalało realizować projekty.
Od czasu pana terapii w Monarze minęło już 30 lat, ale nie zapomniał pan o tym ośrodku i co roku zaprasza pan osoby na terapii do udziału w tym biegu?
Z Crossem stało się coś dziwnego. To już nie jest zwykła impreza dla sportowców. Oczywiście są sportowcy, jest ranga mistrzostw, ale startują też ludzie, którzy nigdy w życiu nie pomyśleli, że będą biegać. Zaczęli trenować od początku roku na naszych treningach. Zaczęli marszem, później truchtem, potem marszobiegiem i najważniejsze, że w czasie biegu dotarli do mety. Na trasie są ludzie z Monaru. To może być dla nich również jakimś celem, o który trzeba zabiegać. Trzeba się przygotowywać, trochę może zmienić jedzenie, może zacząć się interesować treningiem. Cross Straceńców to wydarzenie społeczne. W takim sensie, że na ulicy, każdy gdzieś ucieka do swoich spraw, a tu są rozmowy, gratulacje, śmiech, pokonywanie przeszkód. Stworzyła się specyficzna atmosfera. Trudy trasy i radość z jej pokonania mają niesamowitą siłę oddziaływania na ludzi. Cross może być resocjalizacją, terapią, zwycięstwem nad sobą, integracją z innymi.
Planuje pan zmiany w Crossie Straceńców?
Cross stał się już wizytówką miasta i każdemu daje coś innego. Nie chcę go zmieniać, chociaż na pewno jakieś ulepszenia, jakieś nowości będą
Czy ma pan plany zorganizowania nowych imprez?
Jestem naładowany wieloma pomysłami, ale jestem też realistą. Mam super zespół, złożony z pasjonatów. Od wielu lat wspólnie organizujemy różne rzeczy. Są pomysły, ale jeszcze za wcześnie, by o nich mówić.
Rozmawiała Ilona Berezowska
Jerzy Górski - ur. 4.12.1954 w Aleksandrowie.
Mistrz świata w podwójnym triathlonie (1990), 100 Miles on Day, New York Marathon.
Laureat Nagrody: za Wybitne Osiągnięcia dla Polskiego Sportu i nagrodzony Olimpionik.
Założyciel i prezes Centrum Sportowego "Głogowski Triathlon" (1992)