Piotr Łobodziński: „Celuję w mistrzostwa świata”
Opublikowane w wt., 23/12/2014 - 11:41
Jak wygląda trening biegacza schodowego?
Nie różni się w zasadzie od treningu biegacza długodystansowego. Tygodniowo pokonuję od 80 do 100 kilometrów, zimą czasami nawet 120, 140. To, co mnie różni od biegaczy ulicznych, to treningi na schodach. To taki trening interwałowy, powtórzeniowy. Na przykład 15 wbiegnięć na 10. piętro, a 6 razy na 28. piętro jakiegoś biurowca w Warszawie. Dwa takie treningi siłowe sprawiają, że mogą zrezygnować z trenowania podbiegów.
No i rower. Czy to bardziej rekreacja i środek transportu?
Rekreacja coraz mniej. W zasadzie to tylko środek transportu, a przy okazji lekki trening, taki powiedzmy rozruch. Tym rowerem nie jeżdżę jakoś strasznie szybko. Ot, tak, żeby się nie spocić. Zresztą zima jest łaskawa dla rowerzystów,
Jest jakaś specjalna dieta biegacza schodowego? Czy standardowa dieta sportowca - ryby, makaron i kurczak?
Normalna zdrowa polska dieta. Nie liczę, ile zjadam węglowodanów, staram się jeść z rozsądkiem - ograniczać słodycze czy napoje gazowane, kebaby czy mcdonaldy. Dużo warzyw, owoców. Moja naczelna zasada to nie przejadać się - nie opychać się jakimiś ciasteczkami między posiłkami. Jak się pojawia głód, wtedy jem coś konkretnego. Pewnie mam rezerwy w tym temacie. Jak się zatrzymam w rozwoju, to będę dopasowywał dietę - rano jakieś płatki, owsiankę wyliczoną na 200 czy 300 gramów. Ale na razie tego nie kalkuluję, ile węglowodanów będę potrzebował dziś, a ile jutro. Jem z rozsądkiem. Nie planuję - tego dnia zjem to, a tego tamto. Mam ochotę na płatki to je zjem, a jak nie to co innego.
Mam też rezerwy jeżeli chodzi o trenera, bo sam nim dla siebie jestem. Obecnie sam się przygotowuję do startów, ale poznałem już dobrze swój organizm i wiem na co mnie stać. Zacząłem jednak prowadzić dzienniczek biegowy i jak kiedyś poczuję, że potrzebuję trenera, to mu pokażę jak się przygotowywałem. Na razie jednak go nie potrzebuję, bo idzie mi całkiem dobrze.
Jak wygląda pańskie roztrenowanie po sezonie?
Już nie wygląda, bo je zakończyłem. Po ostatnim starcie w Hong Kongu zrobiłem sobie 10 dni wolnego. Moje roztrenowanie polega na tym, że przerwałem bieganie. Na szczęście nie miałem żadnej kontuzji, nie musiałem chodzić na żadne zabiegi na fizjoterapeuty czy się leczyć. Postawiłem na odpoczynek mentalny, żeby złapał głód biegania. Trochę też sobie pofolgowałem z jedzeniem. Nie jadłem za dużo, ale nie do końca zdrowo.
Ze względu na psychikę.
Dokładnie tak. W trakcie sezonu mam pewien reżim dietetyczny, ale po sezonie mam prawo sobie od niego odpocząć. Mogę się wtedy napić wina czy piwa. Ale dodatkowa waga to nie jest problem. W ciągu dwóch tygodni treningowych ten kilogram zrzucę, odrobina sadełka na święta nie jest przeszkodą.
Jak wyglądają pańskie przygotowania do sezonu? Buduje pan bazę, ładuje akumulatory?
Tak, stosuję starą polską szkołę. Zimą buduję bazę - robię więcej kilometrów. Cel to baza tlenowa. Do tego siłownia, sztanga, przysiady, mięśnie brzucha, ramion.
Jakie plany na nowy sezon?
Dopinam poszczególne elementy planu startowego. Szczyt formy chcę zbudować na marcowe Mistrzostwa Świata w bieganiu po schodach w Ad-Dausze w Katarze. Z pewnością będę miał napięty grafik.
Myśli pan o jakimś starcie na płaskim? Może jakiś maratonik?
Maratonik z pewnością nie. Na pewno nie raz wystartuję na 5 czy 10 kilometrów - w Biegu Chomiczówki czy w Falenicy. Mam zresztą cel na przyszły rok. Zamierzam zejść na 10 kilometrów poniżej 30 minut (obecny rekord to 30:41 - przyp.red.). Wierzę, że się to uda, ponieważ z każdym rokiem poprawiam swój rekord na tym dystansie o około minutę.
Jakie ma pan życzenia noworoczne?
Takie jak każdy sportowiec - żeby zdrowie dopisywało. Wtedy będzie dobrze. Tego życzę zresztą nie tylko sobie, ale i wszystkim zawodnikom.
Rozmawiał Łukasz Zaranek
fot. Archiwum
Strony
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5