„To była wielka przygoda, mój bieg życia”. 30. Maraton Piasków Michała Głowackiego
Opublikowane w czw., 23/04/2015 - 09:56
- Na ostatnim etapie, który zaliczał się do ogólnej klasyfikacji, zajmowałem 14. lokatę, tracąc do wyprzedzającego mnie Damiena Vierdet 23 minuty. Z kolei piętnasty Philippe Verdier tracił do mnie tylko 15 sekund. Postanowiłem skupić się na obronie swojej pozycji, jednocześnie starając się biec swoim tempem. Planowałem nie szaleć od początku etapu, tylko czekać na końcowe kilometry w przypadku, gdyby Philippe trzymał się blisko mnie. Moja szybkość nabyta z bieżni nie pozwoliłaby mu wyrwać mi czternastej lokaty.
Po wcześniejszym ultra etapie miałem strasznie poharatane stopy. Moje mięśnie pracowały za to i czuły się dobrze. Jak się okazało, odcinek maratoński był w miarę płaski, przebiegał po twardym podłożu. Może z wyjątkiem czwartego kilometra po wydmach piaszczystych i samego finiszu, etap był bardzo szybki. Kontrolowałem go od samego początku. Czułem się bardzo dobrze, do połowy dystansu biegłem sam, nie obracając się nawet na sekundę za siebie. Na półmetku osiągnąłem czas 1:53h.
Po 25 km dołączył do mnie Damien, zawodnik nr 13 w klasyfikacji generalnej. Pokonywaliśmy resztę dystansu razem. Na 30-34. kilometrze wśród piaszczystych wydm Damien zaatakował i próbował mnie zgubić. Wybroniłem się, nie udało mu się uciec. Czułem się mocny w tym dniu i już po „połówce” dystansu znów byłem trochę na siebie zły. Czemu nie spróbowałem zniwelować straty 23 minut do Damiena – pytałem się w myślach.
Do ostatnich kilometrów biegłem razem z Francuzem, wyczekując tylko momentu kiedy uda mi się mu „odjechać”. Tak się stało na 39. kilometrze. Z tempa 4,20 min./km na dystansie 100m wskoczyłem na tempo 3,40 min./km. Zgubiłem kolegę z Francji i finiszowałem. Ostatni kilometr pokonałem tempem 3,20 min./km, co pokazało mi jakim zapasem sił jeszcze dysponowałem. Na ostatnich trzech kilometrach odrobiłem do Damiena Verdiet prawie 2 minuty.
Na mecie czułem mega radość, energia mnie rozpierała. Medal wręczał mi sam Patryk Bauer. Muszę się przyznać, że emocje były tak silne, że uroniłem parę łez. W tym momencie brakowało mi najbardziej żony i syna z którymi mógłbym dzielić swą radość. Wiedziałem jednak, że oglądają mnie na żywo w internecie. Etap zakończyłem na 15. miejscu z czasem 3:48:25.
W generalnej klasyfikacji zająłem 14. miejsce z czasem 25:32:42.
Etap 6 - Unicef 11.5km
- Ostatni etap to bieg charytatywny, nie zaliczany do ostatecznego wyniku zawodów. Ponieważ jednak pomiar czasu był, wyniknęło przez to małe zamieszanie. Do klasyfikacji generalnej przez przypadek dołączano wyniki ostatniego odcinka. Organizatorzy jednak szybko zauważyli swój błąd i wyeliminowali czasy z etapu Unicef. Dzięki temu skończyłem zawody na 14. pozycji, a nie jak podwały media – na 17-tej pozycji.
Sam etap minął w miłej atmosferze. Na trasie znaleźliśmy czas na rozmowy z Chemą Martinezem czy Dannym Kendallem. Był czas na robienie zdjęć na wydmach i podziwianie pięknych widoków Maroka.
Podsumowanie
- To była wielka przygoda, mój bieg życia. Miałem okazję sprawdzić swój organizm w ekstremalnych warunkach, poznać masę ciekawych ludzi. Zostałem zaproszony przez organizatorów na prywatną kolację, gdzie była szansa poznać parę tajemnic dotyczących organizacji biegu.
Impreza ta sprawiła, że zakochałem się w biegach ultra. Mam zamiar wystartować tu ponownie za rok. Wierzę, że uda mi się znaleźć kilku przychylnych sponsorów, który wesprą mnie w tym finansowo. Zastanawiam się także, nad udziałem w kilku biegach z serii Ultra-Trial World Tour.
Korzystając z okazji, chciałem podziękować wszystkim zawodnikom z mojego namiotu oraz nowo poznanym fantastycznym ludziom, za wsparcie i porady podczas tego startu. Ogromne podziękowania dla znajomych i rodziny, którzy trzymali za mnie kciuki. Podziękowania dla Maćka Śniegorskiego ze Sklepu Biegacza za sprzęt sportowy. Oczywiście największe podziękowania chcę skierować do mojej żony Anny i syna Michała Juniora, którzy znosili to wszytko przez ostatnie miesiące. Zawsze mi kibicowali i wspierali duchowo. Byli ze mną na każdym kilometrze. Bez Nich nie było by mnie na 30. Maratonie Piasków.
Michał Głowacki
Od redakcji
W środę wieczorem wciąż rozmawialiśmy z Michałem o jego Maratonie Piasków i planach startowych. Mimo bolących stóp, jest już zapisany na kolejną edycję pustynnego maratony. Cel jaki nakreślił przed nami jest imponujący, ale wydaje się być w jego zasięgu - Michał chciałby powalczyć o miejsce tuż za triumfującymi Marokańczykami, czyli „Top 6-8”. Będziemy go w tym dopingować i mocno trzymać kciuki. Na takie wsparcie liczy Michał także od Was, drodzy biegacze. W rozmowie przyznał się Nam, że dużo otuchy dodawały mu e-maile docierające do obozu, także od zupełnie nieznanych mu, ale wspierających go duchowo osób. Wszyscy więc dopingujemy Michała w jego drodze do 31. Marathon des Sables.
KSU
fot. Archiwum prywatne Michała Głowackiego