Bieg, jakiego dotąd nie było. Ambasadorka po Ultramaratonie Karkonoskim
Opublikowane w pt., 14/03/2014 - 12:40
O Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim dowiedziałam się na początku grudnia. Wizja biegania zimą po Karkonoszach wydała mi się bardzo kusząca. Z drugiej strony, ultra zimą to nie przelewki. Po bardzo krótkiej chwili zastanowienia wiedziałam już, że muszę spróbować. Podobne odczucia musiało mieć wielu innych biegaczy, gdyż mimo wymaganej zgody lekarza i innych warunków kwalifikacyjnych, lista startowa zapełniła się błyskawicznie – pisze w swojej relacji z imprezy Kasia Benedykcińska, Ambasadorka Festiwalu Biegowego.
Co najważniejsze, ZUK to memoriał Tomka Kowalskiego, ultramaratończyka i himalaisty, a przede wszystkim przesympatycznego, wesołego chłopaka, którego sposób życia stanowił dla wielu osób inspirację do dalszych wyjazdów i stawiania przed sobą wyzwań. Głównymi organizatorami biegu byli Agnieszka Korpal i Grzegorz Łuczko, którzy na biegach ultra zdarli już pewnie kilka par butów. ZUKa organizowała także Ania Kautz, współwłaścicielka Hostelu Poco Loco. Obecność Rodziców i brata Tomka, a także całej gromady jego przyjaciół, dodała wydarzeniu niesamowitego klimatu.
Organizatorzy włożyli wiele serca w przygotowania. Jeszcze na długo przed startem znaleźli ciekawe sposoby na zachęcenie uczestników do zaznajomienia się z trasą - za zdjęcia z rekonesansu, czy wytropienie ekipy ZUKa na trasie można było wygrać bony do sklepu Natural Born Runners.
Pakiet, który otrzymaliśmy, prezentował się imponująco. Organizatorzy zatroszczyli się nie tylko o nasz ubiór, ale także o to, żebyśmy nie opadli z sił, nie zgubili się na trasie i odpowiednio zregenerowali po biegu. Techniczna koszulka nie jest rzadkością w pakietach, jednak ta zdecydowanie wyróżniała się jakością.
Już sam moment odbierania pakietów przebiegał w bardzo przyjacielskiej atmosferze, przy kawie i ciachach. Biuro zawodów zostało wybrane w taki sposób, aby zawodnicy mogli ulokować się pod jednym dachem, co dodatkowo sprzyjało integracji.
Wieczorem przed biegiem odbyła się odprawa techniczna i pokaz filmu o Tomku. Nie ma sensu go opisywać, najlepiej po prostu obejrzeć: http://vimeo.com/75295301
O 4 rano rozpoczęła się kontrola obowiązkowego wyposażenia, a kilka minut przed piątą deptak w Karpaczu przejęli biegacze, migając lampkami jak chmara świetlików. Po szybkim zbiegu po asfalcie, rozpoczęliśmy podejście do Budnik. Na tym etapie nie mogliśmy podziwiać widoków, dopiero zaczynało się przejaśniać i lepiej było się skupić na technicznym zbiegu po kamieniach. Po przekroczeniu strumienia wybiegliśmy na asfalt, więc na drodze do Kowar można było się rozpędzić. Ostatnie 5 km do pierwszego punktu kontrolnego na Przełęczy Okraj upłynęło pod znakiem zdobywania wysokości. W górnej części szlak był częściowo zlodzony, jednak stwierdziłam, że z wyciąganiem raczków jeszcze trochę poczekam. Biegłam w niewielkiej odległości od Filipa i jego psa Superkomandosa, który doskonale radził sobie w tym terenie. Zastanawiam się, skąd właściwie wzięło się powiedzenie „ślizgać się jak pies na lodzie”?