Z Monaru po zwycięstwo w Crossie Straceńców. „Z nałogu można się wyrwać” [ZDJĘCIA]
Opublikowane w śr., 30/04/2014 - 14:46
Jakub Kuziel jest neofitą. Właśnie odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w Biegu Srebrnym w Crossie Straceńców, udzielił nam swojego pierwszego wywiadu w życiu, a od kilki tygodni uczy się życia poza Monarem. I dobrze mu idzie.
Wszystko robi pan po raz pierwszy, ale to nie był pana pierwszy start w Crossie Straceńców?
W Crossie biegłem także rok temu. Brałem wtedy udział w Biegu Złotym na dystansie 15km. Poszło mi świetnie, tyle że z jakiegoś powodu nie zatrzymałem się na mecie i pobiegłem jeszcze jedno okrążenie, nadmiarowo. Koledzy żartowali ze mnie cały rok, że teraz powinien zabrać kogoś do liczenia okrążeń.
W tym roku wybrał pan krótszy dystans?
W Crossie wystartowaliśmy we czwórkę. Wszyscy reprezentowaliśmy Monar. Ja już od paru tygodni nie mieszkam w ośrodku, ale koledzy jeszcze tam zostali. Zachęciłem ich do biegania, a właściwie ich tym zaraziłem. Jeden z nich biega już 8 miesięcy. Teraz oni namawiają innych. Na Cross zostaliśmy zaproszeni przez pana Górskiego – on też się kiedyś leczył, tak jak my.
Czy po biegu koledzy byli zadowoleni, czy może mówili, że już nigdy więcej nie dadzą się panu namówić na start?
Raczej im się podobało. Cieszyli się ze zwycięstwa i medali, bo drużynowo też byliśmy pierwsi. Myślę, że za rok też tu pobiegniemy.
Od czego zaczęło się pana bieganie?
Zacząłem biegać jakieś 1,5 roku temu, a może dwa lata temu. Pierwszy mój bieg wyglądał tak, że kolega przygotowywał się do maratonu, więc pobiegłem z nim na trening. Miał w planie 10km. Postanowiłem, że muszę przebiec te 10km i się nie zatrzymywać. Dałem radę i od tamtej pory się nie zatrzymuję. Początkowo traktowałem bieganie jako mój sposób na stres związany z pobytem w ośrodku, ale spodobało mi się i stało się sposobem na życie.
Czy zanim zaczęły się narkotyki, uprawiał pan jakiś sport?
Moje problemy zaczęły się bardzo wcześnie, byłem jeszcze dzieckiem. Zacząłem mieć kłopoty z narkotykami, prawem, szkołą. Nie uprawiałem sportu. Miałem słomiany zapał. Byłem na jednym treningu karate. Zacząłem nawet biegać w klubie, bo biegał tam mój kolega, ale też skończyło się na dwóch treningach. Tak wyglądała moja kariera sportowa.
Jak pan trafił do Monaru?
Byłem w kiepskim stanie. Trzeba było podjąć jakieś decyzje, odpowiednie kroki, jakąś walkę. Szukałem rozwiązania. Kolega wspomniał o ośrodku. Zacząłem terapię. Nie od razu się udało. Po roku wróciłem do domu i do kłopotów.