Szakale wyją w sierpniu – 5. Wycie Szakala o Północy

 

Szakale wyją w sierpniu – 5. Wycie Szakala o Północy


Opublikowane w ndz., 14/08/2016 - 10:49

Szakale wyją w sierpniu – łódzcy biegacze wiedzą o tym od pięciu lat. W nocy z piątku na sobotę 12/13 sierpnia klub Szakale Bałut po raz piąty zorganizował sztafetę Wycie Szakala o Północy. Lokalizacja tradycyjna – górka śmieciówka na Rogach, na skraju Lasu Łagiewnickiego, z piękną panoramą na oświetlone miasto.

Pomysł na nocną sztafetę urodził się w nocy. Po latach trudno sobie przypomnieć, czy było to podczas nocnego treningu, czy też potreningowego nawadniania, hmm... izotonikami. Na pewno jednak zawody się uczestnikom spodobały, podobnie jak inne szakalowe imprezy: lipcowa dzienna maratońska sztafeta w Arturówku i październikowy Półmaraton Szakala dookoła Lasu Łagiewnickiego.

Tylko w pierwszej edycji strefa zmian znajdowała się na dole. W każdej następnej namiot startu-mety rozstawiony był na szczycie wzniesienia. Tak jest i teraz. O dziesiątej wieczorem na wierzchołku wzgórza stoi 26 silnych, zwartych i gotowych czteroosobowych drużyn. W każdej przynajmniej jedna pani. Za każdą następną kobietę prawo startu dwie minuty wcześniej, z czego niektóre ekipy korzystają.

Tym razem wystawiliśmy aż trzy załogi. Nasza „kenijska” czwórka Biegiem Po Piwo Jasne oraz dwie „rekreacyjne” ekipy – Biegiem Po Piwo Białe i Ciemne. Wszyscy w odpowiednich żółych, białych i czarnych koszulkach. Ci pierwsi – Michał, Dawid, Olek i Natalia – z zadaniem walki o czołowe miejsca. Niżej podpisany wraz z Agą, Jackiem i Jaremą w ekipie Białej, natomiast Monika, Darek, Krzysiek i Igor jako Ciemni.

Niektórzy jeszcze złomotani po niedawnych górskich ultrabiegach, jeden po wczorajszej bolesnej wywrotce, dwóch zawodników dobranych na zastępstwo w ostatniej chwili, ale w końcu ma być zabawa. W naszym punkcie nawadniania, jak przystało na nazwę drużyny, skrzynka piwa. Oczywiście bezalkoholowego, bo w ekipie jest kilkoro kierowców. Ale to po biegu, bo od organizatorów każda czwórka dostała wypasiony pakiet z wodą, izotonikami i słodyczami.

Jak w poprzednich latach, staję na pierwszej zmianie. Ostry zbieg po nierównej ścieżce, światło czołówek i zniczy. Ciasno na starcie, wyprzedzam, na najstromszym odcinku biegnę nawet na czwartej pozycji – tu mogę wykorzystać swoje zbiegowe umiejętności. Tak jak przewidziałem, na wypłaszczeniu tracę kilka miejsc. Podbieg to już ogień w nogach i płucach, choć trzeba zachować trochę sił na kolejne siedem okrążeń. Aga łapie pałeczkę, a ja padam na trawę...

Zmiany pozostałych trojga uczestników wydają się trwać mgnienie oka i już trzeba ponownie ruszać. Pętla ma 610 metrów, a zbieg, wypłaszczenie i podbieg zajmują mniej więcej równe części. Każdy przebiega ją osiem razy, co daje prawie 5 km na zawodnika i niecałe 20 km na drużynę. Stawka się rozciągnęła i prawie całe moje drugie kółko to samotna walka z czasem. Karkołomny zbieg, znicze po obu stronach ścieżki, czuję się jak w kabinie startującego samolotu. Na wypłaszczeniu planowe zwolnienie, początek podbiegu lekkie depnięcie, a górna połowa w trupa. Na szczycie wypluwanie płuc.

Na tej górnej połowie podbiegu rozgrywa się wiele małych finiszów. Każdy ambitnie walczy, chcąc dopaść strefy zmian przed rywalem. Na jednym z okrążeń czuję, że od początku ktoś mi siedzi na ogonie, więc zbiegam bardzo ryzykownie nawet jak na siebie. Przed górką jednak wciąż słyszę oddech konkurenta – a może to już ktoś inny? – który w połowie podbiegu mnie wyprzedza. Koszulka Łódź Kocha Sport, i to jeden z harpaganów z ich najszybszej czwórki, która – uprzedzając fakty – zajmie trzecie miejsce. A ja stary widzewiak, chociaż pokojowy i zaprzyjaźniony z biegającymi ełkaesiakami. No to bratku będziesz miał przyjacielską rywalizację... Siadam mu na ogonie, nie odpuszczam, a przed zakrętem ostatkiem sił wyskakuję do przodu. Na górze przybijamy piątkę. Nie wiem, czy to moje najszybsze okrążenie, ale tak się czuję.

Całe następne kółko uciekam przed moim rzeźnickim partnerem Krzyśkiem z naszej Ciemnej załogi, a kolejne – przed wspinaczkowym kumplem Maćkiem, startującym w barwach organizatorów. Na podbiegu Szakal wyskakuje przede mnie. Dostrzegam jednak, że to nie Maciek, a Andrzej z ich pierwszej czwórki, latający dychę poniżej 35 minut. Nawet nie próbuję trzymać koła...

Nasza Biała ekipa ostatecznie zajmuje 19. miejsce, a Ciemni – 23. Wspaniała Jasna czwórka spełnia swoje zadanie, kończąc na 6. pozycji, czyli ostatniej nagrodzonej pucharem! Wszystkie drużyny dostają pamiątkowe dyplomy.

Wygrała drużyna niedawno otwartego sklepu sportowego CrossRunShop przed Azymutem Pabianice oraz najszybszą z czterech czwórek Łódź Kocha Sport – grupą Agnieszki. Tuż za podium znalazła się reprezentacyjna ekipa organizatorów, czyli Szakali Bałut (w sumie wystawili trzy zespoły). Pobiegł w niej najszybszy z Szakali, Maurycy Oleksiewicz, który w tym roku oprócz startów na krótszych dystansach bierze się poważnie za góry (m.in. niedawny start w Ultramaratonie Karkonoskim). Jeszcze wczoraj był na miniobozie treningowym w Szklarskiej Porębie i do sztafety przystąpił trochę podmęczony, więc z takiego wyniku swojego i drużyny był zadowolony.

W zwycięskiej ekipie CrossRunShop wystąpili m.in. dobrze znani w łódzkim biegowym światku Radosław Sekieta i Paweł Kopaczewski, czyli biegający trener i jego zawodnik. Paweł zwyciężył także w klasyfikacji indywidualnej z najszybszą średnią jednego okrążenia. Obok nich pobiegła debiutująca w sztafecie Natalia Kowalska, również najszybsza indywidualnie wśród pań. – Trudna trasa ze względu na górkę, ale bardzo sympatyczna atmosfera i zawody godne polecenia – stwierdziła.

Pełne wyniki można obejrzeć TUTAJ.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce