„To była wielka przygoda, mój bieg życia”. 30. Maraton Piasków Michała Głowackiego
Opublikowane w czw., 23/04/2015 - 09:56
Maraton Piasków to 250-kilometrowy bieg po marokańskiej Saharze, podzielony na 6 etapów. Uczestnicy zmagają się z tu temperaturami, oscylującymi od 3-4 stopni w nocy do 40 w dzień, piaszczystymi wydmami, ale też twardym kamienistym podłożem wyschniętych jezior i skał, niedoborem wody. Ale przede wszystkim z własna psychiką – wielu, wbrew organizmowi i za wszelką cenę chce zameldować się na mecie.
Tegoroczna, 30. edycja tych zawodów przyciągnęła prawie 1500 śmiałków. W tym szóstkę Polaków. Wszyscy ukończyli bieg, co jest nie lada wyczynem zważywszy na fakt, że niemal 300 zawodników odpadło w trakcie rywalizacji. Nam udało się namówić na rozmowę jednego z nich.
O swojej przygodzie z Maratonem Piasków opowiedział Michał Głowacki. Mieszkaniec Londynu ukończył imprezę na rewelacyjnej 14. pozycji. To najlepszy wynik Polaka w historii Maratonu Piasków.
Dlaczego Maraton Piasków?
- Pierwszy raz o Maratonie Piasków przeczytałem 14 lat temu i wtedy obiecałem sobie, że kiedyś tam wystartuję. Powalczę przede wszystkim ze swoimi słabościami. Wtedy nie wyobrażałem sobie jak można by przebiec maraton po piachu z plecakiem. Dziś po jego ukończeniu to dla mnie „bułka z masłem”.
Przygotowania
- Z perspektywy uczestnika, która ma już za sobą walkę na pustyni, wiem jak wiele błędów popełniłem w przygotowaniach. Trenowałem jak do normalnego maratonu, biegałem za szybko i za krótko. Na treningach rozpędzałem się do średniego tempa 3:25 min./km, za mało biegałem w terenie po crossowych górkach, a za dużo po terenie płaskim np. ulicach.
Kilometraż robiłem całkiem spory - w styczniu 600 km, w lutym 420 km. W marcu doznałem kontuzji, było to na 3 tygodnie przed startem. Podczas biegu w Milton Keynes na dystansie 20 mil miałem pobiec treningowo i kontrolować tempo. Jednak atmosfera rywalizacji sprawiła, że „zapaliłem się” i połówkę przebiegłem w 71 minut. Na jednym z ostatnich kilometrów poczułem ból w mięśniu czworogłowym uda. Jakimś cudem dotruchtałem do mety, ale następne 2 tygodnie spędziłem na masażach, basenach i krótkich wybieganiach 10-kilometrowych. Ominąłem cały sezon przełajowy, a udział w nim był zalecany jako idealny sposób przygotowań. Błoto i piasek mają dużo wspólnego.
Przygotowanie do Maratonu Piasków jest bardzo czasochłonne. To nie jest trening do startu na 10 km, więc czasu dla rodziny miałem bardzo niewiele. Do tego dochodzi praca. Prowadzę duży pub w centrum Londynu i pomagam żonie w prowadzeniu jej firmy. Ciężko było to wszystko pogodzić z treningami. Ucierpieli na tym moi najbliżsi - syn z małżonką. Zamiast wieczorem spędzać czas z rodziną, ja wychodziłem na 30 km wybiegania. Żona zawsze powtarzała, ze bieganie jest moją drugą miłością, więc mi wybacza te wieczorne spacerki. Biegałem przeważnie późnym wieczorem o 21 lub wcześnie rano o 6. Zawsze mogłem liczyć na wsparcie żony. Jest bardzo wyrozumiała, może dlatego, że podziela moją pasję do biegania. Mogłem liczyć na jej wyrozumiałość nawet wtedy, gdy zamiast jechać z synem na mecz, jechałem na zawody, a moja żona przejmowała moją rolę i zabierała naszego 6-latka na stadion.
Koszty
- Nie zliczyłem dokładnie wszystkich kosztów związanych ze startem, jednak oscylują one w granicach 25 000 zł. Co chwilę coś wyskakiwało, coś trzeba było dokupić, zamówić. Do tego dochodziło wpisowe, bilety lotnicze, sprzęt, odżywki itp.
Strony
- 1
- 2
- 3
- 4
- następna ›
- ostatnia »